Cykl „13 pięter” Filipa Springera to felietony mieszkaniowe, w których autor – nagradzany pisarz, reporter, fotograf – mierzy się z kryzysem mieszkaniowym w Polsce (i nie tylko). Na łamach Interii opisuje, jak nam się mieszka, w skali mikro i makro, i co można z tym wszystkim zrobić.
Początek tej historii brzmi jak nie lada afera. Kamienica w centrum dużego miasta, w opłakanym stanie, ale nadająca się do remontu, na który magistrat nie ma ani pieniędzy, ani innych zasobów. Ale oto zjawia się wybawiciel w postaci międzynarodowej organizacji i mówi: przekażcie nam obiekt, my go ładnie wyremontujemy. Będzie pięknie. Miasto się zgadza, wybawiciel wchodzi do budynku, remontuje go, a potem… grzecznie oddaje miastu.
No tak, to już niezupełnie jak w aferach.
Ale tak właśnie stało się w Bytomiu.
A jest to miasto, które ma swoje poważne problemy. Bezrobocie od lat jest tu o kilka procent wyższe niż w średnia w całym regionie i Polsce. Podobnie jest z przestępczością i poziomem ubóstwa. Żyje się tu o dziewięć lat krócej niż w reszcie kraju. Nic dziwnego, że jeszcze w 2015 roku mieszkało tu 170 tysięcy osób, a dziś według danych GUS jest ich o 35 tysięcy mniej. To dramatyczny spadek, szacuje się, że jeśli tempo depopulacji miasta zostanie utrzymane, to w 2050 roku będzie tu mieszkać mniej niż 90 tysięcy ludzi.
Mieszkania są tu więc jednym z palących problemów. 800 z nich stoi pustych i niszczeje. A warto dodać, że ceny mieszkań na Śląsku systematycznie rosną. W Katowicach metr kwadratowy kosztuje już średnio aż trzy tysiące więcej niż w Bytomiu. Powiększa się więc grupa tych, którzy są zbyt zamożni na mieszkanie komunalne, ale za biedni na kredyt.
Bytom od kilku lat walczy zaciekle na mieszkaniowym froncie. Od 2022 roku działa tu z powodzeniem program „Mieszkanie za Remont”, funkcjonuje też Bank Zamian, dzięki któremu można wymienić się z kimś na mieszkania i lepiej dopasować je do swoich potrzeb.
Władze miasta stopniowo przejmują też kilka tysięcy mieszkań należących do kopalń i innych zakładów, a w ramach programów rewitalizacji remontują także kolonie robotnicze. Aby dostać mieszkanie w jednej z nich, całkiem niedawno wyremontowanej Koloni Zgorzelec trzeba się wykazać nie tylko odpowiednimi dochodami, ale także udokumentowaną działalnością społeczną.
Kamienica przy ulicy Piekarskiej w Bytomiu od lat była jednym z licznych w mieście pustostanów. Miasto nie miało jednak środków na jej wszechstronny remont. Jak takie środki pozyskać i remont przeprowadzić, wiedziała jednak organizacja Habitat for Humanity. Przejęła kamienicę, wyremontowała jej wnętrze od piwnic przez klatki schodowe i mieszkania. A następnie oddała miastu.
W efekcie do zasobu komunalnego wróciły cztery mieszkania o powierzchni od 50 do 80 metrów. Cała inwestycja kosztowała milion złotych. Habitat pozyskał te środki z funduszy szwajcarskich i od prywatnych sponsorów. Przy remoncie pracowali też wolontariusze.
Gdyby wyremontować w ten sposób wszystkie bytomskie pustostany, to kolejka czekających na mieszkania komunalne skróciłaby się o jedną trzecią.
