Henryk Słowik wprost przyznaje, że stanął pod ścianą. Od 1995 roku prowadzi w podkarpackim Krośnie firmę Ekolot, która jest jedynym w Polsce producentem seryjnych, ultralekkich samolotów. A właściwie była, ponieważ właściciel obecnie „wygasza to wszystko do spodu”. Wybrane nieruchomości zamierza wynająć, zwolnił ponadto niektórych pracowników, ponieważ musi „jakoś wylądować finansowo”. – Firma nadal istnieje, ale produkcja nie będzie prowadzona. Być może jej część zakupi inny przedsiębiorca – dodaje w rozmowie z Interią.
O nieciekawej sytuacji Ekolotu usłyszeli w marcu zebrani na warszawskiej konferencji Polskiego Forum Lotniczego. Odczytano wtedy długi list otwarty Henryka Słowika do premiera Donalda Tuska. Autor wyjaśnił w nim, że nie może dłużej prowadzić firmy ze względu na działania państwowych instytucji: Urzędu Lotnictwa Cywilnego oraz Urzędu Celno-Skarbowego w Przemyślu. Pierwszej wytknął, iż zbyt długo czeka, aż uzyska od niej certyfikację modelu samolotu. Drugiej, że na sprowadzany z Chin materiał używany do produkcji nałożyła aż 125-procentowe cło antydumpingowe, mające chronić przed nieuczciwą rywalizacją cenową.
Potężne cło dla lotniczej firmy. „Ustalono, że kołdra jest tkaniną”
Najpierw pytam o cło antydumpingowe. Szef Ekolotu zapewnia, że importowany od 15 lat towar „nie jest konkurencją dla podmiotów z Unii Europejskiej„, ponieważ w państwach Wspólnoty nie można go dostać.
– Chciałbym go kupować w UE, ale to niemożliwe. Upraszczając, jestem w sporze z Urzędem Celnym, a sprawa jest w toku. Wydaje mi się, że błąd popełnił pracownik laboratorium, który badał materiał i nadał mu, w mojej ocenie, niewłaściwy kod – tłumaczy.
Jak uściśla Henryk Słowik, przez długi czas urzędnicy nie nakładali na Ekolot tak wysokiej opłaty za wwóz tego towaru, uniemożliwiając firmie normalną działalność. Podpiera się przy tym decyzją otrzymaną ponad dekadę temu.
– Teraz inny oddział celny stwierdził, że używany kod jest nieprawidłowy. Zmieniono go i materiał jest już na liście UE i podlega cłom antydumpingowym. Występowałem jeszcze, aby do czasu wyjaśnienia sprawy, „zawiesić” postępowanie. Nie było na to zgody, konto zajął mi Urząd Skarbowy, nastąpiła egzekucja środków. Złożyłem odwołanie w tej sprawie i czekam na jej rozpatrzenie – opisuje.
Dziwi się też, że cła mające pomagać europejskim podmiotom, jemu akurat zaszkodziły. – Już wiele miesięcy temu, czując się bezsilny, skierowałem do kancelarii premiera prośbę o pomoc. Interwencja była szybka: sprawę przekazano do Ministerstwa Finansów, stamtąd – z Departamentu Ceł – również prędko zareagowali i wyrazili wolę pomocy. Przedstawili problem następująco: „To jest kompetencja unijna, musimy napisać w tej sprawie do UE” – wspomina.
Nie będzie firmy, znikną i wpływy z podatków
Właściciel Ekolotu usłyszał jednak, że żadna odpowiedź z Unii nie spłynęła mimo wielokrotnych monitów. Kiedy sam skontaktował się z „odpowiednią komórką” w UE, najpierw dostał potwierdzenie, iż antydumpingowych ceł nie nakłada się na towary niewytwarzane we Wspólnocie. Kiedy zaczął dociekać o interpretację prawną, kontakt się urwał. Następnie, „aby się ratować”, wystąpił o procedurę uszlachetnienia towaru. Dzięki temu mógłby ominąć 125-procentową opłatę, bo wiedział, że samoloty, w których użyto problematycznego materiału, wyjadą z UE. – Wtedy Urząd Celny wrócił do odpraw z poprzednich lat i naliczył cło wstecz za dwa albo trzy lata – twierdzi.
