Przed rozpoczęciem meczu trudno było wskazać jednoznacznego faworyta El Clasico, którego stawką był Puchar Króla. Wydawało się, że więcej argumentów ma FC Barcelona, będąca nadal w grze na każdym froncie. Katalończycy są w półfinale Ligi Mistrzów (dwumecz z Interem), do tego sięgnęli po Superpuchar Hiszpanii (wygrana z Królewskimi), a do tego wszystkiego liderują w tabeli LaLiga.

Real Madryt to jednak klub, dla którego sezon bez jakiegokolwiek trofeum, byłby katastrofą. Skoro Królewscy nie zdołali wejść do kolejnej fazy Champions League, wyraźnie ulegając w ćwierćfinale Arsenalowi, a wygrana w lidze hiszpańskiej również wydaje się być coraz bardziej odległa, Puchar Króla jawił się, jako ostatnia deska ratunku.

Puchar Króla: Pełen emocji finał w Sewilli. El Clasico na miarę cennego trofeum!

Spoglądając z perspektywy polskiego kibica, z pewnością można było żałować tego, że mecz opuścił Robert Lewandowski. Najlepszy strzelec Barcy oglądał poczynania swoich kolegów, pokazywany co jakiś czas, na trybunach Estadio de La Cartuja. Polak musi niestety pauzować ze względu na kontuzję ścięgna podkolanowego.

Miejsce polskiego napastnika, zgodnie z zapowiedziami, zajął Ferran Torres. Hiszpan nie jest rasowym napastnikiem, ale z pewnością ma spore umiejętności oraz mobilność, która w systemie trójki z przodu, daje kilka ciekawych argumentów Dumie Katalonii. Barcelona bardzo dobrze rozpoczęła zresztą sobotni finał. W pierwszych 45. minutach zespół trenera Hansiego Flicka wykreował sobie kilka szans do tego, żeby zdobyć gola. Ostatecznie powiodło się tylko raz, za sprawą przepięknego gola autorstwa Pedriego.

Lwią pracę przy tym golu wykonała dwójka Pau Cubarsi oraz Lamine Yamal. Pierwszy zanotował świetne przejęcie piłki, natomiast ofensywnie usposobiony siedemnastolatek udowodnił, że nie tylko jego blond fryzura będzie się wyróżniać w trakcie finału. Yamal zaliczył bardzo przytomną asystę. Najwięcej zrobił jednak Pedri, który zaliczył przepiękne trafienie, otwierające wynik spotkania.

W drugich 45. minutach do pracy wziął się zespół trenera Carlo Ancelottiego. Królewscy przede wszystkim zdecydowali się na zmiany, które mocno ożywiły grę drużyny. Na boisku pojawili się Kylian Mbappe – mający problemy z drobną kontuzją – oraz najbardziej doświadczony, Luka Modrić. I trzeba przyznać, że po stronie madryckiej ruszyło na dobre.

Królewscy zdołali nie tylko wyrównać, ale również wyjść na prowadzenie. Najpierw celnym trafieniem z rzutu wolnego popisał się Mbappe. Francuz miał bardzo dogodną sytuację, strzelał prawie ze skraju pola karnego. Mocny, mierzony strzał, futbolówka odbiła się od słupka i choć właśnie w tym rogu był Wojciech Szczęsny, Polak nie zdołał popisać się udaną interwencją.

Remis zrobił się w 70. minucie, a siedem minut później na prowadzeniu był już Real. Królewscy tym razem popisali się skutecznym, stałym fragmentem gry. Dośrodkowywał Arda Güler (również wprowadzony po przerwie), a skuteczną główką – przy bierności przeciwników w polu karnym – popisał się Aurelien Tchouameni. Czyli francuski duet dał Realowi tlen i dublet na tablicy wyników. Dodajmy, również przy tym uderzeniu Szczęsny nie miał zbyt wiele do powiedzenia, złapany akurat na wykroku.

Wydawało się, że na tego gola Barcelona nie zdoła już odpowiedzieć. Królewscy sprawiali wrażenie posiadających kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami. Ostatecznie jednak liderom LaLiga pomógł… Thibaut Courtois. Wyjście belgijskiego bramkarza w połączeniu ze sprytem Torresa, który umiejętnie wyprowadził w pole zarówno golkipera, jak i obrońcę Realu Antonio Rüdigera, dało wyrównanie Barcelonie.

W ostatniej akcji meczu mogło jeszcze dojść do wielkiego skandalu, gdyby arbiter nie zdecydował się na konsultację z sędzią VAR. Początkowo Ricardo De Burgos uznał bowiem, że Raul Asencio faulował w polu karnym. Jak się później okazało, Raphinha próbował nabrać arbitra i za symulowanie dostał żółtą kartkę.

Ostatecznie mecz zakończył się zatem w miarę zasłużonym i oddającym wydarzenia boiskowe przez prawie 100 minut (licząc dodatkowy czas) remisem 2:2.

W dogrywce wydawało się, że obie drużyny będą dążyć do serii jedenastek. Nic bardziej mylnego. To była gra na pełnym ryzyku, która ostatecznie bardziej opłaciła się Barcelonie. Gola na wagę Pucharu Króla zdobył… ponownie Francuz, Jules Kounde. Obrońca wykorzystał błąd Modricia, przejmując piłkę tuż przed polem karnym i popisując się celnym, plasowanym strzałem w prawy róg bramki Królewskich. Courtois był w tej sytuacji bez szans.

Tym samym Barcelona trenera Flicka sięgnęła po drugi tytuł w sezonie 2024/25. Wcześniej Barca 12 stycznia ograła Królewskich w starciu o Superpuchar Hiszpanii aż 5:2. Jeśli Real nie wygra LaLiga, może zakończyć sezon bez żadnego trofeum na koncie.

Udział
Exit mobile version