Beata Anna Święcicka, „Wprost”: Mamy moment niezwykle dynamiczny dla biznesu. Z jednej strony pojawiły się długo wyczekiwane sygnały możliwych pokojowych negocjacji za naszą wschodnią granicą, które mogą przynieść trudne do przewidzenia konsekwencje geopolityczne. Z drugiej – trwa bezprecedensowy wyścig technologiczny, przyspieszający w tempie, jakiego chyba nigdy wcześniej nie doświadczyliśmy. A na krajowym podwórku coraz głośniej rezonuje „afera KPO”, karmiąc wyobraźnię Kowalskiego obrazami dziesiątków jachtów wyłudzonych przez przedsiębiorców z unijnych funduszy i jednocześnie podkopując zaufanie do całego rodzimego biznesu. Czy rzeczywiście powinniśmy się obawiać, że środki wspierające polski biznes są wydawane w niewłaściwy sposób?

Marta Półtorak, prezes spółki Marma Polskie Folie: To właśnie najważniejsza kwestia – nie chodzi o to, by podważać sam sens takich programów, tylko by pilnować, aby pieniądze były wydawane zgodnie z zasadami. To trochę jak z przepisami ruchu drogowego – fakt, że ktoś przekroczy prędkość, nie oznacza, że należy zlikwidować cały kodeks. Trzeba raczej egzekwować reguły. Dlatego nie zawsze warto ulegać emocjom i pochopnym ocenom. Owszem, media nagłaśniają przypadki kupna jachtów czy kawiarek, ale przecież takie zakupy mogą być częścią realnej działalności – np. turystycznej, gdzie dzięki temu powstają nowe miejsca pracy. Najpierw sprawdźmy, czy środki zostały użyte zgodnie z celem, a dopiero potem oceniajmy. Widzimy jedynie sensacje i nagłówki, a zapomina się o tym, jak realnie działają programy wspierające rozwój przedsiębiorstw. Nie sztuką jest krytykować wszystko, co związane z dotacjami, bo to niczym nieuzasadniona nagonka.

Jeśli spojrzymy wstecz – np. na ustawę dotyczącą ochrony osób niepełnosprawnych, która była jedną z lepszych inicjatyw w Polsce. Chroniliśmy i wspomagaliśmy osoby niepełnosprawne poprzez ich aktywizację zawodową. Nagle pojawiła się jedna, druga czy trzecia sprawa związana z tym, że ktoś nadużył środków z PFRON-u. I zaraz fala hejtu. Tymczasem generalnie program działał prawidłowo, a inni – np. Skandynawowie – przyjeżdżali uczyć się naszych rozwiązań.

Nie możemy inwestować w badania, rozwój i nowe technologie bez wsparcia publicznego. Nigdzie na świecie nie odbywa się to bez dofinansowania. Musimy postawić na nowoczesność, specjalizację i wspieranie polskiego biznesu. Tylko w ten sposób nadganiamy czas, który straciliśmy w przeszłości. W mojej ocenie Polska świetnie wykorzystuje środki KPO i inne formy wsparcia, dzięki którym nasze firmy prywatne są w stanie konkurować z najlepszymi graczami na rynku.

Marma korzysta ze wsparcia KPO?

Dla nas KPO to ogromna szansa. Wspólnie z NCBR realizujemy projekt w obszarze gospodarki obiegu zamkniętego, wart około 150 mln zł. Bez dofinansowania nigdy nie udałoby się nam wdrożyć tak dużego przedsięwzięcia badawczo-rozwojowego. Oczywiście nie każdy pomysł się udaje – z dziesięciu innowacyjnych projektów często wypala jeden. Ale ten jeden potrafi zmienić branżę na skalę globalną.

Dziś pracujemy nad rozwiązaniem, które pozwoli nam stać się drugą firmą na świecie produkującą geowłókninę igłowaną z włókna ciągłego.

Produkt ten ma bardzo szerokie zastosowanie – od boisk sportowych i parkingów, przez umacnianie brzegów rzek, jezior, zapór i tam, aż po uszczelnianie skarp, a także zastosowania w filtrach oraz militarne. Naszą przewagą jest to, że w przeciwieństwie do amerykańskiej konkurencji wykorzystujemy surowce wtórne. To inwestycja, która dzięki wspomnianemu wsparciu ma szansę realnie wpłynąć na gospodarkę i pozycję Polski w branży tworzyw sztucznych.