Według niego „sprawę postępowania w Urzędzie Celnym niektórzy mogliby nazwać sabotażem gospodarczym„. – Co państwu z tego, że doprowadza do bankructwa firmę i ona się zamyka? Samego ZUS-u płaciłem 500 tysięcy złotych. Jestem Polakiem, chcę tu pracować, Ekolot to rodzima firma, nie ma takiej drugiej w kraju w tej branży. Wyprodukowaliśmy przez te lata prawie 300 samolotów – wymienia Henryk Słowik.
W jego liście otwartym czytamy: „Pragnę też zwrócić się tutaj do pana premiera Donalda Tuska – chcę dodać mojego premiera. Przecież obiecał pan, panie premierze, że już nigdy żaden urzędnik nie doprowadzi do bankructwa polskiej firmy. Nie dotrzymał pan słowa„.
– Oczywiście nie jestem naiwny w tym, że premier będzie to czytał – on ma się czym zajmować. Podejrzewam, że nie jestem wyjątkiem, bo firmy ciągle się skarżą na podobne sytuacje. Nie winię urzędników czy kogokolwiek, po prostu system nie działa i trzeba się zastanowić, dlaczego. Urzędnicy mogą czekać, ale ja nie mogę. Co miesiąc pracownicy czekają na wypłatę, a ZUS i Urząd Skarbowy na swoje pieniądze. Mogę wytrzymać kilka miesięcy bez dochodów, ale nie da się tego ciągać przez miesięcy kilkanaście. Zaciągnąłem zobowiązania, nie chcąc popaść w bankructwo – tłumaczy przedsiębiorca z Krosna.
Rzeszowskiej Izbie Administracji Skarbowej, pod którą podlega urząd w Przemyślu, zadałem kilka pytań. Chciałem wiedzieć m.in., czy faktycznie na chiński materiał nałożono 125-procentowe cło, a jeśli tak – dlaczego; czy Izba potwierdza, że naliczyła cło wstecz; czy decyzję wobec Ekolotu można jeszcze cofnąć lub zmodyfikować oraz o konieczność konsultacji z europejskimi urzędnikami. Otrzymałem odpowiedź: „Z uwagi na obowiązek przestrzegania tajemnic prawnie chronionych nie jest możliwe udzielenie informacji dotyczącej indywidualnego podmiotu ani o żadnych okolicznościach związanych z konkretną sprawą”.
Samoloty są gotowe, ale nie latają. Podejrzliwe pytania klientów
Henryk Słowik wyjaśnia również, gdzie – w jego ocenie – leży problem związany z uzyskaniem certyfikacji od Urzędu Lotnictwa Cywilnego. W liście do premiera wskazał, iż w Ekolocie skonstruowano samolot Topaz 600, którego masa startowa wynosi600 kg (waga samej maszyny plus paliwa i osób na pokładzie). Szef krośnieńskiej firmy zaznacza, że 90 procent potencjalnych klientów woli samolot z wyższym ograniczeniem masy. Jak deklaruje, po rozmowach z osobami z ULC był pewien, że Topaz 600 „szybko i sprawnie” uzyska certyfikację.
– Wtedy przyjąłem pierwsze zamówienia na takie samoloty, wierząc, że zanim je wyprodukuję to zakończymy certyfikację. Założenia były jednak błędne, bo ten proces trwa już kilkanaście miesięcy. Samoloty stoją, a klienci czekają na „papiery”. Ja ich nie mam i nie mam pieniędzy za gotowe samoloty. Tymczasem klienci podejrzliwie dopytują: „Dlaczego inni mogą, a pan nie może tego zarejestrować?” – cytuje.
