Darmowe środki antykoncepcyjne dla kobiet w wieku 18-25 lat? To projekt posłów Polski 2050. Pomysł nie jest nowy – podobny projekt złożyli rok temu, ale ten trafił do sejmowej zamrażarki. Teraz posłowie mają nadzieję, że dzięki modyfikacji uda się go wprowadzić w życie.
Polska na ostatnim miejscu w europejskim rankingu
– Projekt składaliśmy w ubiegłym roku, ale wtedy nie określaliśmy dolnej granicy wieku, bo chcieliśmy, żeby darmowa antykoncepcja była dostępna też dla nastolatek, które rozpoczynają życie seksualne. Projekt został jednak zamrożony w komisji zdrowia. Biorąc pod uwagę sytuację polityczną i poglądy prezydenta określimy ten minimalny wiek na 18 lat – tłumaczy w rozmowie z Interią Ewa Szymanowska, posłanka Polski 2050 i pomysłodawczyni projektu.
Zdaniem posłanki to ważne, żeby kobiety świadomie zachodziły w ciążę, a nie były to ciąże z tak zwanej wpadki. Chodzi przede wszystkim o bezpieczeństwo Polek. – Stosując środki antykoncepcyjne, mogą bezpiecznie cieszyć się ze swojego życia seksualnego, nie martwiąc się o to, że zajdą w ciążę – mówi Interii Szymanowska.
Obecnie w Polsce dostęp do antykoncepcji jest na tragicznie niskim poziomie. I potwierdzają to badania. 2025 jest szóstym rokiem z rzędu, kiedy zajmujemy ostatnie miejsce w europejskim rankingu (Contraception Atlas, w Polsce znanego pod nazwą Atlas Antykoncepcyjny). Lepiej jest nawet w Rosji i na Węgrzech.
– To nie napawa optymizmem. Chcemy, aby sytuacja Polek się poprawiła, chcemy wyrównania szans dla tych kobiet, które nie mają możliwości kupienia antykoncepcji, bo na przykład studiują albo są na początku swojej drogi zawodowej i te finanse są dla nich barierą – mówi nam posłanka Polski 2050.
Ginekolog: To ochłap rzucony kobietom
Prof. Maciej Socha, ginekolog i kierownik Oddziału Położniczo-Ginekologicznego Szpitala św. Wojciecha w Gdańsku przyznaje w rozmowie z Interią, że wykluczenie ekonomiczne nie powinno być powodem ograniczonego dostępu do antykoncepcji, zarówno tabletek, jak i wkładek wewnątrzmacicznych czy antykoncepcyjnych implantów podskórnych. Zwraca jednak uwagę na inne problemy, których projekt nie rozwiązuje.
– Wprowadzenie jakiejkolwiek bezpłatnej formy kontroli przez kobiety własnej płodności jest fantastycznym pomysłem, natomiast to wszystko są półśrodki, bo w Polsce potrzebne są rozwiązania całościowe. Niestety nie mamy dobrego klimatu do tego, żeby edukować się prozdrowotnie, żeby ta wiedza reprodukcyjna i nasze zdrowie seksualne było w dobrej kondycji, co pokazała chociażby dyskusja dotycząca edukacji zdrowotnej w szkołach. A w Polsce potrzebna jest praca od podstaw – mówi prof. Socha.
Ginekolog podkreśla, że kobieta, która ma 16 lat, może w Polsce legalnie współżyć, ale nie może już zdecydować, żeby wziąć tabletkę, która zapobiegnie ciąży i być może uchroni ją przed tragedią związaną z niechcianym macierzyństwem. – Dla mnie jako lekarza to jest coś niedorzecznego – nie ukrywa Socha.
I dodaje: – Ten projekt to dużo za mało, to taki ochłap rzucony kobietom, zamiast konkretnej koncepcji opieki nad zdrowiem reprodukcyjnym i seksualnym. Wygląda na taki nerwowy ruch i trochę populistyczną zagrywkę, żeby przykryć inne decyzje polityczne, które niekoniecznie są dobrze odbierane przez kobiety.
Projekt budzi też emocje wśród środowisk prawicowych. – Najbardziej niezadowolone z naszego pomysłu są te same środowiska, które sprzeciwiają się aborcji. Jeżeli nie chcemy mieć niechcianych ciąż, to profilaktyka w postaci antykoncepcji jest dużo lepszym rozwiązaniem niż później dokonywanie tak trudnej decyzji, jaką jest aborcja. Musimy wreszcie zacząć rozmawiać o młodych kobietach i kwestiach bezpiecznego zachodzenia w ciążę – komentuje posłanka.
Gigantyczna dziura w budżecie
Zgodnie z założeniami darmowe środki antykoncepcyjne miałby finansować Narodowy Fundusz Zdrowia. Tymczasem w budżecie NFZ brakuje obecnie 14 mld zł, w 2026 r. zabraknie 23 mld zł. Pytamy, czy kolejne projekty, które wyciągają pieniądze z Funduszu, to dobry pomysł?
– Sytuacja Narodowego Funduszy Zdrowia rzeczywiście jest zła – przyznaje prof. Maciej Socha. – Może warto byłoby poszukać pieniądze na taki projekt z jakichś rządowych programów? – zastanawia się.
Pomysłodawczyni projektu Ewa Szymanowska też zdaje sobie sprawę z tego, że sytuacja NFZ jest tragiczna. Sama pracowała kiedyś w komisji zdrowia i, jak mówi, „resort zdrowia jest jak wiadro bez dna, w które można włożyć dowolną ilość pieniędzy, to może być 20 albo 100 miliardów złotych, a tam i tak wiecznie będzie brakowało, zawsze znajdzie się jakaś pilna sprawa”.
Zdaniem posłanki kluczowa jest porządna reforma ochrony zdrowia, bez której sytuacja nigdy się nie poprawi. – Musimy szukać rozwiązań, żeby pomóc pacjentkom, a jednocześnie pracować nad uszczelnieniem tego systemu – kwituje.
Projekt obecnie jest konsultowany, najpewniej następnie zostanie skierowany do komisji zdrowia. – Mam nadzieję, że uda się te pieniądze znaleźć w budżecie w przyszłym roku, my jesteśmy otwarci na rozmowy – mówi Interii Szymanowska.