Spacer po polach uprawnych leżących przy polskich wsiach rzadko da okazję do odpowiedzi na pytanie, o co właściwie toczyli spór Kargul z Pawlakiem, bohaterowie filmów „Sami swoi”, „Nie ma mocnych” czy też „Kochaj albo rzuć”.
Miedze znikają z Polski. To fatalne wieści
Miedze bowiem zaniknęły. Niegdyś były naturalną (albo i sztuczną) granicą między polami, wytyczającymi nierzadko także granice posiadłości i własności ziemi. Wyraźnie odcinały się od gładkiego pola jako miejsce nieuprawiane, pas leżący odłogiem i porośnięty bogatą roślinnością.
Trochę jakby niepasujący do krajobrazu rolniczego pól, trochę jakby intruz w okolicy, nierzadko wybijający się mocno w krajobrazie.
O to właśnie chodziło, a przynajmniej o to chodziło z przyrodniczego punktu widzenia. Chociaż dla rolników miedza była granicznym nieużytkiem, to dla roślin czy zwierząt stanowiła miejsce tętniące życiem. Nie jest bowiem prawdą, że gatunki przystosowane do życia na polach uprawnych i w krajobrazie rolniczym tolerują jedynie gładkie i otwarte przestrzenie. Wręcz przeciwnie, takie gatunki potrzebują takich „wtrętów” jak miedza.
Miedza wyznaczała niegdyś granice pól
Dawne miedze porastały zarośla ciepłolubne, murawy kserotermiczne, a także zadrzewienia śródpolne, których dzisiaj w krajobrazie rolniczym brakuje szczególnie. Niegdyś takie zadrzewienia, czyli kępy drzew albo pojedyncze drzewa, były dla ludzi punktem granicznym czy orientacyjnym, a dla zwierząt stanowiły bezcenne miejsce odpoczynku, schronienia i obserwacji.
Weźmy przykład myszołowa zwyczajnego, czyli ptaka szponiastego wyspecjalizowanego w polowaniu na gryzonie, także na polach. Dzisiaj widuje się je nader często na słupach i płotach stojących wokół dróg, zwłaszcza autostrad i dróg szybkiego ruchu.
Myszołowy znalazły tu dla siebie niszę do polowań, a raczej nisze do zbierania padliny – ciał zwierząt rozjechanych przez samochody. Tu znajdują ich tak wiele, że nie można tego zlekceważyć. Ptaki uczą się, kiedy i jak zabrać część zdobyczy i samemu nie wpaść pod samochód. To się zdarza, ale myszołowy nie stanowią wielu ofiar pędzących aut, nauczyły się ich unikać.

Te słupy czy płoty wokół autostrad to dla myszołowów często substytut dawnych zadrzewień śródpolnych. Niegdyś za ich pomocą wypatrywały ofiar na poletkach. Siadały na gałęziach, belach słomy czy stogach, na palikach ogrodzeń i namierzały gryzonia, oczyszczając z nich pola. Dzisiaj myszołowy często wolą drogi i inne formy znalezienia łatwego pokarmu, także dlatego że brakuje im miejsc na polach do obserwacji. Bez miedzy jest ona utrudniona.
– Kiedyś miedza była dla ptaków drapieżnych ważnym miejscem, z którego obserwowały okolicę – przyznaje prof. Tadeusz Mizera z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. – Miejscem, gdzie mogły na chwilę usiąść. Dzisiaj pola to przyrodnicza pustynia. Dobrze, gdy trafi się chociaż płot. Miedze zaś zniknęły.
Dzisiaj pola to przyrodnicza pustynia. Dobrze, gdy trafi się chociaż płot. Miedze zaś zniknęły
Miedza – ostoja ptaków i owadów
A wraz z nimi zniknęło wiele roślin niegdyś charakterystycznych dla takich miejsc, postrzeganych często jako chwasty przez ludzi, a potrzebnych wielu gatunkom zwierząt, chociażby ptakom.
Kiedyś miedze stanowiły centrum życia wielu gatunków takich ptaków. Szczygły, makolągwy, dzwońce, potrzeszcze, wreszcie wróble polne, zwane mazurkami, były stałym mieszkańcami miedz. Dzisiaj straciły swoje miejsce bytowania, wielu z tych gatunków ubywa. Miedza nieporośnięta jeszcze drzewami to także miejsce bytowania skowronków, świergotków, kuropatw czy przepiórek.
Swego czasu korzystał z nich także drop – nasz największy kiedyś, ale wymarły ptak. Majestatyczne grupy dropi, znane chociażby z obrazów Józefa Chełmońskiego, przemieszczały się po dawnych polach, by wśród miedz znaleźć schronienie i swój ważny pokarm zwłaszcza w czasie wodzenia młodych – owady.
Miedza dla bezkręgowców jest też niezwykle ważna, w tym dla owadów zapylaczy. To nie przypadek, że dropie zachowały się jeszcze w Niemczech czy Austrii, gdzie takie miejsca mogą znaleźć. W Polsce wymarły w latach dziewięćdziesiątych wraz ze zmianami zachodzącymi w rolnictwie.
Nie jest także przypadkiem, że w Polsce giną akurat te gatunki, które są związane z krajobrazem rolniczym. Powodów jest wiele – mechanizacja, stosowanie chemicznego wspomagania upraw, ale zalicza się do nich również brak miedz i zadrzewień śródpolnych, na czym cierpi wiele zwierząt i roślin.
W XIX w. wielkopolski generał i plantator Dezydery Chłapowski odzyskał zadłużony majątek w Turwi koło Kościana. Aby na nim dobrze gospodarować, wykorzystał praktyki i doświadczenia zdobyte w Anglii, gdzie w latach 1818-1819 przebywał i pracował w miejscowych gospodarstwach.
Przeniósł je do Polski, a jednym z elementów zmian było pozostawienie miedz i zadrzewień śródpolnych. Na efekty nie trzeba było długo czekać, majątek stał się wzorcowy. Na bazie tej posiadłości powstała w Turwi stacja badawcza Polskiej Akademii Nauk, której zadaniem było zgłębiać różnorodność biologiczną i jej znaczenie dla wydajności rolnictwa.