W nocy z wtorku na środę nad polskim niebem pojawiły się drony ze wschodu. Pierwszy z nich został zidentyfikowany o godz. 23:30, a ostatni o godz. 6:30. Cała akcja trwała więc siedem godzin, a jak zgodnie podkreślali polscy przywódcy, była bezprecedensowa w swej skali.
W polską przestrzeń powietrzną wdarło się 19 dronów. Jak informował premier Donald Tusk, trzy bądź cztery z nich zostały zestrzelone przez pilotów polskich i sojuszniczych. W akcji brały udział siły NATO. W konsekwencji tych wydarzeń został uruchomiony, na wniosek Polski, art. 4. NATO.
Do tej pory ze świata płyną sygnały dotyczące tego wydarzenia. To zdarzenie bardzo ważne, bo po raz pierwszy w tak jawny sposób obiekty bezzałogowe pojawiły się na terytorium państwa członkowskiego NATO. Po raz pierwszy też reakcja sojuszu była tak zdecydowana – część obiektów została po prostu wyeliminowana, a takie ruchy świadczą o tym, że sytuacja może eskalować.
Interia, ponad dobę po tych wydarzeniach, zwróciła się do trzech ekspertów z różnymi doświadczeniami. Poprosiliśmy ich o ocenę tego wydarzenia i wyciągnięcie po trzech kluczowych wniosków. Zwróciliśmy się do gen. Stanisława Kozieja, byłego szefa BBN, a także do byłego ministra obrony narodowej Jana Parysa oraz eksperta z zakresu bezpieczeństwa prof. Daniela Boćkowskiego. Ich spostrzeżenia nie są tożsame, choć w każdej wypowiedzi pojawia się jeden wniosek: Polska musi pilnie uszczelnić obronę przeciwdronową, bo nocny atak pokazał, że na tym polu wciąż jesteśmy bezradni.
Atak dronów. Cztery wnioski gen. Stanisława Kozieja
Gen. Stanisław Koziej wyciąga cztery wnioski i odnosi je do różnych graczy na arenie międzynarodowej. Jego pierwsze spostrzeżenie dotyczy Rosji.
– Głównym celem tej ofensywy dronowej było dostarczenie dodatkowych praktycznych informacji o polskim i natowskim systemie obrony na potrzeby rozpoczynających się ćwiczeń ZAPAD-25. Być może jednocześnie jest to chęć przećwiczenia jakiegoś manewru planowanego na okres po ewentualnym zwycięstwie z Ukrainą. Celem strategicznym jest kierunek NATO. Taka ofensywa możliwa byłaby wyłącznie w scenariuszu po zwycięstwie z Ukrainą. Dla Putina była to ryzykowna zagrywka, bo zapewne oceniał, że NATO nie zareaguje tak zdecydowanie – mówi Interii gen. Koziej.
Jego drugi wniosek dotyczy samego NATO. – Sojusz sprawdził się w tym przypadku i przekroczył Rubikon niejasności. Do tej pory trochę nie wiadomo było, w jaki sposób reagować na eskalacyjną doktrynę Putina, który dość swobodnie operował na drabince eskalacyjnej. NATO, decydując się na zestrzelenie tych dronów, przekroczyło Rubikon. Od tego momentu rozpocznie bardziej zdecydowane i praktyczne przeszkadzanie Putinowi w tej jego swobodzie rozgrywania drugiej zimnej wojny – uważa gen. Koziej.
Trzeci wniosek gen. Kozieja koncentruje się na Polsce. – Nie mamy obrony przeciwdronowej, choć to nie jest wielkie odkrycie. Ta całonocna operacja buszowania w naszej przestrzeni powietrznej dronów pokazuje, że nie mamy tej obrony przeciwdronowej. Nasz system powietrzny jest elementem, który wymaga priorytetowych wysiłków. To zdarzenie stawia dwa wyzwania przez polską polityką zagraniczną. Pierwsze to starania w NATO o natychmiastowe załatanie dziury obrony przeciwdronowej przez ściągnięcie na ten kierunek sił z innych państw NATO. Druga sprawa to przekonanie sojuszników w NATO, by ustanowić wysuniętą strefę obrony powietrznej wzdłuż granicy NATO z ukraińskim teatrem wojny. Tam latają rakiety i drony, które wpadają w naszą przestrzeń, więc mamy prawo bronić się przed tymi zagrożeniami i wysunąć tę rubież rozpoczęcia zwalczania lecących w naszą stronę rakiet i dronów na terytorium Ukrainy – podkreśla gen. Koziej.
