We wtorek 1 lipca Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych (nieuznawana przez rząd, część środowiska prawniczego, w tym także część sędziów Sądu Najwyższego) ma wydać orzeczenie ws. ważności wyborów prezydenckich. Bez dalszego biegu pozostawiono do tej pory m.in. 49,5 tys. protestów wyborczych, wskazując, że zarzuty w nich są powielone przy wykorzystaniu wzoru opracowanego przez posła KO Romana Giertycha. Potwierdzono jednak, że w co najmniej kilku komisjach rzeczywiście doszło do błędów w protokołach, co jednak nie miało wpływu na ostateczny wynik wyborów prezydenckich.
Nieprawidłowościom w komisjach wyborczych przygląda się prokurator generalny Adam Bodnar. W poniedziałek powstał zespół składający się z trzech prokuratorów Prokuratury Krajowej, którego celem jest koordynowanie wszystkich postępowań w tej sprawie. Prokuratorzy zawnioskowali też do Sądu Najwyższego o dostęp do akt 214 spraw zainicjowanych protestami wyborczymi. Wcześniej PK podawała również m.in., że Adam Bodnar oczekuje przeprowadzenia oględzin kart do głosowania w 1472 obwodowych komisjach wyborczych.
Zdania wśród polityków koalicji rządzącej są podzielone. Niektórzy nawołują do przeliczenia głosów we wszystkich lokalach, inni opowiadają się za wyjaśnieniem nieprawidłowości tylko w konkretnych komisjach, w sprawie których obywatele składali protesty wyborcze. Różnica głosów między Karolem Nawrockim i Rafałem Trzaskowskim to niecałe 370 tys. Zmiana zwycięzcy oznaczałaby zatem nieprawidłowości wręcz na gigantyczną skalę, a na to nie ma żadnych dowodów.
Wybory prezydenckie. „Nawrocki miał największą przewagę rano, później zaczęła topnieć”
Marcin Kozłowski, Gazeta.pl: Jak ocenia Pan tę dyskusję, która toczy się obecnie wokół wyników wyborów prezydenckich?
Paweł Predko, Operations Director, IPSOS: Z naszej perspektywy te wybory nie odbiegały od tego, jak przebiegały wszystkie inne. Nie dostrzegam niczego, co byłoby dziwne lub zaskakujące. Mówię zarówno o pierwszej, jak i o drugiej turze.
Pomyłki się zdarzają, zwłaszcza przy tej skali. Przypomnę, że komisji obwodowych było łącznie ponad 32 tys. Jestem nawet trochę zdziwiony tym, że wybuchła teraz tak duża dyskusja. Emocje budzi pewnie to, że ten wynik obu kandydatów jest jednak bardzo bliski. Wszystkie nieprawidłowości powinny być oczywiście wyjaśnione i zweryfikowane.
Ankieterzy IPSOS-u pracowali w dniu wyborów w 500 komisjach. Czy zdarzały się przypadki, w których zebrane przez nich wyniki znacząco różniły się od tych, które podano potem w protokole z danego lokalu?
Nie różniły się, w tym sensie, że nie odbiegały od tego standardu, który zwykle obserwujemy.
Poza tym, badanie realizowaliśmy przez cały dzień, od rana do wieczora i nie dostrzegliśmy żadnych anomalii, nietypowych skoków frekwencji, dziwnych nagłych zmian poparcia dla kandydatów. Poparcie „zachowywało się” tak, jak zachowywało się w każdych innych badaniach.
To znaczy?
Tendencje z badania są wytłumaczalne, znane. Mamy dane z pierwszej tury, wiemy, kto na kogo „przepływał”. Mamy dane o grupach wiekowych, o miejscowościach. To się wszystko spina.
Wiemy na przykład z naszych różnych poprzednich sondaży, że osoby mieszkające na wsiach głosują wcześniej i teraz też to miało miejsce. Wiemy też, chociażby, że w dużym odsetku Karola Nawrockiego poparli wyborcy kandydata Konfederacji, więc ostateczny wynik kandydata popieranego przez PiS nie jest dla nas zastanawiający.
