– Największym problemem jest to, że wielu ludzi nie ma świadomości, że takie pojazdy jak nasze w ogóle istnieją – mówi Maciej Płatek, prezes i współtwórca Electroride, polskiej firmy, która od 2017 roku produkuje lekkie pojazdy elektryczne trój- i czterokołowe.

– Wielu kierowców wciąż myśli, że wybór ma wyłącznie między samochodem osobowym a hulajnogą czy rowerem. Tymczasem rynek mikromobilności już oferuje rozwiązania dopasowane do różnych potrzeb komunikacyjnych, a przy tym prostsze, tańsze i dostępne od ręki – dodaje.

Od rodzinnego pomysłu do polskiego lidera

W rozmowie na kanale YouTube „Momenty”, prezes firmy Electroride Maciej Płatek mówi o tym, skąd wziął się pomysł na zainwestowanie w pojazdy elektryczne: — W rodzinie mieliśmy wujka, który potrzebował wsparcia w samodzielnym przemieszczaniu się. Szukaliśmy dla niego bezpiecznego, ale też ładnego, małego pojazdu, który nie kojarzyłby mu się z wózkiem inwalidzkim. Niczego takiego na rynku polskim nie było, a modele, które znaleźliśmy za granicą, nie do końca spełniały nasze i wujka oczekiwania. Rozwiązanie nasunęło się samo — musimy stworzyć taki pojazd.

Takie były początki Electroride – marki, która dziś jest liderem segmentu w Polsce i prężnie działa na rynku europejskim.

CAŁA ROZMOWA:

Początkowo firma koncentrowała się na seniorach i osobach z ograniczoną mobilnością — grupach, które najbardziej odczuwały brak niezależności transportowej. W Polsce jednak wciąż zbyt często patrzymy na wózek inwalidzki jak na stygmat, a nie praktyczny środek transportu. To prowadzi do szerszego, ważnego społecznie pytania: jak przełamać wstyd, stereotypy i niewiedzę wokół mikromobilności dla osób z ograniczeniami ruchu, nie zamykając jej jednocześnie wyłącznie w tej „szufladce”?

– Dla wielu osób to po prostu środek transportu, który pozwala im wyjść z domu, być wśród ludzi i zyskać niezależność. Dlaczego mieliby być przez to wytykani palcami? – pyta Maciej Płatek. I dodaje: – Nasze pojazdy łamią ten stereotyp. Użytkownicy się ich nie wstydzą – przeciwnie, chętniej wybierają nasze modele niż tradycyjny wózek.

Z czasem jednak marka zaczęła odpowiadać także na potrzeby innych grup.

– Nie chcieliśmy się zamykać w jednej kategorii użytkowników. Coraz częściej widzimy studentów i osoby pracujące, które wybierają nasze pojazdy elektryczne jako codzienny środek transportu. Bo w mieście jest to po prostu szybsze, tańsze i wygodniejsze rozwiązanie – mówi Płatek.

Mikropojazd zamiast auta

Wbrew niektórym opiniom, lekkie pojazdy elektryczne nie są gadżetem ani „zabawką”. W codziennym użytkowaniu stają się realną alternatywą dla samochodu – szczególnie na krótkich dystansach.

– Wystarczy zrobić rachunek sumienia: jak często jeździmy autem w pojedynkę i jakie trasy naprawdę pokonujemy? Najczęściej to kilka, kilkanaście, może kilkadziesiąt kilometrów dziennie. Do takich dystansów lekkie pojazdy elektryczne sprawdzają się idealnie – tłumaczy Płatek.

Bariera cenowa? Mniejsza, niż mogłoby się wydawać. W rozmowie padły liczby, które mogą zaskoczyć kierowców aut czy posiadaczy markowych rowerów. Najtańsze pojazdy Electroride zaczynają się od 6500 zł. Co więcej, dofinansowania przy zakupie pojazdów ułatwiających poruszanie się dla osób z dysfunkcjami ruchowymi to nawet 90%. Innymi słowy: inwestycja bywa dużo niższa, niż się wydaje, zwłaszcza gdy rodziny „zrzucą się”, by pomóc rodzicom czy dziadkom.

Bezpieczeństwo i prostota

Bezpieczeństwo także nie jest pozostawione marketingowi. Oczywiście pojawiają się głosy krytyki, które mówią o braku tzw. strefy zgniotu. Maciej Płatek odpowiada jednak konkretnym argumentem: – Wszystkie nasze pojazdy zabudowane są na stalowej klatce z dodatkowymi wzmocnieniami na drzwiach, z przodu, z tyłu, a w razie kolizji nie mamy żadnego problemu z wymianą uszkodzonych części i pojazd wciąż jest sprawny – mówi.

Firma zapewnia dwuletnią gwarancję bez limitu przebiegu oraz własny serwis mobilny działający w całej Europie.

– W 90-95% przypadków usterki naprawiamy na miejscu, u klienta. Chodzi o to, by nie pozbawiać go środka transportu, z którego często korzysta na co dzień – podkreśla Płatek.

Nie potrzeba też specjalnych instalacji ani stacji ładowania. – Ładujemy wszystkie nasze pojazdy ze zwykłego, domowego gniazdka 230 V i nie musimy specjalnie zmieniać instalacji elektrycznej w domu – dodaje. To nie futurystyka, to zwykła codzienność.

Świadomość i edukacja – klucz do zmiany

Jeśli więc wszystko wydaje się i proste i dostępne – gdzie jest problem? Zdaniem Płatka, –Ludzie nie mają świadomości, że tego typu pojazdy jak nasze istnieją – zaznacza. Brzmi banalnie, ale ma realne konsekwencje: ktoś zostaje „uziemiony” w domu nie dlatego, że nie ma dla niego technologii, lecz dlatego, że nie wie, iż ona istnieje (albo wstydzi się z niej skorzystać). I tu — jak zwraca uwagę prezes Electroride — media, samorządy, szkoły i organizacje senioralne mają rolę do odegrania. W odczarowywaniu mikromobilności, tak jak wcześniej odczarowywano rower miejski.

Stabilny wzrost mimo braku wsparcia rynku

Maciej Płatek nie ukrywa też rozczarowania wycofaniem dopłat do pojazdów kategorii L2e i L6e. – To był strzał w kolano dla osób zainteresowanych mikromobilnością. Jeśli państwo chce wspierać elektromobilność, nie może zapominać o jej najbardziej dostępnej i inkluzywnej części – lekkich pojazdach, które realnie dają niezależność każdemu bez względu na wiek, czy status społeczny – mówi.

Mimo tych trudności Electroride rośnie stabilnie. – Od kilku lat utrzymujemy wzrost sprzedaży na poziomie 15-20% rok do roku– podsumowuje Płatek. A to wzrost mierzony nie tylko w liczbach, ale także w historiach użytkowników: o pierwszej samodzielnej wizycie u znajomych, o „szybkich zakupach” bez proszenia kogoś o podwózkę, o pracy odzyskanej dzięki mobilności.

– Nie zachęcamy nikogo, żeby odstawiał samochód – zaznacza Maciej Płatek. – Pokazujemy alternatywę. Fajne jest to, że dziś każdy może wybrać – czy chce jechać autem, motocyklem, czy elektrycznym mikropojazdem. I że ta decyzja może być świadoma – puentuje.

Udział
Exit mobile version