Czy unijna polityka ekologiczna nie zakłóca tego rozwoju? Jej przeregulowanie, obrosłe już legendą, bywa wyjątkowo dotkliwe dla branży tworzyw sztucznych.

Unia jest bardzo dobrym tworem. Dzięki niej możemy – jako przedsiębiorcy – działać bez przeszkód na rynku europejskim. Ten swobodny przepływ towarów, surowców, ludzi czy wiedzy to ogromny przywilej, który otworzył przed nami nowe rynki. Dzięki temu polskie firmy mogą funkcjonować w całej Europie na równych zasadach i korzystać z szerszych możliwości rozwoju.

Problem z Unią zaczyna się wtedy, gdy porządkowanie przeradza się w nadmiar procedur. W efekcie zamiast ułatwień dostajemy kolejne bariery. Tymczasem na rynek europejski swobodnie trafiają produkty z Azji, które nie spełniają unijnych standardów, a często nawet nie podlegają certyfikacji.

My musimy sprostać dziesiątkom rygorystycznych wymogów, co zwiększa koszty i osłabia konkurencyjność. Gdyby warunki były równe, nasze produkty bez problemu wygrywałyby jakością i ceną. Zresztą polscy urzędnicy „dolewają oliwy do ognia”, jeszcze bardziej zaostrzając nasze regulacje na poziomie krajowym.

Dlatego jestem zwolenniczką prostych, ale skutecznych rozwiązań. Ekologia jest absolutnie konieczna, ale zamiast mnożyć raporty i biurokrację, powinniśmy koncentrować się na realnych działaniach.

Naszą odpowiedzią jest inwestowanie w innowacje – tylko dzięki nim możemy być o krok przed konkurencją. To pozwala nam utrzymać stabilność finansową, mimo że koszty pracy i energii w Polsce są bardzo wysokie.

Czyli można powiedzieć, że problemem nie jest sama idea ekologii, ale sposób, w jaki Bruksela próbuje ją wdrażać? Czy takie podejście nie osłabia jeszcze bardziej pozycji Europy wobec konkurencji z Azji?

Dokładnie tak. Marma Polskie Folie od lat stawia na ekologię – i robimy to nie dlatego, że ktoś nam nakazuje, ale dlatego, że to przyszłość naszej branży. Nasze produkty są często bardziej ekologiczne, niż wymagają tego przepisy. Dlatego boli nas, że coraz więcej czasu musimy poświęcać na raportowanie i wypełnianie kolejnych formularzy, zamiast koncentrować się na produkcji, sprzedaży czy rozwoju nowych rozwiązań.

Unia tak bardzo boi się, że coś nie będzie ekologiczne, że momentami dochodzi do absurdów. Stąd tak ważne są inicjatywy jak Manifest Polskiej Chemii – dokument przygotowany przez Polską Izbę Przemysłu Chemicznego, który podczas niedawnej polskiej prezydencji w UE prezentowaliśmy europosłom. Pokazujemy w nim, gdzie regulacje są potrzebne, a gdzie wręcz szkodzą i osłabiają naszą konkurencyjność.

Jeśli Unia Europejska będzie się dalej tak przeregulowywać, to z dużego gracza na rynku chemicznym stanie się tylko małą kropką – a w końcu może całkiem zniknąć z mapy. Pandemia jasno pokazała, jak groźne jest uzależnienie się od jednego regionu. Wystarczy wyobrazić sobie sytuację, w której Chiny przejmują całą produkcję w danym obszarze – i nagle Europa zostaje bez alternatywy.

Mamy zresztą własne doświadczenia. Kiedyś produkowaliśmy worki raszlowe, w które pakowało się owoce i warzywa. To była praco- i kosztochłonna produkcja, więc w pewnym momencie przegraliśmy cenowo z Azją. Ale szybko okazało się, że ta oszczędność była pozorna. Rolnicy wrócili do nas z prośbą, byśmy wznowili produkcję, bo chińskie worki były tak słabej jakości, że dwa na trzy pękały, niszcząc towar. To świetnie pokazuje, że jakość i niezależność mają ogromne znaczenie – i że czasem tańsze wcale nie znaczy lepsze. Nie mówiąc już o tym, że produkt, żeby trafił do Europy, musi płynąć wiele tygodni statkiem, który zużywa hektolitry oleju napędowego.

