Na początku roku ogromna góra lodowa o powierzchni przeszło 500 kilometrów kwadratowych oddzieliła się od szelfu lodowego „George VI” – pływającego lodowca przymocowanego do pokrywy lodowej Półwyspu Antarktycznego, odsłaniając przed naukowcami nieznane dotąd środowisko wodne.
Jak podał portal Discover Wildlife, ośmiodniowa wyprawa w pobliżu Morza Bellingshausena u wybrzeży Antarktydy przyniosła przełomowe odkrycia.
Naukowcy wykorzystali do niej statek R/V Falkor należący do Schmidt Ocean Institute. Jego załoga eksplorowała morskie dno przy pomocy zdalnie sterowanego pojazdu, który zarejestrował nieznane, „kwitnące ekosystemy”.
– Biorąc pod uwagę wielkość zwierząt, zaobserwowane przez nas społeczności istnieją tam od dziesięcioleci, a może nawet setek lat – przekazali w rozmowie z portalem.
Antarktyda. Niezwykłe odkrycie na dnie morza. Meduza o „upiornym wyglądzie”
Wśród okazów ukrytych pod górą lodową, oprócz ryb lodowych, ośmiornic i gigantycznych pająków morskich, badacze odkryli też gigantyczne „zwierzę widmo”.
Mowa o fioletowej meduzie (Stygiomedusa gigantea), której wymiary zaskoczyły samych naukowców. „Dzwon może mieć ponad metr średnicy, a cztery przypominające wstążki 'ramiona ustne’ zwierzęcia mogą osiągać długość ponad 10 metrów” – wymienia portal.
Jak podkreślono, meduza znana jest nie tylko z imponujących rozmiarów ciała, lecz także „upiornego wyglądu”.
„W przeciwieństwie do większości meduz, nie ma macek i używa ramion do chwytania zdobyczy” – wyjaśniono.
Do tej pory zwierzę udało się zaobserwować mniej niż 150 razy – po raz pierwszy w 1899 roku, lecz dopiero 60 lat później została uznana za gatunek.
Źródło: Discover Wildlife