Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia wyrok w sprawie Mariusza Z. ogłosił po dziewięciu rozprawach. W piątek 6 grudnia, sêdzia Krzysztof Ptasiewicz orzekł, że były naczelny „Super Expressu” jest winny tego, że „doprowadził pokrzywdzoną podstępem do dwukrotnego obcowania płciowego, w ten sposób, że bez jej wiedzy i zgody, podał dotychczas nieustalony środek opioidowy z zawartością kodeiny, będącej środkiem odurzającym (…)czym wywołał u niej zaburzenia świadomości oraz niemożność przeciwstawienia się odbyciu dwóch stosunków seksualnych”.
Prokuratura wnosiła o pięć lat więzienia dla Z., obrona o uniewinnienie. Sędzia Ptasiewicz orzekł wobec Mariusza Z. karę 3 lat i 6 miesięcy bezwzględnego pozbawienia wolności. Dziennikarz ma także zapłacić na rzecz pokrzywdzonej 20,2 tys. zł „tytułem naprawienia szkody” oraz zadośćuczynienie w kwocie kolejnych 30 tys. zł. Został także zobowiązany do pokrycia kosztów sądowych – 16 tys. zł i 9 tys. zł kosztów, które pokrzywdzona poniosła, korzystając z profesjonalnego pełnomocnika w sądzie.
– Orzeczona przez sąd kara nie jest karą łagodną i jest dowodem zmian, jakie dokonują się w postrzeganiu tego typu spraw przez prokuratorów, a następnie przez orzekające sądy – komentuje dla Gazeta.pl adwokat dr Katarzyna Gajowniczek-Pruszyńska, pełnomocniczka pokrzywdzonej.
Sprawę krótko skomentował także sam oskarżony. – Wyrok mnie absolutnie zszokował. Składamy apelację i mam nadzieję, że będzie ona pomyślna. Nie można skazać człowieka za przestępstwo, które nie miało miejsca – powiedział. Mariusz Z. nie wyraził zgody na publikację wizerunku i pełnego nazwiska.
Mariusz Z. poznał Joannę (imię zmienione) gdy szukał architekta zieleni. Marzył o bujnych roślinach na sporym tarasie w apartamentowcu w centrum Warszawy. Praca Joanny przypadła dziennikarzowi do gustu. Szybko się okazało, że podoba mu się także sama projektantka. Zaproponował jej wspólne spędzanie czasu, zapraszał na wino, nie szczędził komplementów, chociaż nie było z jej strony zainteresowania.
W sobotę 1 sierpnia 2020 roku Joanna pojawiła się w mieszkaniu przy Grzybowskiej. Miała pokazać gospodarzowi, jak powinien przycinać jałowiec. Pogawędka przy roślinach przerodziła się w dłuższą pogawędkę na tarasie. Kilka łyków wina to ostatnie, co Joanna z tego wieczoru pamięta. Ocknęła się podczas stosunku. Była przerażona i oszołomiona, ciężko było jej odzyskać władzę nad ciałem, jakby ktoś ją odurzył. I choć nie była w stanie odtworzyć przebiegu wydarzeń, jednego była pewna: nie chciała iść do łóżka z Mariuszem Z. i nie trafiła tam z własnej woli.
Kobieta poddała się badaniom, które wykazały obecność opioidów w jej moczu, a środków takich nigdy nie zażywała. Bała się złożyć zeznania obciążające Mariusza Z. Dzięki wsparciu najbliższych odważyła się zawiadomić prokuraturę rejonową na piśmie. W toku postępowania przesłuchano świadków, którzy zeznali na temat relacji Joanny z Mariuszem Z., a także jej stanu psychicznego po 1 sierpnia 2020 roku. Zgromadzone w sprawie dowody potwierdziły wiarygodność jej zeznań. Jednak decyzja o przedstawieniu dziennikarzowi zarzutów została podjęta dopiero w styczniu 2022 roku, gdy sprawę z „rejonu” przejęła Prokuratura Okręgowa w Warszawie.
Mariusz Z. został zatrzymany przez policję. Prosto z wakacji w Beskidzie Niskim został przetransportowany na przesłuchanie, a następnie tymczasowo aresztowany. Mężczyzna nigdy nie przyznał się do winy i nie okazał skruchy. Twierdził, że do stosunku z Joanną doszło za wspólną zgodą.
Były naczelny „Super Expressu” spędził w areszcie śledczym spędził dwa i pół miesiąca, wyszedł w marcu 2022 roku. Sąd zobowiązał go wówczas do stawiania się raz w tygodniu w jednostce policji, zakazał kontaktowania się z pokrzywdzoną i wpłacenia 200 tys. zł poręczenia majątkowego.