Barbara i Mieczysław S. wraz z córką Julianną latami mieszkali za granicą. Była Wielka Brytania, były Niemcy, a nawet była i Republika Południowej Afryki. W okolicach 2000 roku zdecydowali się jednak wrócić do kraju. Zamieszkali w Kudowie-Zdroju i handlowali ubraniami ściąganymi z Anglii. Julianna miała wtedy 19 lat. 

Córka Barbary i Mieczysława ukończyła lingwistykę, była prezeską spółki zajmującej się obrotem nieruchomościami. Pasjonowała się końmi i jeździectwem. W sierpniu 2016 r. rodzice kupili Juliannie dom z przylegającą stajnią w miejscowości oddalonej od Kudowy o kilkadziesiąt kilometrów. 


Zobacz wideo

Jak wygląda proces oskarżonego w procesie karnym? „Tylko raz widziałam, żeby po wyroku zaczął płakać”

W 2019 r. 38-letnia wówczas Julianna S. zupełnie przypadkiem poznała 16-letnią Karolinę Z. Nawiązała się między nimi przyjaźń, wzmocniona wspólnymi zainteresowaniami, jakimi były konie. Karolina przyjeżdżała do Julianny i pomagała jej w stadninie. Nastolatka narzekała na trudną sytuację w domu, na awantury z rodzicami. Ostatecznie po dwóch latach Karolina, za zgodą matki i przy sprzeciwie ojca, zamieszkała u Julianny. 

Kilka miesięcy później Julianna złożyła zawiadomienie na policję o wykorzystywaniu seksualnym, którego wobec Karoliny miał dopuszczać się  ojciec nastolatki w latach 2014-2019. Twierdziła też, że mężczyzna śledzi i prześladuje swoją córkę. Julianna S. została decyzją sądu opiekunem prawnym Karoliny. Na jej konto wpływały m.in. świadczenie z tytułu 500 plus, świadczenie z Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie i dodatek wychowawczy. 

Razem złożyły też internetową zbiórkę na sądową walkę o „godność” Karoliny. Gdy pod koniec 2021 r. Karolina była już pełnoletnia, pozwała swoich rodziców o alimenty. Julianna swobodnie korzystała z pieniędzy należących do młodszej przyjaciółki. 

Julianna podejmuje decyzję

Julianna i Karolina razem odwiedzały też rodziców Julianny w ich mieszkaniu w Kudowie. Julianna wypowiadała się o swoich rodzicach negatywnie, oskarżała ich o rozpad związku z mężczyzną. Irytowało ją też to, że Barbara i Mieczysław S. często u niej bywali w związku z przeprowadzanym remontem domu. Twierdziła wręcz, że „czują się oni tam jak u siebie”. Obawiała się jednocześnie, że odkryją, że pobrała z ich konta pieniądze (miało chodzić o kilka tysięcy funtów). 

W międzyczasie Julianna S. poznała ok. 50-letniego Dariusza Z. Mężczyzna zajmował się m.in. sprzedażą sprzętu komputerowego i oprogramowania. Na początku ich relacje opierały się tylko na kwestiach biznesowych, później przekształciły się w bardziej towarzyskie. Do biura Dariusza Z. przyjeżdżała również Karolina. Mężczyzna pokazywał kobietom należącą do niego broń palną, instruował, jak należy się nią posługiwać. 

Pod koniec 2021 r. Julianna S. zdecydowała, że zabije swoich rodziców. Mówiła Karolinie, że ich nienawidzi i że nie chce, by dowiedzieli się o tym, że ukradła im pieniądze. Jeden ze świadków zeznał później w sądzie, że Julianna zarzekała się, że zakopie zwłoki rodziców w gnojowniku. 

Julianna obmyśliła dwa plany: jeden zakładał uśpienie, a następnie uduszenie Barbary i Mieczysława S. Drugi – zastrzelenie. Oba plany zaczęła wdrażać w życie jednocześnie. 

