-
Zdaniem gen. Dariusza Wrońskiego naruszenie polskiej przestrzeni powietrznej przez rosyjskie drony to akt agresji i element eskalacji konfliktu.
-
Celem rosyjskich działań jest testowanie skuteczności i szybkości reakcji polskiego systemu obrony przeciwlotniczej oraz badanie zachowań społeczeństwa.
-
Współpraca Polski z NATO oceniona została pozytywnie, choć istnieje potrzeba znacznego wzmocnienia systemu obrony powietrznej zwłaszcza przed dronami.
-
Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii
Kamila Baranowska, Interia: – Jak pan generał interpretuje to, co się stało? Premier mówi, że nie ma mowy o zabłąkanych dronach i że wygląda to na zaplanowaną operację.
Gen. Dariusz Wroński, były dowódca 25 Brygady Kawalerii Powietrznej, były dowódca 1 Brygady Lotnictwa Wojsk Lądowych: – Niewątpliwie jest to akt agresji, który niesie za sobą pewien cel ze strony wroga, którym w tym wypadku jest Rosja.
– Rosja chce wyciągnąć maksymalną ilość informacji na temat tego, jak działa polski system obrony przeciwlotniczej. Naruszenie granicy i polskiej przestrzeni publicznej po wcześniejszych podobnych, ale drobniejszych incydentach na przestrzeni ostatnich miesięcy może dawać poczucie, że doszło do eskalacji. 20 sztuk to już jest mały rój dronów, który podzielił się w pewnym momencie od granicy tak, że prawdopodobnie część poleciała w kierunku województw południowych, celem zmylenia naszego systemu obrony przeciwlotniczej, a jednocześnie, żeby pokazać, że się skupiają w dalszym ciągu na rejonie rejonu Rzeszów-Lublin aż po rejon po stronie białoruskiej do Brześcia, ale tym razem poszerzono teren działania, bo część dronów skierowano w rejony Zalewu Sulejowskiego niedaleko Opoczna, Tomaszowa Mazowieckiego i Elbląga.
Co to znaczy, że poszerzono teren działania?
– Obliczając zasięgi takich bezpilotowców można śmiało powiedzieć, że w swoim zasięgu mają Warszawę, Kraków i każde inne miasto. Nic dziwnego, że nikt w Polsce nie czuje się komfortowo w tej sytuacji. Co prawda obiekty w większości nie były uzbrojone z tego co widać, a jeśli któryś był, to został strącony.
Jak pan generał ocenia reakcję Polski?
– Na dzień dzisiejszy wiemy o czterech czterech prawdopodobnych zestrzeleniach dzięki dyżurowi bojowemu przez F-35 z Holandii w ramach struktury pomocowej NATO. To jest bardzo chwalebne i daje odpowiedź tym, którzy wysłali bezpilotowce na teren Polski, że reakcja jest bardzo szybka i pełna z punktu widzenia zarówno wojskowego, jak i politycznego. NATO wykonało dobrą robotę, Polska wykonała dobrą robotę i z tego możemy być na tym etapie zadowoleni. Oczywiście nie możemy spocząć na laurach, ponieważ tak jak powiedziałem mamy do czynienia z pewną eskalacją. I ona może, choć nie musi, przerodzić się w sytuację kryzysową o większym poziomie zagrożenia. Zwłaszcza, że Rosja będzie teraz skrupulatnie analizować to, co się stało, aby uwzględnić to przy projektowaniu jakichś swoich scenariuszy, które były i są budowane przeciwko państwom NATO.
Analizowana będzie głównie szybkość i skuteczność reakcji?
– Tak, ale także reakcja ludności, bo o tym nie możemy zapominać, że chodzi tu także o sprawdzenie, czy polskie społeczeństwo da się w taki sposób zastraszyć. Przestraszone społeczeństwo będzie domagać się szybkiego zakończenia wojny na Ukrainie bez względu na koszty, będzie wywierać presję na rządzących, aby się nie wtrącać w tę wojnę, nie wchodzić w dalszą pomoc Ukrainie, nie angażować się. Jeżeli damy się zastraszyć jako społeczeństwo, to będzie niedobrze.
Na plus na pewno jest współpraca rządu, BBN i prezydenta ponad politycznymi podziałami.
– Działania, które dzisiaj zostały podjęte na ostro, czyli i zestrzelenia i szybkie decyzje i szybkie reakcje dyżurnych służb zarówno na ziemi jak i w powietrzu i sposób wykrycia sugerują, że nie daliśmy się zaskoczyć, ale też nie daliśmy się zastraszyć.
– Ciężko mówić, mając dość skromne informacje o obiektach, bo dopiero oficjalne czynniki rządowe i wojskowe będą pieczołowicie wyjaśniały wszystkie sprawy, w szczególności skąd pochodził ten sprzęt, jaki był dokładnie, czy były ślady uzbrojenia, czy wniosły na sobie systemy do monitorowania, wywiadowcze i tak dalej. To jest cały konglomerat informacji wojskowych, które należy zbadać. Wówczas będziemy mogli więcej powiedzieć na temat planów i intencji Rosji. Innymi słowy – po co to wszystko było Rosji potrzebne.
