Wóz albo przewóz – z takiego założenia pod koniec sierpnia wyszedł szef francuskiego rządu. Francois Bayrou, podobnie jak jego poprzednik Michel Barnier, stanął przed polityczną misją niewykonalną. Bo jak inaczej nazwać przegłosowanie w Zgromadzeniu Narodowym budżetu wprowadzającego drakońskie oszczędności (prawie 44 mld euro w skali roku), gdy nie ma się potrzebnej do tego większości?
A oszczędzać Francja musi. Tu i teraz.
Opiewający na 3,3 bln euro dług publiczny wymyka się jej spod jakiejkolwiek kontroli, jego obsługa (60 mld euro rocznie) za chwilę będzie najkosztowniejszą pozycją w budżecie (a perspektywy są tylko gorsze), Komisja Europejska już ponad rok temu wszczęła przeciwko Francji tzw. procedurę nadmiernego deficytu, z kolei agencje ratingowe tylko czekają, żeby obniżyć Paryżowi rating i dodatkowo pogłębić już i tak poważne kłopoty finansowe.
Bayrou miał więc do wyboru: zostać twarzą katastrofy budżetowej Francji i zniszczyć sobie bogate CV albo zaryzykować premierowskim stołkiem i zagrać o pełną pulę. Wybrał to drugie, choć wiedział z sejmowej arytmetyki, że jego szanse na sukces są iluzoryczne. Głosowanie nad projektem budżetu powiązał z głosowaniem nad wotum zaufania do swojego rządu. Powiązał i przegrał.
– Tak, wiem, że to ryzykowne, ale jeszcze bardziej ryzykowne jest nierobienie niczego – powiedział Bayrou w jednym z sierpniowych wywiadów. Zapowiedział też, że o „będzie walczyć jak pies”. Z kolei na spotkaniu ze związkami zawodowymi wyraźnie nakreślił, jaka jest stawka głosowania nad wotum zaufania: – Nasi parlamentarzyści muszą zdecydować, czy są po stronie chaosu, czy po stronie odpowiedzialności.
Francja. Opozycja solidarnie przeciwko rządowi
Jeśli przyjąć optykę francuskiego premiera, parlamentarzyści stanęli po stronie chaosu. Kluczowe dla wyniku głosowania partie opozycyjne – tak z prawicy, jak i lewicy – już dawno postawiły zresztą krzyżyk na Francois Bayrou i jego rządzie. Nie zmieniły tego również prowadzone w pierwszym tygodniu września rozmowy ostatniej szansy szefa rządu z liderami czołowych ugrupowań politycznych.
– Jedynym sposobem, w jaki premier mógłby przetrwać nieco dłużej na stanowisku, byłoby jego zerwanie z „macronizmem” – stwierdziła po spotkaniu z Bayrou Marine Le Pen.
Liderka skrajnie prawicowego Zjednoczenia Narodowego oskarżyła szefa rządu o prowadzenie „toksycznej polityki”, wezwała też do „ultraszybkiego” rozwiązania parlamentu i rozpisania przedterminowych wyborów. Już po wyborach – jak powiedziała – nowa większość mogłaby przygotować nowy projekt budżetu na 2026 rok.
To o tyle interesujące, że Zjednoczenie Narodowe ma diametralnie inną wizję francuskich finansów niż ta zaproponowana przez gabinet Bayrou. Mimo podbramkowej sytuacji państwa i poważnych obaw globalnych rynków Le Pen chciałaby… zaciągnąć więcej pożyczek i m.in. zwiększyć wydatki (zwłaszcza na policję i wojsko).
Le Pen liczy też, że wcześniejsze wybory tym razem zakończyłyby się wygraną zdecydowanie prowadzącego we wszelkich sondażach Zjednoczenia Narodowego, które cieszy się średnim poparciem na poziomie około 35 proc. Stronnictwo Emmanuela Macrona jest w stawce dopiero trzecie, a głosować chce na nie mniej więcej 17-18 proc. Francuzów, czyli mniej niż na lewicowy Nowy Front Ludowy (ok. 24-25 proc. głosów). W kalkulacji Le Pen i jej stronników wygrana w wyborach parlamentarnych otworzyłaby na oścież drzwi do zdobycia Pałacu Elizejskiego w 2027 roku.
