O co chodzi: „Gazeta Wyborcza” opisała list matki, który wysłała do krakowskiego kuratorium oświaty. Kobieta złożyła skargę na działanie jednego z niepublicznych przedszkoli, któremu zarzuciła „rażące zaniedbanie obowiązków„. Jak opisała, jej dziecko zasłabło, a nauczycielki wychowania przedszkolnego nie wezwały karetki pogotowia. Ponadto w rozmowie z dziennikiem kobieta wskazała: „Byłam za granicą. Przedszkole o tym wiedziało, a jednak kilkakrotnie próbowało dodzwonić się do mnie zamiast do ojca, który był na miejscu”. Kobieta poprosiła kuratorium o przeprowadzenie kontroli w placówce. Dziennik donosi, że zawiadomiła o zdarzeniu także policję.

Relacja pracowników przedszkola: W notatce sporządzonej przez pracowników placówki napisano, że dziecko „pokazało objawy mogące świadczyć o napadzie padaczkowym”, straciło świadomość dwukrotnie i zbladło. Ostatecznie dziewczynka miała odzyskać przytomność po 10 sekundach, po czym dostała wodę i miała się uspokoić. „Zaraz po sytuacji została poinformowana mama dziewczynki (telefonicznie) oraz tata przy odbiorze ok. godz. 16. Zalecono rodzicom pilne zrobienie badania EEG oraz kontrolę neurologiczną, wzmożoną obserwację dziecka” – zapisano. Badania na SOR-ze nie potwierdziły napadu padaczki – według oceny lekarzy zasłabnięcie było spowodowane stresem.

Zobacz wideo Który polityk jest kruchy jak faworek? Zapytaliśmy posłów w Sejmie

Stanowisko placówki: Przedszkole przekazało, że na sali, na której są dzieci w spektrum autyzmu, są również neuroterapeuci. Zapewniono, że dziecku została udzielona pierwsza pomoc zgodnie z procedurami i wiedzą neuroterapeutów. „Reszta jest zmanipulowana (…). Mamy dziewczynki nie było na sali, jest to przedstawienie sytuacji niezgodnej z prawdą. Oboje rodzice zostali poinformowani w odstępie kilku minut, mama telefonicznie, tata osobiście” – zapewnia przedszkole. Jak dodano, „objawy zasłabnięcia dziecka ustąpiły praktycznie niezwłocznie„. „Wobec braku dalszych objawów, a także z uwagi na ich krótkotrwałość oraz skuteczność udzielonej pierwszej pomocy w ocenie osób jej udzielających nie zachodziła konieczność wezwania pogotowia ratunkowego, nie była to sytuacja zagrożenia życia” – czytamy. Placówka twierdzi również, że matka powiedziała personelowi przedszkola, że jej dziecko ma „sytuacje wyłączenia„. W rozmowie z „GW” doprecyzowała, że chodziło jej o „utratę uwagi i odpłynięcie w bok myślami„.

Przeczytaj również: „Strach w przedszkolach. Dramatyczna sytuacja w polskim mieście. Boją się zwolnień”.

Źródło: Gazeta Wyborcza

Udział
Exit mobile version