Karol Nawrocki miał w II turze największą przewagę rano, później zaczęła ona topnieć i od ok. godz. 14 wynik był bardzo wyrównany. Nie było w tym nic nadzwyczajnego. Ta sytuacja utrzymywała się do końca badania. Natomiast od ok. godz. 19 kandydat popierany przez PiS zaczął wręcz jeszcze zyskiwać, a to dlatego, że wtedy poszli do urn młodzi ludzie z miast, którzy w pierwszej turze głosowali na Sławomira Mentzena.
I to może być dla niektórych zaskoczeniem. Utarło się, że wieczorem w dniu wyborów zyskują kandydaci niezwiązani z prawicą, bo przecież głosują miasta.
Rzeczywiście jest tak, że na wsiach wygrywa zdecydowanie Prawo i Sprawiedliwość, a im większe miasto, tym lepsze wyniki uzyskuje Koalicja Obywatelska. Z tym do tej pory wiązał się pewien profil głosowania – im było później, tym bardziej zyskiwał kandydat KO.
W tych wyborach to uproszczenie okazało się jednak nie do końca adekwatne, bo nie uwzględniało tego, że elektorat trzeciego kandydata, Sławomira Mentzena, to w sporej mierze ludzie młodzi z dużych miast. A ci Rafała Trzaskowskiego przecież nie poparli.
Dla porównania, w 2020 r. duża przewaga Andrzeja Dudy nad Rafałem Trzaskowskim utrzymywała się do ok. godz. 9-10, potem stopniowo malała. Z naszych wyliczeń wynikało, że gdyby wybory przed pięcioma laty trwały dwie godziny dłużej, czyli nie do 21, a do 23, to wygrałby Trzaskowski, patrząc na ten konkretny elektorat, który głosował wtedy. Mówię to oczywiście z przymrużeniem oka, bo trudno przewidzieć, co by się wydarzyło.
Sporo emocji wzbudziło to, że badanie exit poll najpierw wskazało na niewielką przewagę Rafała Trzaskowskiego (50,3 proc.), później – po uzupełnieniu tych danych o oficjalne wyniki – okazało się, że zwycięzcą jest jednak Karol Nawrocki.
To wynika z dwóch rzeczy. Po pierwsze, badanie było przeprowadzone w 500 lokalach, a w każdym z lokali było to ok. 100 ankiet. Przepytywaliśmy co drugą, czasem co 10 lub co 20 osobę. I to jest tylko próba, bo nie pytamy przecież absolutnie wszystkich, którzy zagłosowali danego dnia w danym lokalu. Wynika to z przyjętej metodologii.
Drugą kwestią jest to, że część osób odmawia udziału. A to ktoś się spieszy, a to nie chce udzielać odpowiedzi na pytania, a to boi się o swoją prywatność. W pierwszej turze średni odsetek odmów to 20 proc., w drugiej – 19 proc. W jednym lokalu może to być 5 proc., w innym – nawet 30 proc.
W sonda¿u exit poll Rafał Trzaskowski uzyskał 50,3 proc., a według danych PKW – 49,11 proc. Gdyby jeden z kandydatów zdobył np. 70 proc. poparcia, to nikt na ten jeden punkt procentowy różnicy między exit poll a wynikami nie zwróciłby uwagi. Granica 50 proc. sprawiła, że sprawa zrobiła się bardzo medialna. Tymczasem już o godz. 18 w dniu badania uprzedzałem naszych klientów, że wynik sondażu nie jest rozstrzygający, że mamy 50 na 50.
Może warto zastanowić się przed kolejnymi wyborami nad tym, czy w takich remisowych sytuacjach w ogóle nie zrezygnować z publikacji sondaży exit poll i czekać po prostu na late poll. Widzowie otrzymaliby wówczas o godz. 21 jedynie krótką informację, że wynik nie jest rozstrzygający, bez podawania konkretnych liczb.