„Nic już nie będę od ciebie jadł”

Na dwa dni przed Wigilią 2021 roku Julianna S. kazała Karolinie Z. ustalić w lokalnych przychodniach weterynaryjnych, gdzie można dostać silny lek uspokajający dla dużych zwierząt. W samą Wigilię kupiły lek w jednej z lecznic. Zapłaciły za preparat kartą.

Później Julianna kupiła ciasto, polewę mleczną i blanszowane migdały. W biurze Dariusza Z. kobiety zmieszały polewę z lekiem. Następnie Julia pokryła ciasto polewą i dla pewności posmarowała ją jeszcze pozostałą zawartością leku. Wszystko na koniec przyozdobiła blanszowanymi migdałami. 

– Nic już nie będę od ciebie jadł – żartował Dariusz Z. 

Julianna i Karolina umówiły się, że jeśli rodzice będą chcieli poczęstować je ciastem, jedna z nich odpowie, że jest uczulona, a druga – że jest na diecie. 

Kobiety poprosiły też Dariusza Z., by pomógł im w załatwieniu pistoletu maszynowego. Mężczyzna 23 grudnia zamówił broń przez internet. Przesyłka dotarła już dzień później. Osobno zamówił także instrukcję.

Julianna i Karolina przed godz. 17 pojawiły się w mieszkaniu Barbary i Mieczysława S. Rodzice Julianny rzeczywiście zjedli po kawałku ciasta. Starszy mężczyzna poczuł się senny, natomiast kobieta praktycznie w ogóle na lek nie zareagowała. Dawka leku okazała się zbyt mała, by małżonkowie zapadli w nagły sen. 

Młode kobiety na bieżąco komentowały całą sytuację wymieniając się potajemnie wiadomościami na smartfonach. Przed godz. 19 zawiedzione wyszły z mieszkania rodziców Julianny. 

„Ja nie daję rady, ty masz dokończyć”

W związku z niepowodzeniem pierwszego planu, zdecydowały się na użycie broni kupionej przez Dariusza Z. Mężczyzna przygotował broń, ładując amunicję. Obiecał też, że wyłączy alarm w swoim biurze, by po wszystkim Julianna i Karolina mogły się tam na jakiś czas schować. 

Umówiły się z Barbarą i Mieczysławem S. na wieczorne spotkanie 13 stycznia 2022 r. Kobieta dopytywała jeszcze tego dnia córkę SMS-owo, „czy będą dzisiaj”. 

Przyjechały na miejsce. Julianna wyciągnęła broń z plecaka Karoliny i razem poszły do kuchni, gdzie była wówczas Barbara S. Kobieta oddała strzał z bliskiej odległości w plecy matki. „Co się dzieje”, „O jak boli”, „O Boże” – miała mówić Barbara S. Potem kolejny strzał, w klatkę piersiową. – Ja nie daję rady, ty masz dokończyć – poleciła Julianna Karolinie.

Gdy Mieczysław S. usłyszał krzyk żony, wybiegł z łazienki. Karolina strzeliła w jego kierunku dwukrotnie. Drugi z pocisków przeszedł przez ciało mężczyzny i zranił Juliannę S. w żuchwę. Kobieta zaczęła obficie krwawić.

Barbara i Mieczysław S. zmarli w wyniku masywnej utraty krwi. 

Po północy Julianna i Karolina pojechały do biura Dariusza Z. Córka Barbary i Mieczysława S. wysłała jeszcze na numer matki SMS-a o treści: „Dojechaliszmy Nie ma zasiengu”. 

Rano kobiety opowiedziały Dariuszowi Z. o tym, co się wydarzyło. Mężczyzna wziął od nich broń, spryskał jakimś płynem, włożył do czarnego worka, a potem do torby na laptopa. Zaprowadził też Juliannę do lekarza w związku z raną żuchwy. Torbę z bronią po kilku dniach wywiózł z biura. 

Ciała zostają w mieszkaniu

Julianna i Karolina zawinęły ciała w dywany i narzuty. Zwłoki Barbary i Mieczysława S. powoli zaczęły się rozkładać, dlatego w pokoju, w którym kobiety umieściły ciała, zostały zainstalowane też ozonator powietrza i urządzenie chłodzące. 

