-
Ponad 70% planów adaptacji klimatycznej europejskich miast wykazuje wewnętrzne niespójności, a tylko 167 z 327 badanych miast posiada formalne plany.
-
Miasta często nie uwzględniają społecznych aspektów zagrożeń klimatycznych, zaniedbując potrzeby grup wrażliwych oraz monitorowanie działań skierowanych do nich.
-
Największe braki występują w logice powiązań między oceną ryzyka, celami polityki, działaniami i partycypacją społeczną, co grozi marnotrawieniem środków publicznych i pogłębianiem nierówności.
-
Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Choć Europa ociepla się dwukrotnie szybciej niż inne kontynenty, wiele miast nadal nie wdrożyło skutecznych mechanizmów adaptacyjnych wobec zmian klimatu. Spośród 327 przeanalizowanych miast tylko 167 miało formalne plany adaptacyjne – wynika z badania przeprowadzonego przez zespół naukowców z sześciu krajów, opublikowanego w „Nature Climate Change”.
Spośród tych 167 planów aż 70 proc. okazało się niespójnych. Oznacza to, że choć miasta deklarują potrzebę reagowania na zagrożenia, takie jak burze, powodzie czy fale upałów, to nie przekłada się to na konkretne, przemyślane działania. „W wielu przypadkach brakuje logicznego powiązania między oceną ryzyka, celami polityki, konkretnymi działaniami i systemami monitorowania” wyjaśniają autorzy badania, w tym dr Diana Reckien z Uniwersytetu w Twente i dr Attila Buzási z Uniwersytetu Techniczno-Ekonomicznego w Budapeszcie.
Pięć testów spójności dla europejskich miast
Aby sprawdzić, czy przygotowywane przez miejskich planistów dokumenty mają faktycznie wartość, zespół badawczy opracował pięć tzw. testów spójności, które pozwoliły ocenić, czy miasta planują działania adaptacyjne w sposób logiczny i zintegrowany. Sprawdzano m.in., czy:
-
zagrożenia zidentyfikowane w analizach ryzyka są powiązane z celami adaptacyjnymi,
-
ryzyka sektorowe mają przypisane konkretne działania,
-
zagrożenia dla grup wrażliwych przekładają się na odpowiednie środki zaradcze,
-
działania ukierunkowane na te grupy są monitorowane,
-
osoby zagrożone uczestniczą w procesie decyzyjnym.
Najlepiej wypadł test drugi – 52 proc. planów zawierało spójne powiązania między ryzykiem a działaniami w sektorach takich jak budownictwo czy gospodarka wodna. Najgorzej było w przypadku partycypacji: tylko 1 proc. miast skutecznie włączył grupy wrażliwe do tworzenia planów adaptacyjnych.
Miasta nie reagują na zagrożenia społeczne
Przykładowo, 81 planów wskazywało na rosnące ryzyko silnych wiatrów i burz, ale zaledwie 28 proc. z nich uznało ograniczenie ich skutków za oficjalny cel. Jeszcze gorzej jest w przypadku zagrożeń społecznych. Wyniki pokazują, że wiele europejskich miast traktuje adaptację jako techniczne wyzwanie, pomijając kwestie ludzkie. Tylko 43 proc. planów uwzględniało odpowiednie środki ochronne dla osób starszych, ubogich czy należących do mniejszości etnicznych, mimo że zagrożenia te były przez same miasta wcześniej zidentyfikowane.
Tylko 4 proc. miast zaplanowało monitorowanie działań kierowanych do grup wrażliwych, a zaledwie 1 proc. włączyło przedstawicieli tych grup w procesy planistyczne. „Brak zaangażowania najsłabszych może prowadzić do pogłębiania się nierówności społecznych i sprawiać, że to właśnie oni będą najbardziej narażeni na skutki ekstremalnych zjawisk pogodowych” ostrzegają badacze.
Rodzi to dwa problemy. Po pierwsze, miasta mogą nie być gotowe na najpoważniejsze skutki zmian klimatycznych, takie jak nawałnice, fale upałów czy huraganowe wiatry. A po drugie, źle przygotowane plany mogą sprawić, że publiczne pieniądze wydawane na adaptację będą po prostu marnowane.

Niemcy i Wielka Brytania: plany bez pokrycia
Badanie pokazuje też znaczne różnice regionalne. W Niemczech największą lukę adaptacyjną stwierdzono w Norymberdze, gdzie niespójność planu sięgnęła 79,6 proc. Wysoko uplasowały się także Stuttgart, Schwerin oraz Birmingham w Wielkiej Brytanii – wszystkie z wynikiem powyżej 78 proc. W tych miastach występuje rażący brak powiązania między oceną ryzyka a rzeczywistymi działaniami.
Wschodnioeuropejskie miasta, choć ich plany są nowsze (większość opracowano po 2018 r.), mają szczególnie niski poziom spójności w zakresie polityki społecznej. Oznacza to, że choć formalnie analizują zagrożenia dla grup wrażliwych, nie przekładają tego na praktyczne działania czy systemy oceny efektywności.
W Polsce, obowiązek przygotowania miejskich planów adaptacji do zmian klimatu (MPA) mają wszystkie miasta o ludności przekraczającej 20 tys. osób. Plan powinien obejmować m.in. koncepcję zazieleniania przestrzeni miejskiej oraz zagospodarowania wód opadowych i roztopowych. Wynika to ze znowelizowanego prawa ochrony środowiska, które weszło w życie 11 stycznia tego roku. Miasta powinny przygotować plany do 2 stycznia 2028 roku, a następnie co dwa lata przygotowywać sprawozdania z ich wdrażania. Wcześniej miasta takiego obowiązku nie miały, choć w ramach programu pilotażowego w latach 2017 – 2019 dokumenty dotyczące adaptacji klimatycznej przygotowały 44 największe miasta.
Europejskie strategie – ambitne, ale ogólne
Choć Komisja Europejska od 2013 r. promuje adaptację klimatyczną poprzez Europejską Strategię Adaptacyjną i wspiera miasta m.in. poprzez program Porozumienia Burmistrzów, nie zapewnia to wystarczającej kontroli nad jakością i spójnością lokalnych planów. Strategia unijna kładzie nacisk na wzmocnienie odporności infrastruktury i zwiększenie wiedzy o adaptacji, ale jak pokazuje analiza, wdrażanie tych założeń jest bardzo nierówne.
Badanie opublikowane w „Nature Climate Change” sugeruje, że problemy zaczynają się już na poziomie planowania. Często cele adaptacyjne są zbyt ogólne lub oderwane od analiz ryzyka. „Jeśli działania są projektowane bez uprzedniej oceny zagrożeń, istnieje ryzyko tzw. maladaptacji, czyli wdrażania rozwiązań, które przynoszą więcej szkód niż pożytku” podkreślają autorzy.
Autorzy badania apelują o logicznego powiązania między analizą ryzyka, celami, działaniami, monitorowaniem i udziałem społecznym. Tylko wówczas możliwe będzie skuteczne reagowanie na zagrożenia związane z klimatem.
„Wewnętrzna niespójność planów to główny mechanizm powstawania luki adaptacyjnej” podsumowuje zespół badawczy kierowany przez dr Dianę Reckien. „Dla wielu miast to nie brak funduszy czy wiedzy stanowi problem, ale brak przejrzystości i logiki w działaniach”.