Czwarty wniosek, chyba najmniej oczywisty, dotyczy Ukrainy. – Operacja dronowa rosyjska ma też kontekst dotyczący konsolidowania się Europy wokół wspierania Ukrainy, a w szczególności wokół budowania gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy. Rosja tym ruchem chciała zniechęcić potencjalnych członków koalicji chętnych do zaangażowania się w pomoc Ukrainie – uważa rozmówca Interii.
Nocny atak dronów. Trzy wnioski Jana Parysa
O spostrzeżenia do tego bezprecedensowego wydarzenia poprosiliśmy również Jana Parysa, byłego ministra obrony narodowej. Były już polityk wyciąga jeden wniosek optymistyczny, a także dwa, które muszą zastanawiać.
– Procedury NATO-wskie wsparcia dla Polski działają. Natychmiast, bez czekania na decyzje polityczne. Sojusz jest aktywny, sprawny i skuteczny – uważa Jan Parys.
Jego drugi wniosek nie jest już tak pozytywny. – Polska nie ma własnego, skutecznego systemu wykrywania i niszczenia dronów. To wniosek przykry, o charakterze negatywnym – zaznacza Parys.
Trzeci wniosek Jana Parysa koncentruje się na zadaniach praktycznych. – Upłynęła już ponad doba od tego wydarzenia, a my wciąż nie usłyszeliśmy od przedstawicieli rządu, kto jest winien tego, że w Polsce nikt nie wyciąga wniosków z tego, że od roku codziennie Ukraina jest atakowana dronami i rakietami, a przecież te drony i rakiety mogą zagrozić również Polsce. Co więcej, nie usłyszałem jeszcze, jakie są decyzje rządu dotyczące kolejnych zakupów. Polegamy na sojusznikach, a sami pokazujemy własną bezradność, jeśli idzie o walkę z dronami. Myśliwce to sprzęt drogi i nie służy do tego – podkreśla rozmówca Interii.
Drony nad Polską. Trzy wnioski prof. Daniela Boćkowskiego
Interesujące wnioski ma też ekspert w dziedzinie bezpieczeństwa, prof. Daniel Boćkowski z Uniwersytetu w Białymstoku. Jego pierwsze spostrzeżenie jest niezwykle krótkie. – Rosjanie przestali udawać. Koniec kropka – mówi nam prof. Boćkowski.
Jaki jest natomiast drugi wniosek? – Nie mamy jeszcze wystarczających systemów analizy namierzania i sprawdzania, co się dzieje z dronami. Nasze działania zawdzięczamy dobremu rozpoznaniu ukraińskiemu, a także rozpoznaniu białoruskiemu. Dzięki tym informacjom wiedzieliśmy, jaki będzie korytarz lotu dronów. Wciąż szwankuje rozpoznanie – przekonuje prof. Boćkowski.
Co ciekawe, naukowiec z Białegostoku jako jedyny z naszych rozmówców wskazuje na politykę informacyjną władz. Przypomina, że podczas ataku dronowego pojawiły się alerty RCB, ale były nieco spóźnione i dotyczyły zbyt dużego obszaru. Jego zdaniem powinny zostać uruchomione również syreny i właśnie taki wniosek płynie z jego wypowiedzi.
– Powinna być większa świadomość alarmowania społeczeństwa. Nie chodzi o to, że nie chcemy nikogo denerwować, bo drony wleciały. Drony lecą w kierunku Polski, wchodzą w naszą przestrzeń powietrzną, kierują się w bardzo konkretne miejsca, rozpoczynamy akcję ich przechwytywania, więc powinniśmy się poważnie zastanowić, czy nie uruchomić systemów alarmowych. Mogłyby one po prostu ostrzegać ludność – uważa prof. Boćkowski.