Skutki pierwszych odpaleń Flamingów nie są jednak znane. Wszystkie informacje na temat nowej rakiety nie są oficjalne i raczej oględne. Ich ujawnienie przebiegło jednak ewidentnie w sposób kontrolowany. Być może użyto ich do ataku na przepompownię naftociągu Przyjaźń w obwodzie Tambowskim w nocy z 17 na 18 sierpnia, bo zniszczenia widoczne na zdjęciach satelitarnych są znaczne. Większe, niż zazwyczaj zadawały standardowe ukraińskie systemy uderzeniowe dalekiego zasięgu.

Ciężka głowica i daleki zasięg

Flaming ma mieć głowicę o masie rzędu 1 tony, podczas gdy aktualnie używane przez Ukraińców proste drony/zmodyfikowane samoloty mają maksymalnie do ok. 100 kilogramów, a w większości są mniejsze. Plus jako całość są lekkie i poruszają się wolno, więc sama energia uderzenia jest mała. Różnica w potencjalnym efekcie niszczącym Flaminga jest więc drastyczna. Aktualnie używane przez Ukraińców systemy uderzeniowe mają bardzo ograniczoną skuteczność właśnie z tego powodu. Nawet jeśli w coś trafią, to powodują skromne zniszczenia. Wyjątkiem są trafienia w obiekty łatwopalne, takie jak rafinerie czy składy paliw, albo wybuchowe, jak składy amunicji. Tam efekty bywają znacznie dotkliwsze dla Rosjan, jeśli skutkiem ataku będzie pożar lub wtórne detonacje. Jednak w przypadku zwykłych fabryk uszkodzenia zazwyczaj są lekkie lub wręcz powierzchowne. Trafienie Flaminga to będzie jednak coś zupełnie innego.

Znaczący jest też deklarowany zasięg nowej rakiety, wynoszący około 3 tys. kilometrów. To też istotnie więcej niż dotychczas używane przez Ukraińców systemy uderzeniowe, sięgające rejonu maksymalnie 1-1,5 tys. kilometrów, z rekordowym incydentem ataku na cel odległy o 1,8 tys. km od granicy. W zakresie możliwości nowej rakiety jest całe europejskie terytorium Rosji (w tym nawet bazy na Dalekiej Północy, na półwyspie Kola, gdzie stacjonują główne siły floty i istotna część bombowców) i zachodnia część Syberii. 3 tys. kilometrów to już zasięg wystarczający do uderzenia na obiekty za Uralem, na przykład jedyną rosyjską fabrykę czołgów w Niżnym Tagile, najważniejszą fabrykę transporterów opancerzonych w Kurganiu czy luf dla artylerii w Jekaterynburgu.

Ujawnienie rakiety nastąpiło w poniedziałkowym, facebookowym wpisie ukraińskiego korespondenta Efrema Lukatskiego, pracującego dla agencji AP. Zamieścił go z jednym zdjęciem rakiety na transporterze/wyrzutni stojącej w hali produkcyjnej ukraińskiej firmy Fire Point.

Napisał przy tym o zasięgu rzędu 3 tys. km i trwaniu produkcji seryjnej. Dodatkowo tego samego dnia więcej informacji podał popularny ukraiński tygodnik „Dzerkało Tyżnia”. Tam podano kolejny raz taki sam zasięg, a dodatkowo informację o ładunku bojowym wynoszącym 1150 kg. Padło też twierdzenie o użyciu bojowym, czemu towarzyszą nagrania startów rakiet: jednego z testów, drugiego z ataku na Rosję. Ponadto padło stwierdzenie, że fabryka rakiet jest „ukryta w karpackich lasach”. Podczas opracowania pocisku miano się skupić na trzech głównych parametrach: masie głowicy, zasięgu i zdolności do szybkiego przygotowania do startu.

Bardzo możliwe brytyjskie korzenie

Wspomniana przez oba źródła firma Fire Point nie była dotychczas szerzej znana. Można jednak domniemywać, że jest w jakiś sposób związana z brytyjską firmą Milanion. Ta prezentowała na targach zbrojeniowych w Abu Dhabi na początku roku rakietę manewrującą FP-5, zewnętrznie bardzo przypominającą ukraińskiego Flaminga, oraz mającą identyczne podstawowe parametry, czyli zasięg i masę głowicy.

Broszura informacyjna brytyjskiej firmy Milanion na temat projektu jej rakiety FP-5, bardzo przypominającej teraz ujawnionego ukraińskiego FlamingaFot. Milanion

Link do oryginalnej broszury w dużej rozdzielczości.

Wskazuje to na możliwość, że w ramach współpracy zbrojeniowej Wielkiej Brytanii i Ukrainy doszło do partnerstwa przedsiębiorców ukraińskich z firmą brytyjską, której owocem jest produkcja i użycie bojowe FP-5 pod nową nazwą. Nie można też wykluczyć istotnego udziału Ukraińców w całym procesie projektowania broni. Milanion nie należy do grona uznanych graczy na rynku zbrojeniowym, a raczej do fali młodych firm starających się wybić głównie za sprawą systemów bezzałogowych. Wiele przedsiębiorstw z różnych państw stara się obecnie blisko współpracować z Ukraińcami, korzystając z ich doświadczeń i wiedzy i tworząc produkty, które potem mogą być wszechstronnie sprawdzane w walce na Rosjanach.

