Na pierwszy rzut oka wygląda jak zabawka dla dorosłych fanów survivalu. W rzeczywistości Roboniedźwiedź (Robobear) to zdalnie sterowany manekin niedźwiedzia, zamontowany na platformie o napędzie elektrycznym, który może rozpędzić się do 32 km/h. Używany jest przez Departament Zasobów Naturalnych stanu Wyoming do ćwiczeń reakcji na spotkania z dzikimi zwierzętami, w tym zwłaszcza z groźnymi grizli.
„To doskonałe narzędzie, by uświadomić ludziom, że w sytuacji zagrożenia nie działają jak bohaterowie filmów akcji. Reakcja pod wpływem stresu wymaga treningu” – powiedziała Maria Davidson, kierowniczka programu dużych drapieżników w Safari Club International Foundation, jednej z organizacji wspierających projekt.
Podczas organizowanych przez fundację ćwiczeń uczestnicy stają tyłem do Roboniedźwiedzia, uzbrojeni jedynie w atrapę gazu pieprzowego. W momencie, gdy operator uruchamia symulator ataku, pada hasło: „Niedźwiedź! Niedźwiedź! Niedźwiedź!” – i trzeba błyskawicznie się obrócić, odblokować pojemnik i wycelować.
Jedna z kobiet zginęła dwa razy z rzędu
Na papierze wszystko wydaje się proste. W praktyce – różnie bywa. Mark Heinz, dziennikarz Cowboy State Daily, przyznał, że podczas swojego pierwszego podejścia nie zdjął nawet zabezpieczenia z kabury. „Zapiąłem zabezpieczający pasek z rzepem i kiedy Robobear ruszył, zacząłem się z nim siłować jak idiota” – napisał Heinz.
Inna uczestniczka, Clair McFarland, próbowała oszukać system, stając w gotowości zanim padł sygnał. „Udało się za pierwszym razem, ale potem i tak 'zginęłam’ dwa razy z rzędu” – przyznała w rozmowie z Cowboy State Daily. Robobear nie wybacza błędów. Czas reakcji decyduje o przetrwaniu – nawet w symulacji.
„To cenna lekcja. Gaz na niedźwiedzie nie działa, jeśli nie masz do niego dostępu” – skwitował w rozmowie z portalem “Gizmodo” Mark Aughton, biolog z Wyoming Game and Fish i koordynator programu Bear Wise. Podkreśla, że pojemnik zawsze powinien być w kaburze, w zasięgu jednej ręki – nigdy głęboko w plecaku.

USA mają więcej niedźwiedzi niż cała Unia Europejska
W Stanach Zjednoczonych żyje około 340 tysięcy niedźwiedzi. W tym 33 tysiące niedźwiedzi grizli, 7 tysięcy niedźwiedzi polarnych i aż 300 tysięcy – nieco mniejszych baribali, czyli niedźwiedzi czarnych. Dla porównania, w całej EU żyje nieco ponad 15 tys. niedźwiedzi brunatnych. Przytłaczająca większość z nich żyje w zaledwie 5 krajach: Rumunii, Szwecji, Finlandii, Słowacji i Chorwacji.
Mimo tak wielkiej ilości niedźwiedzi (tylko w regionie położonego na granicy Kalifornii i Newady Jeziora Tahoe może żyć 25-35 tysięcy niedźwiedzi czarnych), konflikty z ludźmi są stosunkowo rzadkie, wbrew sensacyjnym doniesieniom mediów. Od 1784 roku na terenie Ameryki Północnej odnotowano zaledwie 180 przypadków śmiertelnych spotkań z niedźwiedziami – wliczając w to zwierzęta trzymane w niewoli. Dla porównania, co roku w USA dochodzi do ponad 15 tys. ofiar śmiertelnych w wypadkach samochodowych.W tym 66 śmiertelnych ataków dotyczyło czarnych niedźwiedzi. Zdecydowana większość spotkań z nimi kończy się jednak bez kontaktu fizycznego – uciekają na dźwięk głosu lub widok człowieka.
Gorzej wygląda statystyka w przypadku grizzly. Odnotowano 82 śmiertelne ataki tych zwierząt (w ciągu ostatnich 250 lat), a ich siła i terytorialność czynią je znacznie groźniejszymi w bezpośrednim starciu.
Niedźwiedź atakuje z określonych powodów
Analizy pokazują, że większość ataków ma charakter obronny – zwierzę czuje się zagrożone lub zaskoczone obecnością człowieka. Nierzadko powodem ataku jest pies puszczony luzem, którego szczekanie prowokuje niedźwiedzia. Innym powodem są pokusy zapachowe – jedzenie pozostawione w namiocie lub nawet kosmetyki.
Jeden z głośniejszych przypadków miał miejsce, gdy niedźwiedzica zaatakowała śpiącego turystę – wcześniej zwietrzyła zapasy żywności schowane w sakwach rowerowych. Zwierzę wróciło po odejściu ludzi i dokonało ataku, uznawanego za przypadek tzw. zachowania drapieżnego wywołanego warunkowaniem pokarmowym.
Dlatego podczas szkoleń z Robobearem edukuje się też uczestników, jak przechowywać żywność, zakładać ogrodzenia elektryczne wokół namiotów czy zabezpieczać śmieci – wszystko po to, by nie dawać dzikim zwierzętom powodu, by zbliżały się do ludzi.
Ćwicz, zanim będzie za późno
„Tak jak z każdą formą samoobrony – liczy się trening i nawyk” – mówił Aughton. Dlatego SCIF i Game & Fish organizują bezpłatne pokazy w całym stanie Wyoming. W trakcie każdego pokazu rozdawanych jest około 100 puszek gazu pieprzowego, który może pomóc odstraszyć drapieżnika, a uczestnicy mogą przetestować swoją reakcję z pomocą Robobeara.
„Ten projekt ma realne znaczenie dla bezpieczeństwa ludzi w terenach zamieszkałych przez niedźwiedzie. Każdy powinien wiedzieć, jak zachować się w sytuacji zagrożenia” – dodał w rozmowie z Gizmodo Brian DeBolt, menedżer ds. konfliktów z niedźwiedziami w Wyoming Game and Fish.
Poza nauką obsługi sprayu uczestnicy mogą też poznać podstawy ekologii niedźwiedzi, obejrzeć instalacje ogrodzeń elektrycznych i dowiedzieć się, jak zachować się w pobliżu siedlisk tych drapieżników. Wszystko to w ramach akcji edukacyjnych przed sezonem myśliwskim i turystycznym.
Strzel niedźwiedziowi prosto w pysk
Dlaczego tak wielki nacisk kładzie się na gaz pieprzowy, a nie np. broń palną? Badania wskazują, że spray jest skuteczniejszy w zatrzymywaniu ataku niedźwiedzia. Działa błyskawicznie i nie wymaga celowania – tworzy mgłę, która zniechęca drapieżnika do dalszego zbliżania się.
W sytuacji kryzysowej nie ma czasu na szukanie broni, ani zastanawianie się nad strategią. „Pierwszy raz odpal gaz w ziemię przed niedźwiedziem – to stworzy ścianę mgły. Jeśli nie zawróci, strzel mu prosto w pysk” – instruował Aughton podczas treningu.
Gaz pieprzowy powinien mieć każdy członek grupy udającej się na leśną wędrówkę. „Liczenie na jedną osobę, że ochroni wszystkich, to poważny błąd. A co jeśli to właśnie ona będzie pierwszą ofiarą?” – pytał retorycznie biolog.