Historia z wypowiedzią Donalda Trumpa dla telewizji Fox News to podręcznikowy przykład tego, jak wielkie szkody może wyrządzić chaos informacyjny. Ale również tego, że w dzisiejszych, zdominowanych przez skrajną polaryzację, czasach zwaśnione strony nie różnią się już tylko w opiniach na temat faktów, tylko w samych faktach.
Jedno pytanie, dwie kwestie
Zostańmy przy tych ostatnich i sięgnijmy do początku tej historii, czyli rozmowy amerykańskiego prezydenta z Marthą MacCallum. Pod koniec szóstej minuty rozmowy dziennikarka zapytała Trumpa o decyzję brytyjskiego rządu, żeby wysłać do Polski wsparcie lotnicze w ramach prowadzonej przez NATO operacji „Wschodni Strażnik”.
Dokładne pytanie MacCallum brzmiało: – Premier Starmer wyraził zgodę, żeby myśliwce brytyjskich sił powietrznych patrolowały i chroniły niebo nad Polską. W sierpniu powiedział pan, że Stany Zjednoczone też mogłyby pomóc w powietrzu, że rozważą taką pomoc. Co to oznacza – F-16, systemy Patriot? Jak chce pan pomóc?
Już pomagamy wywiadowczo, ale kiedy mówiłem o pomocy w powietrzu chodziło mi o zapewnienie bezpieczeństwa, gdy wojna się zakończy. Gdy wojna się zakończy, pomożemy zapewnić pokój. Myślę, że ostatecznie tak się stanie
I tu dochodzimy do clou nieporozumienia. Dziennikarka w swoim pytaniu poruszyła dwie kwestie. Pierwsza to wspomniane już wsparcie Wielkiej Brytanii dla Polski w obszarze zabezpieczenia przestrzeni powietrznej nad naszym krajem. Druga – deklaracje Trumpa z sierpnia dotyczące amerykańskiego wsparcia wojskowego dla Ukrainy już po zakończeniu wojny.
Rzeczywiście w sierpniu amerykański prezydent kilkukrotnie mówił o tym, jak Ameryka zaangażuje się w utrzymanie pokoju między Ukrainą i Rosją już po wojnie. Podczas rozmowy z ukraińskim prezydentem Wołodymyrem Zełenskim nie wykluczył nawet, że na ukraińskiej ziemi mogą pojawić się amerykańscy żołnierze. Już po szczycie pokojowym w Waszyngtonie z 18 sierpnia szybko jednak zanegował taką możliwość.
Wsparcie lotnicze i konsekwentne stanowisko Trumpa
Inaczej było w kwestii wsparcia wywiadowczego dla sił europejskich oraz amerykańskiej pomocy dla Ukrainy i tzw. koalicji chętnych w powietrzu. Tutaj Trump – jak na swoje standardy – był dość konsekwentny.
– Może coś zrobimy. Chciałbym, żeby coś się rozwiązało. To nie są nasi żołnierze, ale co tydzień ginie od pięciu do siedmiu tysięcy głównie młodych ludzi. Gdybym mógł to powstrzymać i od czasu do czasu kazać samolotowi latać w powietrzu, to byliby to głównie Europejczycy, ale my, my byśmy im pomogli. On tego potrzebują – stwierdził Trump w wywiadzie dla portalu „The Daily Caller”.
Jak wiemy, amerykański prezydent często zmienia zdanie. Tutaj jednak trzyma się mniej więcej jednej wersji co najmniej od połowy sierpnia. Tę wersję potwierdzają też opiniotwórcze zachodnie media, mające swoje źródła w amerykańskiej administracji – jak choćby „Financial Times”. Informatorzy brytyjskiego dziennika twierdzą, że podczas szczytu w Waszyngtonie Trump i jego otoczenie wielokrotnie zapewniali europejskich partnerów, że Stany Zjednoczone dostarczą „strategiczne środki wspomagające”. Wśród nich miałyby się znaleźć m.in. „działania wywiadowcze, nadzór i rozpoznanie, dowodzenie i kontrola oraz zasoby obrony powietrznej, aby umożliwić ewentualne rozmieszczenie sił na lądzie pod dowództwem Europy”.
Mając tę wiedzę, możemy przejść do odpowiedzi Trumpa na pytanie dziennikarki Fox News. – Już pomagamy wywiadowczo, ale kiedy mówiłem o pomocy w powietrzu chodziło mi o zapewnienie bezpieczeństwa, gdy wojna się zakończy. Gdy wojna się zakończy, pomożemy zapewnić pokój. Myślę, że ostatecznie tak się stanie – mówi amerykański przywódca. I dodaje: – Pozostaje pytanie, czy prezydent Putin chce kawałek (Ukrainy – przyp. red.) czy całość. Wiecie o tym. To nigdy by się nie wydarzyło, gdybym był wtedy prezydentem. Nikt nawet by o tym nie pomyślał. I przez cztery lata (kadencji – przyp. red.) nie wydarzyło się, nie było takiego zagrożenia.
Co więc się stało? Dziennikarka Fox News zapytała o dwie kwestie – pomoc w ochronie polskiego nieba i słowa Trumpa o amerykańskim udziale w zapewnienie pokoju w Ukrainie już po wojnie – które na nieszczęście całej tej sytuacji połączyła w przyczynowo-skutkową całość. Z kolei Trump skupił się tylko na drugiej części pytania, odnoszącej się do jego wcześniejszych wypowiedzi z sierpnia. Pytanie o Polskę de facto zignorował.
Trzy problemy: widzowie, media, politycy
Dlatego też część oglądających wywiad, albo zwłaszcza czytających powstające w oparciu o niego agencyjne depesze i newsy, mogła odnieść wrażenie, że Trump, mówiąc o pomocy „gdy wojna się zakończy” ma na myśli Polskę, a nie Ukrainę. Problemy w tej kwestii są trzy.
Pierwszy – mało kto zadał sobie trud, żeby obejrzeć oryginał rozmowy i mieć jasność, czego dotyczyło pytanie, a czego odpowiedź. To jednak zrozumiałe w czasach, gdy treści konsumujemy błyskawicznie, a codziennie jesteśmy bombardowani setkami różnych newsów. Idziemy na łatwiznę, nie weryfikujemy źródeł, a podejrzanie sensacyjne tytuły i leady nie zawsze zapalają nam z tyłu głowy czerwoną lampkę.
Drugi problem dotyczy natomiast mediów, które opracowały tę historię niechlujnie, żeby nie powiedzieć: połasiły się na tani rozgłos. Ot, choćby depesza Polskiej Agencji Prasowej z 18 września z godz. 22:22 o sugestywnym tytule: „W. Brytania/Trump: Wspieramy Polskę wywiadowczo, ale kiedy mówiłem, że pomogę Polsce, to chodziło o to, że po wojnie (opis)”. Albo amerykański Reuters z 21:10: „Trump o ochronie powietrznej dla Polski: Kiedy mówiłem, że pomożemy, miałem na myśli, że po zakończeniu wojny”.
Na koniec problem trzeci, czyli polscy politycy. Ci też nie zważali na to, czy i co powiedział amerykański prezydent, ale od razu zaprzęgli jego słowa (dodajmy: błędnie interpretowane i cytowane) do politycznej wojenki na krajowym podwórku. Widać to zwłaszcza na linii Kancelaria Prezydenta – MSZ – rząd. Efekt: potęgowanie wrażenia chaosu i zagrożenia dla Polski. Podkreślmy raz jeszcze: zupełnie nieuzasadnione.