Polska tenisistka przyzwyczaiła kibiców tenisa do tego, że zazwyczaj jest górą w meczach z niżej notowanymi przeciwniczkami. Inny scenariusz miał jednak miejsce podczas spotkania IV rundy turnieju WTA 1000 w Pekinie. W stolicy Chin, choć to Iga Świątek była turniejową „jedynką”, lepsza okazała się Emma Navarro. Amerykanka wygrała z polską przeciwniczką po trzysetowej batalii, która trwała 2,5 godziny.

Gigantyczna dawka meczów Polki. Carlos Alcaraz o słowach Igi Świątek

Zaskakujące było to, co wydarzyło się w ostatniej partii spotkania. Świątek przegrała bowiem tak, jak zazwyczaj… ogrywała przeciwniczki, tj. do zera w secie. Navarro triumfowała 6:0, ale trzeba przyznać, że nie był to dla Amerykanki spacerek. Sam set trwał 40 minut, w większości gemów trwała walka na przewagi, a Polka nie była bez szans, żeby podpiąć się jeszcze pod próbę przechylenia szali zwycięstwa na swoją korzyść.

Ostatecznie jednak to nie był dzień Polki, o czym świadczą choćby statystyki. Świtek popełniła gigantyczną liczbę aż 70 niewymuszonych błędów. Nawet mając na swoim koncie ponad 30 winnerów, trudno jest myśleć o zwycięstwie z rywalką, która plasuje się na solidnym miejscu numer 17. w rankingu WTA.

Co do kwestii rankingowych, porażkę Polki i mnożące się błędy można w pewnym stopniu wytłumaczyć. I to właściwie mając przed sobą tylko to, co jest łatwe do odnalezienia na oficjalnej stronie WTA. Można tam bowiem wyczytać, ile każda z tenisistek rozegrała w sezonie 2025 meczów. Świątek, nie zliczając tego, co dołożyła podczas turnieju WTA 1000 w Pekinie, miała na swoim koncie równo 70 meczów. Patrząc na bilans Polki (bez chińskiego „tysiącznika”), to 57 zwycięstw i 13 porażek.

Żadna(!) z zawodniczek rankingu, patrząc na czołową „dwudziestkę”, nie zagrała tyle, co polska wiceliderka światowej listy. Aryna Sabalenka? Jest najbliżej wyniku Polki, pochodząca z Mińska numer 1, ma bilans 56 wygranych i 10 porażek – czyli 66 meczów.

Z jednej strony to oczywiste, biorąc pod uwagę fakt, że obie panie podczas swoich startów turniejowych najczęściej docierają do decydujących etapów walki o tytuł. Spoglądając tylko na Świątek i jej starty wielkoszlemowe, Polka zdołała zagrać w dwóch półfinałach (Australian Open i Roland Garros), do tego wygrać w Londynie (Wimbledon) i odpaść na etapie ćwierćfinału w Nowym Jorku (US Open).

Polka wielokrotnie podkreślała w przeszłości, że kalendarz tenisowy jest wypchany do granic możliwości, wręcz zdrowego rozsądku. Chwilowe przerwy właściwie są jedynymi i dosłownymi, biorąc pod uwagę kluczowe określenie „chwila”. Z jednej strony, oczywiste jest, że rozmawiamy o zawodniczce z absolutnego topu światowego, która za swoje występy i zwycięstwa, zarabia gigantyczne pieniądze. Taki jest bowiem świat sportu, w tym wypadku realia tenisowe są jednymi z bardziej lukratywnych.

Ale nadal, jeśli spojrzeć szerzej, mowa o człowieku. Świątek nawet jeśli gra niczym maszyna, poprawiając kolejne rekordy, zapisując się na kartach historii w tak młody wieku – bo to przecież tenisistka mająca dopiero 24 lata – ma jedno zdrowie. Zarówno to od strony fizycznej, jak i mentalnej, na co zwrócił uwagę podczas konferencji prasowej w Tokio Carlos Alcaraz.

Hiszpan musiał się bowiem wycofać ze względów zdrowotnych z rywalizacji w Szanghaju z serii ATP 1000 (tuż po tokijski triumfie w turnieju rangi ATP 500). Alcaraz podjął temat, który niejednokrotnie poruszała Świątek, zbierając zresztą krytykę z wielu stron, za rzekome „przesadzanie” w kwestiach kalendarzowych.

– Szczerze mówiąc, muszę rozważyć w przyszłości, czy będę zmuszony opuścić jakieś obowiązkowe turnieje, żeby po prostu utrzymać formę fizyczną i tą sportową. Oczywiście, mowa o czymś więcej niż tylko kondycji od strony fizycznej. Myślę, że psychicznie to bardzo wymagające, granie tylu obowiązkowych turniejów z rzędu lub granie tylu turniejów bez dni na odpoczynek psychiczny. Przyznaję, że rozważę opuszczenie kilku obowiązkowych turniejów dla własnego komfortu i korzyści psychicznej. Zgadzam się z Igą i myślę, że wielu zawodników tak zrobi – powiedział lider rankingu ATP.

Jak zatem widać, problem jest głębszy. Władze WTA i ATP powinny mocniej zastanowić się nad przyszłością. Pieniądze pieniądzmi, ale taki natłok grania sprawia, że nawet najlepsza oprawa poszczególnych turniejów – łącznie z rosnącymi pulami nagród – nie przykryje coraz… słabszego poziomu sportowego. Trudno bowiem wymagać, żeby przemęczone do granic możliwości organizmy, miały nagle zafunkcjonować na swoim najwyższym poziomie.

A to akurat problem nie tylko samej Polki, czy jej wspomnianej porażki z Navarro.

Iga Świątek i jej wszystkie tytuły mistrzowskie

Polka w swojej dotychczasowej karierze sięgnęła łącznie aż po 25. mistrzowskie tytuły na kortach niemal całego świata.

Świątek triumfowała w sześciu zmaganiach w Wielkim Szlemie, czterokrotnie na kortach Rolanda Garrosa (2020, 2022, 2023 i 2024), raz na US Open (2022) oraz Wimbledonie (2025). Do tego należy dopisać prestiżowy triumf w WTA Finals (2023).

Poza tym, wygrane w turniejach rangi WTA 1000, odpowiednio w: Rzymie (2021, 2022, 2024), Dosze (2022 i 2024), Indian Wells (2022 i 2024), Miami (2022), Pekinie (2023), Madrycie (2024) oraz to najnowsze w Cincinnati (2025).

Na liście są również zmagania WTA 500, kolejno: Adelajda (2021), Stuttgart (2022 i 2023), San Diego (2022), Dosze (2023) i Seulu (2025). Plus polski akcent, WTA 250 w Warszawie (2023).

Po turnieju olimpijskim w Paryżu (2024) do tej listy należy dopisać brązowy medal igrzysk. Pierwszy krążek w historii polskiego olimpizmu wyciągnięty z rywalizacji na kortach tenisowych. Choć jak sama tenisistka wspomniała, po wygranej w Wimbledonie, gdyby mogła, zamieniłaby jednego z wygranych Wielkich Szlemów – na olimpijskie złoto.

Udział
Exit mobile version