Julianna powiedziała sąsiadom, że rodzice wyjechali do Anglii. 

3 lutego, trzy tygodnie po zabójstwie, Julia kupiła czarną folię budowlaną, w które Karolina potem zawinęła ciała. Nie była zadowolona z efektu. „Skończyłam zostało jeszcze folii ale trochę źle wymierzyłam i z jednej jest wyżej z drugiej niżej” – napisała w wiadomości do Julianny. Wysłała jej też zdjęcie. 

Julianna wpadła także na pomysł, by użyć owadów zjadających martwe tkanki. Karolina na jej polecenie zamówiła 5 lutego w sieci żywe larwy much plujki pospolitej. Paczka przyszła po trzech dniach. Karolina zaniosła larwy do mieszkania. Kilka dni później zamówiła kolejną partię. Wówczas larwy odebrała już Julia.

Pomysł okazał się nietrafiony. Używane w wędkarstwie larwy są zwykle już w końcowym etapie rozwoju larwalnego, co oznacza, że praktycznie już nie żerują i szybko przekształcają się w muchy. 

W rozmowach Julianny, Karoliny i Dariusza pojawiał się wątek całkowitego pozbycia zwłok. Z pieniędzy mężczyzny kupili nawet wózek transportowy, którym miałyby zostać wywiezione ciała, ale ostatecznie zrezygnowali z tego pomysłu. Potrzebowali silnych, zaufanych osób. Nie znali nikogo takiego. Poza tym, bali się, że o wszystkim dowiedzą się sąsiedzi. 

Prawda wychodzi na jaw

Miesiąc po zabójstwie doszło do nasilenia konfliktu między Julianną i Karoliną. Kobieta już po kolejnej kłótni wyrzuciła nastolatkę z domu. Dariusz Z. znalazł dziewczynie pokój do wynajęcia. Nawiązali kontakty seksualne. Karolina i Dariusz ustalili, że mężczyzna będzie jej pomagał finansowo do czasu usamodzielnienia się. Mężczyzna powiedział dziewczynie, że w przypadku zatrzymania muszą trzymać się razem i że nie wolno im do niczego się przyznawać. 

Po kilku dniach sąsiadka małżeństwa S. zadzwoniła do spółdzielni i poinformowała, że zalewa ją woda. Zadzwoniła też na komórkę Barbary S., którą odebrała Julianna. Zapewniła, że sama się wszystkim zajmie. Nie wpuściła też do mieszkania pracownika spółdzielni. 

Julianna po zabójstwie rodziców korzystała swobodnie z ich pieniędzy. W ciągu kolejnych kilku miesięcy wypłaciła ze wspólnego konta Barbary i Mieczysława S. ok. 100 tys. zł. Korzystała też z konta matki, z którego wykonała przelewy i płatności kartą na ponad 10 tys. zł. 

20 kwietnia, po ponad trzech miesiącach od zbrodni, Julianna zadzwoniła do swojego wujka mieszkającego w Niemczech. Powiedziała, że jej rodzice nie żyją, że zabiła ich Karolina ze swoim 50-letnim partnerem. Julianna żaliła się wujkowi, że nie zadzwoniła na policję, ponieważ czuje się szantażowana przez sprawców. Wieści rozeszły się po rodzinie. Ciotka Julianny powiadomiła policję. Tego dnia w mieszkaniu znaleziono zwłoki małżeństwa. 

Wieczorem zostały zatrzymane Julianna i Karolina, a następnego dnia – Dariusz. 

„Nikogo nie zamordowałam”

Biegli uznali, że Julianna S. była poczytalna i nie cierpiała na żadne choroby psychiczne. Dopatrzono się u niej za to m.in. obniżenia empatii, obojętności na śmierć i problemów z ponoszeniem odpowiedzialności. 

