Egipt zamówił w Rosji 24 myśliwce Su-35 jeszcze w 2018 roku. Kontrakt warty ponad 2 miliardy dolarów był dla Rosjan sporym sukcesem i adekwatnie go fetowano. Produkcja zamówionych maszyn w zakładach w Komsomolsku nad Amurem została ukończona w 2022 roku. Żaden z 24 pomalowanych w egipskie barwy Su-35 nigdy jednak nie trafił do Egiptu. Teraz kiedy finał epopei wydawał się napisany, Egipcjanie dodatkowo uderzają Rosjan.
Niechciane Su-35
Rządzące krajem egipskie wojsko nie informuje publicznie w tematach, które mogą być niewygodne, więc w kwestii rosyjskich samolotów praktycznie nie ma informacji oficjalnych. Najwięcej konkretnej wiedzy dostarczały zdjęcia satelitarne zakładów Suchoja, gdzie można było zobaczyć zaparkowane pod chmurką Su-35 w egipskich barwach. Dookoła nich przetaczały się fale plotek, domysłów oraz niedwuznacznych komunikatów władz USA. Amerykanom bardzo się bowiem nie spodobało kupienie przez Egipt Su-35, a mają sporo do powiedzenia w kwestii egipskich zakupów uzbrojenia.
Waszyngton udziela Egiptowi co roku pomocy finansowej na cele zbrojeniowe na poziomie 1,3-1,5 miliarda dolarów. Jest to dla Egipcjan istotna kwota, bo budżet ich wojska oscyluje w rejonie 3-5 miliardów dolarów. Takie wsparcie jest efektem porozumień z Camp David, podpisanych w 1978 pomiędzy Egiptem i Izraelem pod auspicjami USA. W zamian za zawarcie pokoju z Państwem Żydowskim i wyrzeczenie się współpracy militarnej z ZSRR Egipcjanie dostali od USA między innymi ów znaczący doroczny dar finansowy, a poza tym między innymi dostęp do amerykańskiego uzbrojenia. Dar obosieczny, bo pozwolił Amerykanom w znacznej mierze uzależnić egipskie wojsko od siebie. Kiedy więc Egipcjanie chcieli sięgnąć po rosyjskie Su-35, Waszyngton zaoponował. Pojawiły się groźby sankcji i choć oficjalnie Kair nigdy nic na ten temat nie powiedział, to jakoś tak się stało, że zapowiadane nieoficjalnie na 2019-2020 rok pierwsze dostawy się nie zmaterializowały.
Równocześnie zaczęły pojawiać się plotki mające zasugerować, że to wcale nie presja USA, ale suwerenna decyzja Egipcjan po bliższym zapoznaniu się z Su-35. Między innymi w 2019 roku w mediach branżowych (np. portal „TheAviationGeekClub”) krążyły twierdzenia o tym, że przetestowano radar rosyjskiej maszyny w starciu z systemem elektronicznym francuskich myśliwców Rafale (które Egipt zamówił wcześniej) i miał sromotnie polec w takim pojedynku. Gdzie i jak takie testy miały być prowadzone, nie wiadomo. Nigdy nie padło też żadne oficjalne oświadczenie z Kairu na temat zerwania umowy z Rosją. Za to zaczęły się trwające lata spekulacji, co stanie się z już wyprodukowanymi dla Egiptu Su-35. Iran oficjalnie deklarował chęć zakupu maszyn tego typu. Nawet padały deklaracje, że zostało to z Rosją ustalone i wydawało się, że te porzucone przez Egipcjan będą idealne dla Irańczyków. Nic takiego się jednak nie stało do dzisiaj.
Dopiero w marcu tego roku zdjęcia satelitarne po raz kolejny dały pewne informacje na temat losów porzuconych Su-35. Otóż przynajmniej część z nich trafiła do Algierii, która jest jednym z największych odbiorców rosyjskiego uzbrojenia. Nie wiadomo, czy wszystkie 24 wyprodukowane dla Egiptu myśliwce tam skończą, ale jest pewne, że jeden tam trafił, a pięć kolejnych dostrzeżono w rosyjskich zakładach z namalowanymi algierskimi oznaczeniami. Do dzisiaj nie ma oficjalnych komunikatów na ten temat. Pojawiły się za to nowe plotki z Egiptu i to jeszcze ostrzej wymierzone w Rosjan, niż poprzednie.
Cios plotką w Rosjan
Tym razem źródłem doniesień jest egipski portal „Exclusive Defense” publikujący na Facebooku i będący częścią lokalnego medium „Aboutmsr.com”. Powołując się na anonimowego egipskiego oficera twierdzi, że Su-35 nie spełniły oczekiwań lotnictwa Egiptu, dlatego nie doszło do realizacji kontraktu. Rosjanie mieli wywierać presję na Kair, aby jednak przejął maszyny, co miało mieć skutek odwrotny od zamierzonego. Egipskie medium powtarza zastrzeżenia co do radaru Irbis-E zainstalowanego na eksportowych Su-35. Ma on ustępować zachodnim konstrukcjom dostępnym na rynku. Tak samo system walki elektronicznej, który ma być mało odporny na przeciwdziałanie. Skrytykowane zostały też silniki AL-41, jako mało ekonomiczne, a do tego bardzo głośne i łatwe do wykrycia w podczerwieni. Jako wada jest też opisywana rzekoma duża zależność od wsparcia latających radarów, bez których Su-35 ma nie być w stanie wykonywać wielu zadań. Rozmówca portalu narzeka też na próby wywierania przez Rosjan presji na Egipt. Mieli bez uzgodnienia publikować zdjęcia i nagrania z zakładów Suchoja sugerujące, że trwa produkcja maszyn zamówionych przez Kair, podczas gdy tak naprawdę jeszcze trwały rozmowy w tej sprawie.