Tymczasem nasza produkcja jest bezemisyjna, ale żeby to osiągnąć, inwestujemy ogromne środki w linie produkcyjne. Dbamy o to, aby jakiekolwiek substancje uboczne powstające przy nadrukach na foliach były eliminowane przez systemy filtracyjne – efekt jest taki, że powietrze wychodzące z naszego zakładu często bywa czystsze niż to, które do niego trafia. Taki paradoks.

Wspomniany rynek azjatycki słynie, nazwijmy to dyplomatycznie, z niekontrolowanego transferu technologii. Jest jednak niezwykle kuszącym biznesowo obszarem. Jak ocenia Pani opłacalność i korzyści ze współpracy?

Współpraca z tymi rynkami otwiera ogromne możliwości, ale niesie też spore ryzyka. Przede wszystkim należy pamiętać, że w Azji prawo patentowe działa inaczej, a import takich produktów do Europy nie zawsze jest skutecznie kontrolowany.

Wyzwaniem jest również logistyka – transport morski bywa nieprzewidywalny, a globalne kryzysy, jak blokada Kanału Sueskiego, wydłużają czas dostaw.

Marma „romansowała” z Chinami i nie skończyło się to happy endem, prawda?

Dostarczaliśmy do Państwa Środka przez pewien czas jeden z naszych produktów. Gdy tylko Chińczycy nauczyli się, jak można go wyprodukować, zaczęli robić to sami. Oczywiście mamy patenty. Problem w tym, że Azjaci mają bardzo luźny stosunek do ochrony patentowej i na tamtych rynkach ona nas nie chroni. Wiemy, że to podróż w jedną stronę – jeżeli coś dostarczymy, oni bardzo szybko uczą się pewnych rzeczy, nie mają tych obwarowań, które my mamy, i po jakimś czasie przejmują kontrolę nad produkcją. To schemat stały i nie dotyczy tylko branży tworzyw sztucznych.

Do tego dochodzi kwestia jakości. Standardy w Azji bywają różne, często odmienne od europejskich. My prowadzimy regularne audyty, kontrole jakości surowców i produktów – i nasze wyroby zawsze trzymają ten sam poziom. Natomiast z rynku azjatyckiego bywa różnie: czasem produkt jest naprawdę dobry, a potem kolejna partia zupełnie nie odpowiada ustalonym parametrom.

O czym warto pamiętać w relacjach z biznesową Azją?

Idąc na współpracę z Azją, trzeba mieć buforowe zapasy, korzystać z kilku operatorów i stosować instrumenty finansowe chroniące przed ryzykiem kursowym. Ważne są też kwestie kulturowe, regulacyjne i budowanie długofalowych, partnerskich relacji – tylko wtedy współpraca ma sens.

Które rynki są dziś dla Marmy najważniejsze?

Na pewno rynek unijny – Europa Zachodnia, Skandynawia, Wielka Brytania – to są dla nas rynki kluczowe. Oczywiście z naszymi bardzo zaawansowanymi wyrobami staramy się też trafiać dalej, czyli do Stanów Zjednoczonych czy Kanady, ale to nie jest na ten moment priorytetowe, ponieważ w przypadku tak odległych rynków olbrzymią rolę odgrywa logistyka.

To są rynki dla wyrobów wysoko zaawansowanych technologicznie, ale również o niskiej masie i niewielkich gabarytach, gdzie transport ma drugorzędne znaczenie. Zawsze powtarzam, że jeżeli jakiś wyrób będzie jechał dalej, podróżował więcej, to nie znaczy, że będzie lepszy. On musi być droższy. I to samo dotyczy naszego rynku – pewne wyroby sprowadzane z daleka również obarczone są kosztami logistyki, transportu, a także czasem i wszystkimi ryzykami z tym związanymi o ekologii nie wspominając.

Na co Marma ma jeszcze biznesowy apetyt?

Jestem dumna, że Marma Polskie Folie pozostaje w 100 procentach polską firmą, z pięcioma zakładami w kraju, a nasze produkty znajdują uznanie na najbardziej wymagających rynkach zagranicznych. To pokazuje, że mimo trudności można budować konkurencyjność opartą na jakości i technologii. Przed Marmą jeszcze sporo wyzwań, ale z pewnością chcemy być firmą globalną.

W którym kierunku powinna iść polska gospodarka?

