Debiutancki, bezpośredni pociąg z Warszawy do Rijeki „Adriatic Express” dotarł w sobotę przed godz. 11 do końcowej stacji – co prawda nieco ponad pół godziny później niż powinien, ale za to podróżnych przywitano na miejscu minikoncertem z polskimi oraz chorwackimi przebojami. Na dworcu nie zabrakło przemówień, kwiatów, podziękowań i gratulacji – także dlatego, że połączenie udało się zorganizować w bardzo krótkim czasie.
Minęło bowiem parę miesięcy od pierwszych publicznych informacji, iż PKP Intercity, a także resort infrastruktury chcieliby, aby wśród możliwych środków transportu do Chorwacji kolej pojawiła się obok samolotu, autokaru i samochodu. „Adriatic Express” konkuruje zwłaszcza z dwoma ostatnimi, gdyż czas przejazdu z różnych miejsc wynosi od kilkunastu do nawet 20 godzin. Wsiąść można nie tylko w naszej stolicy czy Katowicach, ale i mniejszych ośrodkach.

„Adriatic Express” z Polski do Chorwacji. Jak przebiega trasa?
Całą trasę Warszawa Wschodnia – Rijeka przejechałem na pokładzie dziewiczego pociągu, prowadząc na żywo relację w Interii (jej zapis znajdziesztutaj). Były to trzy wagony, które na odcinku do Wiednia dołączono do istniejącego wcześniej składu „Sobieski”: dwa z tradycyjnymi, sześcioosobowymi przedziałami oraz jeden z kuszetkami. W austriackiej metropolii podpięto do nich lokomotywę tamtejszego przewoźnika ÖBB i dalej pognały same aż do słoweńskiego Pragerska.
To nie koniec kolejowych kombinacji, bo we wspomnianej miejscowości do „Adriatic Expressu” dołączyły węgierskie wagony jadące z Budapesztu jako pociąg retro „Istria”. Dlaczego retro? Wystarczy spojrzeć na zdjęcia: wystylizowane wnętrze wyglądało tak, jakbyśmy przenieśli się o co najmniej jedną epokę wstecz. Masywne drzwi, okna, które można całkiem rozsunąć, a przy nich firanki i do kompletu ten charakterystyczny zapach dawniejszej kolei.
Tak sformowanym składem o świcie zaczęliśmy mknąć przez Słowenię, na terenie której pociąg do Chorwacji zatrzymuje się aż osiem razy. Również do tego państwa z Polski nie wybiegała dotąd kolejowa trasa bez przesiadek, o czym w kontekście „Adriatic Expressu” mówi się mniej. A szkoda, gdyż widoki, jakie ujrzałem tam za oknami, były doprawdy wyjątkowe. Niektórzy współpasażerowie, dostrzegając walory tego krajobrazu, mimo wczesnej godziny wyszli z przedziałów i podziwiali go z korytarza.
Nowe połączenie PKP nie tylko do Chorwacji. Można też zwiedzić Słowenię
Wspomniane Pragersko, wcześniej Maribor przy granicy z Austrią, a także Celje, Zidani Most, stolica Lublana, Postojna, Pivka oraz Ilirska Bistrica – to lista słoweńskich stacji, na których zawitaliśmy. Spinające je tory ułożono wzdłuż wijącej się rzeki Savinja, wpadającej następnie do Sawy. Ich nurtowi, często obmywający skały i miejscami dość bystremu, przyglądaliśmy się z pociągu o wyjątkowej porze, gdy tarcza słońca wyłaniała się zza szczytów.
Kto przegapił lub przespał ten etap podróży do Rijeki, stracił nie tylko ujmujący landszaft, którego autorem jest natura – człowiek też dołożył tam swoje pięć groszy, budując chociażby wpisujące się w górskie otoczenie mosty czy pokonywane przez „Adriatic Express” co pewien czas tunele. Czynnik ludzki pomógł i właściwie nie przeszkodził, bo przy szlaku nie widziałem żadnych ekranów akustycznych albo innych przeszkód mogących zasłonić mijane wzgórza, lasy i miasteczka.
Na niektórych stacjach ustawiono także stare lokomotywy, którym – gdy pociąg toczył się wolniej – przez chwilę można było się przyjrzeć. W ulotkach pozostawionych na pokładzie pociągu zwrócono uwagę, że Maribor to „winne miasto z najstarszą winoroślą świata, idealne na poranny widok z okna”. Czytamy tam również o Lublanie – „baśniowej stolicy z zamkiem na wzgórzu” – oraz Postojnej z jaskiniami, „małymi smokami” i kolejną warownią, tym razem na skale.
Wpadka w Lublanie. Polskie wagony znalazły się poza peronem
Słoweńcy zapewnili krajobrazy, ale i spłatali psikusa. Przed godz. 7 skład dotarł do Lublany, gdzie trwa przebudowa głównej stacji w mieście. Tam okazało się, iż peron, na który skierowano „Adriatic Express” jest za krótki i zmieściły się przy nim wyłącznie węgierskie wagony, choć – jak nieoficjalnie usłyszałem – obiecywano, że będzie inaczej. Skończyło się to tak, że część podróżnych musiała zeskoczyć na trawę, a po chwili wdrapać się na podwyższenie peronu.
W Postojnej mieliśmy kilkadziesiąt minut, aby wyjść z wagonów i na świeżym powietrzu rozprostować nogi. W międzyczasie kolejarze przeprowadzali kolejną operację: z grona węgierskich wagonów odłączyli te, które nie miały jechać do Rijeki, lecz słoweńskiego kurortu Koper, także nad Adriatykiem. Później, w nieodległej Pivce, rozpoczęła się ostatnia „prosta” (bo tak naprawdę kręta) wyprawy do Chorwacji – w końcu wjechaliśmy na linię prowadzącą już do Rijeki.
Rozkład jazdy „Adriatic Expressu” ułożony jest rzecz jasna tak, aby sprzyjał wizycie w docelowym miejscu, ale umożliwia też zwiedzanie Słowenii. Przykładowo godzinę przyjazdu do Lublany wyznaczono na 6:45, powrót w kierunku Warszawy to natomiast 22:20. W pociągu przez cały czas jest polska obsługa wagonu z kuszetkami, która sprzeda nam przekąski, ciepłe napoje i proste danie na gorąco z makaronem. Wars z prawdziwego zdarzenia kursuje na odcinku między Warszawą a Wiedniem.
„Adriatic Express” do Słowenii i Chorwacji. Ile kosztują bilety?
Bilety na pociąg, który wedle zamierzeń rządu oraz PKP ma być hitem tego lata, rozchodzą się niczym ciepłe bułki, ale na wiele wakacyjnych dni są jeszcze dostępne. W niedzielę sprawdziłem, ile trzeba zapłacić za przejazd z Warszawy do Lublany, gdybyśmy chcieli zjawić się tam mniej więcej w połowie lipca. Obojętnie, jaki dzień z kalendarza wybrałem, system wskazywał cenę 325,82 zł – jest to oferta najtańsza, w przedziale, bez możliwości wymiany czy zwrotu biletu.
„Adriatic Express” kursuje między Polską a Czechami, Austrią, Słowenią i Chorwacją do końca wakacji, kilka razy w tygodniu. Jak wynika z rozkładu jazdy, ostatni wyjazd z Warszawy zaplanowano na 28 sierpnia, a znad Morza Adriatyckiego – dzień później.
Z Rijeki Wiktor Kazanecki, Interia