Narracja egipskiego portalu została powielona przez między innymi znacznie bardziej popularny „BulgarianMilitary”, który wbrew nazwie pisze na tematy z całego świata. Za nim temat rozlał się szerzej w internecie i będzie teraz na pewno przez lata źródłem argumentów krytyków rosyjskiej broni. Choć tak naprawdę nie sposób nazwać jego źródło za szczególnie wiarygodne. O kompleksową ocenę Su-35 trudno, bo poza Rosją posiada je tylko Algieria i Chiny. Chińczycy nabyli 24 maszyny dekadę temu, najpewniej chcąc zapoznać się z nową rosyjską maszyną, a zwłaszcza jej silnikami i radarem. Był to ostatni zakup rosyjskich samolotów bojowych przez Chiny, które aktualnie opracowują i produkują maszyny przynajmniej na pozór znacznie bardziej zaawansowane. Już w 2022 roku chińskie media („South China Morning Post”) twierdziły, że krajowy J-16, będący z kolei twórczą kopią kupionych wcześniej rosyjskich Su-30, jest pod prawie wszystkimi względami lepszy od Su-35. Wyjątkiem miały być silniki.
Su-35 były oferowane wielu innym państwom, ale bez sukcesu. Odpowiadają za to w znacznej mierze groźby amerykańskich sankcji, ale też najpewniej kwestia stosunku ceny do jakości w świecie, gdzie coraz powszechniejsze stają się znacznie nowocześniejsze samoloty piątej generacji. Podczas gdy Su-35, choć daleko rozwinięty, pozostaje przedstawicielem generacji czwartej. Brak nowoczesnych rozwiązań odbijał się już na rosyjskim eksporcie broni w okolicy 2020 roku. Według SIPRI (Sztokholmski Instytut Badań nad Pokojem prowadzący uznawane za najlepsze statystyki wydatków zbrojeniowych i handlu bronią) w latach 2019-2023 był on już o połowę mniejszy niż w latach 2014-2018. Udział Rosji w globalnym handlu uzbrojeniem spadł wówczas z 21 do 11 procent. Inwazja na Ukrainę tylko pogorszyła ten trend.
Eksport uzbrojenia z Rosji i tak umarł
Rosyjski eksport uzbrojenia jest bowiem jedną z wielu ofiar rosyjskiej agresji. W sposób oczywisty jednoznaczny priorytet mają teraz potrzeby rosyjskich sił zbrojnych, które są większe niż możliwości produkcyjne przemysłu zbrojeniowego. Oznacza to nie tylko brak potencjału do produkcji nowej broni na eksport, ale też części zamiennych, amunicji oraz udzielania wsparcia technicznego czy szkoleniowego. Dodatkowo słaby rubel, gospodarka w trudnym położeniu i szerokie sankcje, znacząco pogarszają potencjalne warunki finansowe umów. Czyni to rosyjską broń nie tylko słabo dostępną tu i teraz, ale też mało atrakcyjną w dłuższej perspektywie. Kraje, które kupiły ją wcześniej, mają też problemy z jej eksploatacją, bo niegdyś łatwo dostępne i względnie tanie części zamienne zostały wyssane z rynku przez armię rosyjską oraz ukraińską, często potrzebujące tych samych. Dotyczy to szczególnie czołgów rodziny T-72 i śmigłowców Mi-17, niegdyś hitów eksportowych ZSRR i Rosji.
Efekt jest taki, że pomiędzy 2021 a 2024 rokiem, według rosyjskich danych eksport broni spadł kilkunastokrotnie od poziomu 15 miliardów dolarów do zaledwie około miliarda dolarów. W 2023 roku Rosja po raz pierwszy spadła na 3 pozycję największych eksporterów uzbrojenia. Wyprzedziła ją Francja, plasując się za niezmiennie pierwszymi USA. Największymi odbiorcami rosyjskiej broni pozostają Indie i Chiny, odpowiadając za 55 procent tego miliarda dolarów. Nawet jeśli wojna skończy się szybko, to Rosja na długo pozostanie niepewnym partnerem z racji na zaognione relacje z NATO. Kto by chciał ryzykować kupno czegoś od Rosjan, jeśli może za kilka lat znów nie będzie skąd wziąć amunicji i części zamiennych? Ponadto będące niegdyś kluczowymi dobrami eksportowymi Rosji systemy przeciwlotnicze, samoloty i czołgi nie zaprezentowały się podczas wojny z Ukrainą w szczególnie korzystnym świetle. Dodatkowo nie ma prac nad ich znaczącym unowocześnieniem, raczej nad uproszczeniem celem pozbycia się z nich zachodnich podzespołów elektronicznych. Masowe i proste drony nie staną się natomiast szczególnie dochodowym dobrem eksportowym z natury rzeczy. Perspektywy dla tego niegdyś bardzo ważnego sektora rosyjskiego eksportu nie są szczególnie różowe.