Powinniśmy się wyspecjalizować w czymś konkretnym. Weźmy przykład Szwajcarii – kraj znany z zegarków czy kosmetyków. To połączenie tradycji z nowoczesnością. My nie musimy burzyć tradycji, żeby iść w nowe technologie – wręcz przeciwnie. Wspierajmy tradycję nowymi technologiami i wyspecjalizujmy się w czymś konkretnym, pomagając w ten sposób polskiemu biznesowi, a tym samym całej polskiej gospodarce.

Nie chcę krytykować firm państwowych z udziałem Skarbu Państwa, bo strategiczne przedsiębiorstwa też muszą funkcjonować. Jednak porównując wyniki firm prywatnych i państwowych, widać pewne różnice. Firma prywatna nie może sobie pozwolić na zatrudnianie niekompetentnych osób – po prostu jej na to nie stać. W firmach państwowych niestety czasem zdarzają się przypadki przydziałów partyjnych, co skutkuje brakiem racjonalnych decyzji i zaprzepaszczonymi szansami. Mieliśmy już przykłady, gdy osoby kompletnie spoza branży znajdowały się na eksponowanych stanowiskach, podejmowały nieracjonalne decyzje, a skutki tego ponosimy wszyscy.

Dlatego warto zadać pytanie: czy lepiej inwestować miliony czy miliardy w nietrafione przedsięwzięcia, czy wspierać gospodarkę poprzez inwestycje w biznes prywatny? Inwestycja to nie jest przejadanie środków – to wsparcie dla przedsiębiorców, którzy realizują duże projekty i nie mogliby ich zrealizować w krótkim czasie bez dofinansowania. A czas jest dla nas bardzo cenny. Polska potrafi wykorzystywać środki w sposób efektywny i nadganiać opóźnienia, które inni mieli na pokolenia. Polacy są kreatywni – potrafią z niczego stworzyć coś wartościowego, do tego mamy świetnych naukowców.

Naukowców, których w pewnym sensie „tworzycie”?

W Marmie stawiamy mocno na współpracę z nauką. Bardzo dobrze układają się nasze relacje z Politechniką Rzeszowską czy Uniwersytetem Rzeszowskim. Tamtejsi naukowcy świetnie łączą teorię z praktyką, a my wspólnie tworzymy kierunki i wydziały o charakterze interdyscyplinarnym. Do procesu dydaktycznego zaprasza się także ludzi biznesu, by pokazać studentom, jak w praktyce dochodzi się do rozwiązań. Dzięki temu młodzi ludzie są znacznie lepiej przygotowani do wejścia na rynek pracy, który z roku na rok staje się coraz bardziej wymagający.

Branża chemiczna czy tworzyw sztucznych wymaga szerokiego spojrzenia – od chemii, przez informatykę, po automatykę. Dlatego we współpracy z uczelniami powstają kierunki magisterskie i podyplomowe, nierzadko prowadzone w języku angielskim, które łączą różne obszary wiedzy. Przykładem jest chociażby projekt tworzenia protez medycznych z tworzyw sztucznych, realizowany wspólnie z wydziałami lekarskimi. To nie tylko wsparcie dla polskiej gospodarki, ale też przygotowanie absolwentów do pracy w Polsce, Europie i na świecie. Co więcej, tacy specjaliści nie muszą obawiać się, że sztuczna inteligencja ich zastąpi – przeciwnie, będą potrafili wykorzystać ją jako narzędzie wspierające.

Ta współpraca z nauką idzie w parze z naszą filozofią biznesu. W Marmie każda złotówka jest reinwestowana. Rozwijamy zaplecze badawczo-rozwojowe, patentujemy innowacyjne rozwiązania, chronimy know-how i nieustannie podnosimy kompetencje zespołów. Dzięki temu możemy realnie myśleć o globalnym rozwoju i o tym, by wyprzedzać konkurencję nie tylko w Polsce, ale i na świecie.

Podsumowując naszą rozmowę – czy łatwo jest dziś prowadzić biznes w Polsce, nie tylko w branży tworzyw sztucznych?

Biznes to ultramaraton – wymaga cierpliwości, determinacji i przemyślanej strategii. Napotykamy przeszkody legislacyjne, finansowe i organizacyjne, ale konsekwencja pozwala osiągać cele.

Edukacja zorientowana na przyszłość jest dziś kluczowa – trzeba wiedzieć, gdzie Polska ma być za 5, 10 czy 20 lat. Strategia dla Polski to strategia na ludzi oraz polskie firmy. I szanujmy przedsiębiorców, bo tak szybko odchodzą.

Dziękuję za rozmowę.

Udział
Exit mobile version