Jedynym sposobem, w jaki premier mógłby przetrwać nieco dłużej na stanowisku, byłoby jego zerwanie z „macronizmem”
Współczucia dla rządu nie było też po lewej stronie sceny politycznej. Jean-Luc Melenchon, lider radykalnej Francji Niepokornej, ma jasny plan: najpierw pozbawić władzy gabinet Bayrou, a potem ponownie złożyć wniosek o wszczęcie procedury impeachmentu wobec prezydenta Macrona. Miałoby do tego dojść jeszcze we wrześniu.
Również bardziej umiarkowani od Francji Niepokornej socjaliści za punkt honoru postawili sobie pozbawienie Bayrou premierowskiego stołka. Co do przyszłości francuskiej gospodarki – zamiast redukować deficyt sektora finansów publicznych, chcą zintensyfikowania wydatków państwa. Obiecali nawet przedłożenie alternatywnego projektu budżetu, ale na zapowiedzi (na razie) się skończyło.
Upadek rządu we Francji. Wszystkie opcje Macrona
To jednak nie pokonany w głosowaniu Francois Bayrou może po upadku rządu mieć największe problemy. Tu na pierwszy plan zdecydowanie wysuwa się prezydent Emmanuel Macron. Upadek rządu oznacza dla niego (ponowny) chaos i niepewność na krajowym podwórku, a także konieczność podjęcia trudnych decyzji. Zwłaszcza, że wszystkie z klarujących się przed nim opcji to minimalizacja strat, a nie walka o zwycięstwo.
Opcja numer jeden to znalezienie nowego premiera, który jednak – podobnie jak Bayrou czy jego poprzednik Michel Barnier – będzie stać na czele mniejszościowego rządu.
Clou problemu zostanie więc bez zmian – rząd bez poparcia opozycji nie będzie w stanie przyjąć żadnej ważnej zmiany prawa. A patrząc na paraliżujący francuską politykę parlamentarny klincz, na którym zęby łamią sobie kolejni starzy wyjadacze, chętnych do zastąpienia Bayrou nie przybywa.
Opcja numer dwa to pozostawienie Bayrou na stanowisku w charakterze premiera technicznego i mniej lub bardziej efektywne szukanie rozwiązania politycznego pata. To jednak zagranie krótkoterminowe, próba kupienia sobie czasu i obmyślenia jakiejś pewniejszej strategii na przyszłość. Bez żadnej gwarancji sukcesu, a z ryzykiem spotęgowania i tak już dużego chaosu.
Opcja numer trzy to negocjacje z radykalną lewicą albo radykalną prawicą w nadziei na uzyskanie kompromisu i stworzenie większościowego rządu. Komentarze i cele przedstawicieli obu tych bloków, ale też historia wypowiedzi i działań prezydenta Macrona z ostatnich lat, każą jednak ocenić taki scenariusz jako skrajnie mało prawdopodobny.

Opcja numer cztery to (ponowne) rozpisanie przedterminowych wyborów parlamentarnych. Zagranie va banque. Problem w tym, że już pierwszy tego rodzaju gambit nie przyniósł oczekiwanych rezultatów i zafundował Francuzom polityczny klincz. Aktualne sondaże pokazują natomiast, że i tym razem nie ma widoków na stabilną większość rządową. A ryzyko oddania władzy skrajnej prawicy może być tym czynnikiem, który powstrzyma Macrona przed podjęciem ryzyka.
Opcja numer pięć to coś, czego domaga się opozycja, zwłaszcza Nowy Front Ludowy, a więc ustąpienie Macrona z urzędu. Szanse na to, że Macron, który ma przed sobą jeszcze ponad półtora roku kadencji, ugnie się pod żądaniami politycznych przeciwników są bliskie zera. Byłoby to wywieszenie białej flagi, przyznanie się do winy za polityczny chaos w kraju i przekreślenie dorobku dwóch kadencji w Pałacu Elizejskim. A na dodatek: niemal pewne oddanie w 2027 roku prezydentury w ręce skrajnej prawicy.
W teorii opcji jest więc sporo (a i to zapewne nie wszystkie), ale żadna z nich nie kusi wizją politycznego sukcesu. Być może dlatego Francuzi bardziej niż na wynik głosowania w sprawie przyszłości rządu czekali i czekają na to, czy, kiedy i w jaki sposób do sprawy odniesie się prezydent Macron.