– My oczywiście wiemy, że te cztery mieszkania nie czynią jakiejś ogromnej zmiany – mówi mi Artur Jaworski z Habitat for Humanity – ale ten model, który udało się tu wypracować i sprawdzić, jest całkowicie skalowalny. Magistraty i zarządy nieruchomości mają często rozliczne ograniczenia – formalne i organizacyjne, które uniemożliwiają finansowanie takich inwestycji. My to możemy robić – pozyskiwać środki z różnych źródeł, remontować za nie pustostany i oddawać samorządom.
12 proc. mieszkań w Polsce to pustostany
Gra jest warta wysiłku. Według różnych szacunków w Polsce brakuje od miliona do dwóch milionów przystępnych cenowo mieszkań. Jednocześnie, jak informuje GUS, około 1,86 miliona mieszkań stoi pustych i niewykorzystanych. To ponad 12 procent ogólnokrajowego zasobu! To także ponad ośmioletnia produkcja mieszkaniowa w Polsce.
Może więc zamiast ciągle budować nowe mieszkania, na które mało kogo dziś stać, warto przyjrzeć się temu, co już i tak mamy. I zagospodarować, co tylko się da.
Habitat for Humanity ruszyło właśnie z kampanią „Mieszkanie za podpis”, w której zabiega o społeczne poparcie dla systemowych zmian w tym obszarze. Chodzi przede wszystkim o stworzenie ogólnopolskiego programu remontu pustostanów, ułatwienie procesu przejmowania i adaptacji opuszczonych nieruchomości na cele mieszkalne, wprowadzenie zachęt dla właścicieli prywatnych pustych mieszkań do ich udostępniania na wynajem społeczny lub komunalny, np. poprzez Społeczne Agencje Najmu.
Wszystko to ma być jednak poprzedzone solidną inwentaryzacją – żeby wiadomo było, jakie mieszkania możemy zagospodarować i ile będzie to kosztowało. Bo na razie wszelkie tego typu analizy grzęzną w domysłach.
Ale problem jest tak naprawdę ogólnoeuropejski. Pustostany stanową od 7 do 9 procent zasobu mieszkaniowego wspólnoty. To miliony mieszkań. Wspólnota potrzebuje więc systemowych rozwiązań obejmujących wszystkie kraje.
Wielkie burzenie = wielkie marnotrawstwo
– Rynek jest sformatowany w taki sposób, aby ciągle opłacało się wyburzać stare budynki i wznosić nowe – mówi Olaf Grawaert, architekt i jeden z inicjatorów akcji House Europe!.
I dodaje, że do 2050 roku w Unii Europejskiej zostaną wyburzone budynki o łącznej powierzchni dwóch miliardów metrów kwadratowych, co stanowi połowę zasobu mieszkaniowego Niemiec – więcej niż wszystkie mieszkania w Paryżu i Berlinie razem wzięte.
Zdaniem House Europe! nie możemy sobie pozwolić na takie marnotrawstwo zasobów i energii. A zamiast stawiać nowe budynki, musimy zinwentaryzować i zagospodarować te, które mamy. Dlatego House Europe! zbiera podpisy pod inicjatywą do Parlamentu Europejskiego stworzenia prawa promującego renowację budynków zamiast ich wyburzania.
Kluczowe mają być tu przede wszystkim ulgi podatkowe na prace remontowe i ponowne użycie materiałów, sprawiedliwe i czytelne standardy oceny potencjału istniejących budynków oraz uwzględnienie w ocenie emisji CO₂ osadzonych już w budynkach.
Dodatkowo House Europe! domaga się wprowadzenia ogólnoeuropejskich, obowiązkowych ocen cyklu życia budynków, zwolnień z podatku VAT na remonty, wprowadzenia wiążących celów dotyczących redukcji emisji oraz zapewnienie finansowania na projekty renowacyjne i badania w tym zakresie. Można się domyślać, że deweloperzy nie pałają do tych pomysłów przesadnym entuzjazmem. Ale i to się zmienia.
– Stawianie od nowa nie przynosi już takiej satysfakcji jak kiedyś – powiedziała mi niedawno przedstawicielka jednej z dużych firm deweloperskich – remontowanie, to dopiero jest zabawa!