Broszura informacyjna brytyjskiego przedsiębiorstwa na temat tej rakiety pozwala stwierdzić, że większość jej parametrów pokrywa się z tymi w klasycznych rakietach manewrujących. Poza rozmiarami i zaawansowaniem systemu naprowadzania. Prędkość przelotowa rzędu 800-900 km/h, czyli wysoka poddźwiękowa. Naprowadzanie przy pomocy systemów nawigacji satelitarnej i wewnętrznego systemu bezwładnościowego, jakoby odpornych na systemy walki elektronicznej. Odpalanie z dużej wyrzutni wielkości naczepy do TIR-a przy pomocy silnika rakietowego na paliwo stałe, odrzucanego krótko po starcie. Lot do celu na wysokości maksymalnie 5 km, ale standardowo najpewniej na znacznie niższej (rzędu kilkuset metrów). Masa startowa 6 ton. Rozpiętość skrzydeł 6 metrów. Nie ma żadnych konkretów na temat silnika głównego, którego osłona jest znacząco większa od tych w klasycznych rakietach cruise. Podany czas przygotowania do startu w przedziale 20-40 minut trudno przy tym nazwać „szybkim”. Wręcz przeciwnie, w świecie nowoczesnych pocisków manewrujących to długo. Wskazuje to na konieczność zmontowania pocisku (zwłaszcza szerokich skrzydeł), rozstawienia wyrzutni i być może tankowania paliwa.

W opisach rakiety pojawiają się twierdzenia o „łatwości produkcji”, co w połączeniu z dużymi gabarytami pocisku można przetłumaczyć na to, że jest ona dość prostą konstrukcją. Nowoczesne wojskowe rakiety manewrujące przy masie startowej rzędu 1,5-2,5 tony są w stanie dostarczyć standardowe dla nich głowice o masie pół tony na 2,5-3 tys. kilometrów i pozostają w gotowości do startu w ciągu sekund. Flaming jest więc w porównaniu z nimi znacząco cięższy, większy i wymagający więcej obsługi przed odpaleniem. Bliżej mu w tym do dużego radzieckiego drona rozpoznawczego Tu-141 z lat 70., które ukraińska armia w początkowej fazie wojny wykorzystywała po modyfikacjach do ataków na cele w Rosji, ale robiła to na małą skalę. Prostota konstrukcji sama w sobie nie musi być czymś złym, jeśli przełoży się na zdolność Ukraińców do masowego produkowania oraz używania pocisku. Jednak duże gabaryty oznaczają też łatwiejsze wykrycie i przechwycenie przez Rosjan. Zarówno w locie, jak i podczas przygotowań do startu. Dla rosyjskich systemów obrony powietrznej Flaming teoretycznie powinien być wymarzonym celem.

Potencjalne skutki odczuwalne dla Rosjan

Sukces nowej rakiety będzie można relatywnie łatwo zmierzyć, jeśli niebawem zacznie napływać z Rosji więcej doniesień o dużych eksplozjach w obiektach ważnych i odległych od Ukrainy. Poprzedzonych słyszanym przez świadków przelotem czegoś z napędem odrzutowym. Zwłaszcza, jeśli będzie to dotyczyć lotnisk wykorzystywanych przez bombowce strategiczne, bombowce taktyczne Su-34, czy na przykład zakładów produkcji dronów uderzeniowych Gieran-2 w Ałabudze. Mieszczą się one w zwykłych lekkich halach na modłę cywilną i pomimo kilku ataków ukraińskich bezzałogowców do tej pory nie doznały poważniejszych uszkodzeń. Wizyta kilku pocisków z głowicami o masie tony na pewno byłaby czym innym. Choć przedarcie się ich przez obronę takich obiektów najpewniej będzie wyzwaniem.

Ogólnie większa ilość rakiet w rodzaju Flaminga wzniosłaby ukraińską kampanię uderzeń na cele w Rosji na nowy poziom. Obecnie Ukraińcy prowadzą ją przy pomocy niewielkich maszyn o wspomnianej masie głowic rzędu kilkudziesięciu, stu kilogramów. Choć co tydzień leci ich nad Rosję kilkaset, to skala zniszczeń jest bardzo ograniczona. Gdyby dołączyło do nich kilka, kilkanaście większych pocisków, efekty byłyby dotkliwsze. Nie byłoby to jednak nic przełomowego, co zakończyłoby wojnę albo radykalnie wpłynęło na jej bieg. Na pewno jednak utrudniłoby życie Rosjanom.

Rosjanie zniszczyli ciężarówkę z pomocą dla najbardziej potrzebujących cywilów w Chersoniu i okolicach. Naprawmy ją. Wesprzyj zbiórkę Fundacji PCPM  >> TUTAJ. Liczy się każda złotówka.

Udział
Exit mobile version