Również u Karoliny Z. nie stwierdzono poważnych zaburzeń. Nie uznano również, by w jej przypadku doszło do nadmiernej zależności czy podporządkowania Juliannie S. Oceniono, że jest niepodatna na stres, wchodzi w niestabilne, płytkie związki emocjonalne, jest uparta, stanowcza, opanowana i zdystansowana. Pełną poczytalność stwierdzono także u Dariusza Z.

Karolina już podczas pierwszego przesłuchania przyznała się do winy. Potwierdziła, że Julianna strzeliła do swojej matki, a ona – Karolina – oddała strzał w kierunku Mieczysława S. Julianna do winy się nie przyznała. Z jej wyjaśnień wynikało, że to Karolina sama zabiła jej rodziców. Podobnie o swojej niewinności przekonywał Dariusz Z.

Za w pełni wiarygodne uznano wyjaśnienia Karoliny Z. A to chociażby z tego powodu, że podawane przez nią szczegóły dotyczące okoliczności zabójstwa małżeństwa S. były potem potwierdzane przez innych świadków, w opiniach biegłych, podczas oględzin, w korespondencji SMS-owej. 

W areszcie Karolina Z. urodziła dziecko. Ojcem jest Dariusz Z. 

Cała trójka stanęła przed Sądem Okręgowym w Świdnicy. – Kochałam ich. Nie zamordowałam ich. Nikogo nie zamordowałam. Byli moim całym światem. Nikogo nie miałam poza nimi. Teraz jestem sama – przekonywała Julianna S., cytowana przez „Gazetę Wyborczą”.

„Matkobójstwo i ojcobójstwo uznawane jest za jedną z najpoważniejszych zbrodni”

28 sierpnia 2024 r. zapadł wyrok – Julianna S. została skazana na dożywocie (z możliwością ubiegania się o przedterminowe zwolnienie po co najmniej 30 latach), do tego na 10 lat została pozbawiona praw publicznych. Nakazano też zapłatę 40 tys. zł na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej oraz pokrycie wydatków poniesionych przez Skarb Państwa (200 tys. zł).

„Sąd wyraża przekonanie, że jedynie dożywotnie spędzenie czasu w odosobnieniu w warunkach izolacji penitencjarnej pozwoli uchronić społeczeństwo przed oskarżoną i pozwoli dostrzec jej karygodność swego postępowania oraz uświadomi jej ogrom tragedii, jaką spowodowała” – czytamy w uzasadnieniu wyroku. 

Karolinę Z. skazano na 12 lat więzienia, do tego pozbawienie praw publicznych na 10 lat. Kara dla Dariusza Z. to 15 lat więzienia i pozbawienie praw publicznych na 8 lat, a także zapłata 50 tys. zł na rzecz Skarbu Państwa. 

Prokuratura i obrońcy oskarżonych złożyli apelacje. W kwietniu tego roku Sąd Apelacyjny we Wrocławiu częściowo zmienił wyrok sądu pierwszej instancji. W rezultacie jednak kara dożywocia orzeczona wobec Julianny S. pozostała aktualna, skrócono jedynie okres pozbawienia praw publicznych (z 10 do 8 lat). 

„W historii prawa zabójstwo ojca i matki uznawane było za zbrodnię wymagającą szczególnego potępienia. W prawie rzymskim uważane było za najpoważniejsze przestępstwo, za popełnienie którego była wymierzana najsurowsza kara, czyli poena cullei (łac. kara worka). Polegała ona na zaszyciu skazanego żywcem w skórzanym worku i wrzuceniu do morza lub rzeki, co wiązało się z odmówieniem im pochówku, a przez to połączenia z bogami (…). Matkobójstwo i ojcobójstwo również współcześnie uznawane jest za jedną z najpoważniejszych zbrodni, wymagającej szczególnego potępienia i bardzo surowej odpowiedzialności” – wskazał Sąd Apelacyjny w uzasadnieniu. 

Wyrok Karoliny Z. został nieco złagodzony – nie 12 lat więzienia, a 11 lat i 10 miesięcy. I nie 10, a 8 lat pozbawienia praw publicznych. Dariusz Z. ma z kolei spędzić w więzieniu nie 15 lat, a 13,5 roku. 

Udział
Exit mobile version