„Tak naprawdę od niedawna pojmujemy podwodny hałas jako zagrożenie i zanieczyszczenie. Hałas jest generowany m.in. przez transport morski. Tylko po Morzu Bałtyckim w ciągu jednego dnia pływa około 2 tys. jednostek” – informuje Wojciech Górski, ze Stacji Morskiej im. prof. Krzysztofa Skóry w Helu.
Wbrew pozorom odgłosy w wodzie bardzo dobrze się rozchodzą, znacznie lepiej niż w powietrzu. Dzieje się to aż cztery razy szybciej niż w atmosferze. Dzięki temu foki wiedzą, gdzie szukać pożywienia, a morświny – gdzie są przeszkody. Tyle że podwodną komunikację zaburza człowiek.
Dźwięki w Bałtyku bada się przy pomocy specjalnego urządzenia – hydrofonu. Odgłosy, które wydają nagrane przy jego pomocy statki dają do myślenia. Jednostajny, monotonny, ale donośny dźwięk może powodować problemy z komunikacją wśród zwierząt czy zdobywaniem pożywienia.
„To tak jakbyśmy na ulicy prowadzili rozmowę, a obok nas ktoś wierci młotem pneumatycznym” – wyjaśnia Michał Koss ze Stacji Morskiej im. prof. Krzysztofa Skóry w Helu.
„Morze Bałtyckie jest jednym z najgłośniejszych mórz” – informuje Miłosz Grabowski, akustyk morski. Jak mówi, w Bałtyku bardzo trudno znaleźć miejsce, gdzie można zarejestrować szumy naturalne morza. Wszystko przez duży ruch statków.
Dźwięki w morzu mogą też pomagać
Oprócz statków hałas w morzu generują też np. detonacje niewybuchów z okresu II wojny światowej. Zwierzęta zbyt blisko strefy rażenia mogą zginąć lub ogłuchnąć.
Dźwięk może jednak też ratować zwierzętom morskim życie. Na sieciach rybackich montuje się tzw. pingery. To odstraszacze, dzięki którym foki czy morświny wiedzą, że w pobliżu czai się niebezpieczeństwo. Głośne odgłosy można także niwelować dzięki specjalnym kurtynom z bąbelków.
Problemem hałasu w morzach zajęła się nawet Organizacja Narodów Zjednoczonych, która przygotowuje specjalną konwencję. Ma ona doprowadzić do „wyciszenia” oceanów.