-
Jest termin Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Ustalenia Polsat News
-
Niemieckie Patrioty w gotowości bojowej. „Żołnierze są świadomi zagrożeń”
Pojawiły się też przy okazji takie głosy, że mamy za mało dronów i nie jesteśmy przystosowani do obrony przed atakiem za pomocą dronów, a wysyłanie F-35 do dronów to marnotrawstwo pieniędzy. Zgadza się pan generał z taką interpretacją?
– Reakcja była właściwa i adekwatna do obiektów, które wkroczyły w naszą przestrzeń i nie wytykałbym, że przecież to jest bardzo droga operacja. Nieważne, jaka jest cena, wolność i bezpieczeństwo nie zna ceny, a reaguje się tym, co się ma do dyspozycji. Znane są przypadki bardzo drogich środków użytych przeciwko małym celom, obiektom, bo na koniec liczy się to, że nie zginął człowiek, nie zginęli ludzie i nie została zniszczona infrastruktura krytyczna Polski.
A jakie wnioski powinniśmy wyciągnąć na przyszłość, jeśli chodzi o naszą obronę przeciwlotniczą?
– To jest dość skomplikowana sprawa, ale warto powiedzieć, że musimy rzeczywiście wypełnić luki na małych wysokościach. Bo od zera do wysokości 500-1000 metrów to jest ten najbardziej problematyczny przedział wysokości, w odniesieniu do którego trzeba zwiększyć zasięg wykrywania. I tutaj użyte zostały przecież, o czym mówili decydenci dzisiaj, samoloty dozoru radiolokacyjnego. Na pewno w powietrzu był AWACS, czyli powietrzny system kontroli ostrzegania. Na pewno były w użyciu sprzęt Global Hawk, który może przebywać w powietrzu do dwóch dni operowania na wysokości nawet do 13 tys. metrów i prowadzić czynności rozpoznawczo-zwiadowcze. Z tego, z tego co wiemy z wcześniejszych analiz, to w tym rejonie niemalże w sposób ciągły operują maszyny MQ-9A Reaper, które dają potężną informację, strzegą naszej granicy i jednocześnie dzięki wyniesieniu tych radarów, które mają na swoim pokładzie, na wysokość do 13 tys. metrów, to widzą one lepiej także na bardzo małych wysokościach z odległości 300-350 km. I to jest jakieś jakieś panaceum na to, żeby zobaczyć i dostrzec wlatujące na nasze niebo obiekty na czas.
A słynne systemy zwalczania bezzagłogowców SKYCtrl, wokół których było ostatnio zamieszanie?
– Te osiem systemów antydronowych, które zostały zakupione mogą być zastosowane punktowo czy obiektowo do wybranych obiektów infrastruktury krytycznej. Natomiast za mało ich mamy, żeby pokryć przestrzeń od Okręgu Królewieckiego poprzez Litwę, Białoruś i Ukrainę. Robiliśmy obliczenia, że 96 to jest minimum takich zestawów. To koszt 4,5 miliarda złotych. Problemem jest jednak to, aby firma zdołała to nam wyprodukować, bo my potrzebujemy tych systemów na wczoraj, aby uszczelnić wielowarstwowy system obrony powietrznej. I to jest rzeczywiście problem.
Powinniśmy się spodziewać kolejnych podobnych sytuacji? Tylko na przykład z udziałem nie 20, a np. 40 czy 80 dronów?
– Nie da się wykluczyć takiej możliwości. Scenariusze są różne, nie o wszystkich chcę mówić, bo niektóre są bardzo groźne. Dla nas wniosek z tego testowania przez Rosję powinien płynąć jeden – nie możemy osiadać na laurach i musimy tym mocniej działać i to dwukierunkowo. Z jednej strony zabiegać o zaostrzenie sankcji na Rosję, bo potrzebne są prawdziwe sankcje takie, żeby Rosję odciąć od możliwości budowy swojego potencjału militarnego. A z drugiej strony uważam, że dzisiaj wszystkie kraje powinny przemieścić na teren Polski te systemy, które mogłyby nam pomóc w bezpiecznym funkcjonowaniu i w ochronie wschodniej flanki NATO. Mamy wymiar polityczny i wymiar militarny, który moim zdaniem powinien polegać na pomocy całego Sojuszu. Polska została zaatakowana, bo tak to trzeba nazwać, a to oznacza, że NATO też.
Rozmawiała Kamila Baranowska
-
Sprawa Adama Niedzielskiego. Zapadł prawomocny wyrok
-
Trump ma rozmawiać z Nawrockim. Drony nad Polską, jest reakcja Białego Domu