ULC: W liście otwartym jest wiele nieprawdziwych informacji
Przedsiębiorca nie wie, dlaczego certyfikacja Topaza 600 w ULC „tak długo trwa i przeciąga się z miesiąca na miesiąc”. W liście otwartym padają gorzkie słowa wobec ULC: „Mam dobrą wiadomość (…). Już niedługo pozbędziecie się mnie i Ekolotu, a wraz z nim tych wspaniałych pracowników, którzy odpowiadali za wieloletnią produkcję samolotów”.
Zajmujący się lotnictwem urząd odpiera zarzuty. Według jego rzeczniczki Marty Chylińskiej w liście „znajduje się wiele niespójnych i nieprawdziwych informacji„. Jak zauważa, jego autor utrzymuje, że w Topazie 600 „budowa płatowca, wyposażenie, silniki, awionika, wszystko jest takie samo, jak w samolotach 450 kilogramów”.
– Niestety, próby wytrzymałościowe w trakcie procesu certyfikacji nie potwierdzają tej tezy. Jeden z głównych elementów konstrukcyjnych musiał zostać wzmocniony, czego Ekolot w żaden sposób nie kwestionował, zdając sobie sprawę z obiektywnych wyników prób wytrzymałościowych, a nie subiektywnych ocen inspektorów ULC – przekonuje.
Ekolot się zwija. „Nie miałem środków, aby to kontynuować”
Jak nadmienia rzeczniczka, szef Ekolotu „twierdzi, że system nie działa, podczas gdy certyfikacja trwa od grudnia 2023 roku i jest na ukończeniu”, a jednocześnie wie on, iż w Czechach przebiega ona dłużej, ponieważ tam także chciał ją uzyskać, o czym mowa w liście.
Marta Chylińska potwierdza jednak, że i nad Wisłą to czasochłonna procedura, a wśród przykładów podaje maszynę Topaz z masą 472 kilogramy, w której przypadku wszystko zajęło trzy lata i dwa miesiące. Z kolei Agencja UE ds. Bezpieczeństwa Lotniczego certyfikowała ultralekki samolot WT9 Dynamic LSA przez mniej więcej siedem lat.
– Nie popełniono błędów w procesie. Urząd prowadził certyfikację w sposób rzetelny, zgodnie z przepisami prawa, udzielając wszelkich informacji wnioskodawcy. Jej czas trwania jest uzależniony m.in. od wyników przeprowadzonych prób, na przykład wytrzymałościowych oraz w locie, ale przede wszystkim od wnioskodawcy, który musi wykazać zgodność statku powietrznego z obowiązującymi wymaganiami technicznymi (…). Wszystkie działania prowadzone w ramach certyfikacji są podyktowane względami bezpieczeństwa – informuje rzeczniczka, dodając, iż listy otwarte „nie mogą wpływać na jakość oraz przyspieszenie procesu”.
Wskazała przy tym, że datę wręczenia Ekolotowi certyfikatu wyznaczono na 4 kwietnia. Tak też się stało, lecz szef firmy nie ma wątpliwości, że ten fakt niewiele zmienia. Wcześniej zdecydował bowiem o wstrzymaniu produkcji i ograniczeniu zatrudnienia.
– Nie będzie poborów, nie będzie ZUS-u, nie będzie VAT-u i PIT-u. Na pewno odczuwam żal na to wszystko, co mnie spotyka. Obecnie nie przyjmujemy żadnych zamówień na samoloty 600 kilogramów, po prostu nie będziemy potwierdzać zamówień do czasu zakończenia procedury certyfikacji – kwituje Henryk Słowik, obiecując, że dotychczasowych klientów nie zostawi bez wsparcia.
Kontakt do autora: wiktor.kazanecki@firma.interia.pl
Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tysięcy obserwujących nasz fanpage – polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!