Reprezentacja Polski siatkarzy udanie rozpoczęła turniej finałowy Ligi Narodów rozgrywany w Łodzi. Przy wsparciu kompletu kibiców, Biało-Czerwoni zwyciężyli z Brazylią (3:1) i awansowali do półfinału. Podopieczni Nikoli Grbica walczą o obronienie tytułu mistrzowskiego sprzed roku, kiedy to w trójmiejskiej Ergo Arenie pokonali Amerykanów.

Trwające zmagania są jednym z ostatnich etapów przygotowań przed igrzyskami olimpijskimi w Paryżu, które wystartują 26 lipca. Siatkarze powalczą na nich o pierwszy medal od 48 lat. Obecną dyspozycję Polaków w rozmowie z „Wprost” ocenił Ireneusz Mazur, były selekcjoner reprezentacji.

Rozmowa z Ireneuszem Mazurem – byłym siatkarzem, trenerem, a obecnie ekspertem telewizyjnym

Bartosz Bryś („Wprost”): Patrząc na przebieg ćwierćfinałowego meczu z Brazylią, reprezentacja Polski ma szansę na obronienie zeszłorocznego złota Ligi Narodów?

Ireneusz Mazur (były selekcjoner kadry): Trudno wyrokować po pierwszym meczu. Do ewentualnego zwycięstwa jeszcze długa droga, a kolejni przeciwnicy to zespoły najlepsze z najlepszych. Jedno jest natomiast pewne – ćwierćfinałowe starcie było dla nas niezwykle trudne. Widzieliśmy pierwszego seta w wykonaniu Brazylijczyków, kiedy to na ich tle wyglądaliśmy słabo. W drugim secie sytuacja wyglądała podobnie, bo gdyby nie świetne zamknięcie, nie wiadomo, w którą stronę potoczyłoby się spotkanie.

Czasem jedna akcja powoduje, że na boisku następuje pewna zmiana. Tym razem były to dwa asy serwisowe Polaków, które niewątpliwie były efektem wielu treningów. Kolejne sety otworzyły nam nowe rozdanie, w którym graliśmy z większym optymizmem oraz pewnością siebie.

W tym miejscu chciałbym jeszcze dodać kilka zdań dotyczących naszej strategii. Większość zespołów – czy to Francja, Włochy, czy Brazylia – są budowane utrwalonym składem. Oczywiście Włosi w fazie wstępnej trzeciego turnieju wystawili rezerwowy skład, ale w kraju cały czas trenowali podstawową szóstką. Są to aspekty, które wyprzedzają nas pod względem zgrywania się zespołu. Trener Grbić powołał szeroką kadrę i testował różne warianty, a wiemy doskonale, że drużyna cementuje się jednak wspólnym graniem, obcowaniem w trudnych sytuacjach czy przełamywaniem problemów.

Pozostał nam jeszcze memoriał im. Huberta Jerzego Wagnera oraz pojedyncze sparingi, ale czas bardzo szybko się kurczy. Używając zwrotu sportowego, nasza dyspozycja kuje się w ogniu walki, co jest bardzo ryzykowne w kontekście podejmowania decyzji personalnych. Gdybyśmy w tym momencie zadali sobie pytanie, jaka jest wyjściowa szóstka naszej reprezentacji, to nie bylibyśmy w stu procentach wskazać pary środkowych czy podstawowego atakującego. Musielibyśmy się zastanowić, czy postawić na Bołądzia, a może Kaczmarka. Nie wiadomo, czy Bartosz Kurek udźwignie ciężar lidera w każdym meczu. To wszystko generuje zbyt dużo pytań, aby stwierdzić, czy przybliżyliśmy się do złotego medalu.

W fazie zasadniczej formą imponował Norbert Huber, który w meczu z Brazylią nie znalazł się jednak w wyjściowym składzie. Było to podyktowane słabszą formą zawodnika czy może chęcią rotacji w wykonaniu trenera?

Nie od dzisiaj wiadomo, że Norbert Huber jest zawodnikiem numer jeden na pozycji środkowego, bez względu na to, w jakiej dyspozycji są Mateusz Bieniek oraz Jakub Kochanowski. Trener ma natomiast obowiązek przetestowania różnych ustawień. Przeciwko Brazylii nie zagrała przecież szóstka, na którą w kolejnych meczach stuprocentowo postawi i będzie przeprowadzał wyłącznie pojedyncze zmiany.

Ani zła forma sportowa, ani jakakolwiek kontuzja nie wykluczyły tego zawodnika. Nie wiem, czy zwrócił pan na to uwagę, ale przy prowadzeniu Brazylijczyków w drugim secie, postawieni w stan gotowości zostali Bartłomiej Bołądź, Grzegorz Łomasz oraz Norbert Huber. Dlaczego? Dlatego, bo w pewnym momencie na boisku działo się nie najlepiej dla naszej drużyny. Rywale przechodzili przez środek, jak przez masło. Zdarzały się sytuacje, w których niepoprawnie funkcjonowała zagrywka.

Trener trzymał w odwodzie kluczowych zawodników, aby posłać ich do gry w trudnym momencie. Gdybyśmy przegrali, turniej by się dla nas skończył, a kibice nie oblegaliby już w takim stopniu trybun Atlas Areny. Norbert Huber wykonał lwią część pracy w innych momentach. Cały czas jest w doskonałej dyspozycji, która nie skończy się w ułamku sekundy. Nie daj Boże, aby przytrafiła mu się jakaś kontuzja, bo jest obecnie najlepszym środkowym w reprezentacji.

Chciałbym odnieść się do postaci Bartłomieja Bołądzia, który rywalizuje z Łukaszem Kaczmarkiem o wyjazd na igrzyska olimpijskie. Który z nich bardziej zasłużył na otrzymanie swojej szansy? A może trener Grbić powinien zabrać do Paryża obu zawodników?

Powołanie obu oznaczałoby brak Bartosza Kurka, który jest kluczową postacią. Zawodnicy mają do niego zaufanie i wierzą w jego umiejętności. Nie wykluczam jednak, że w meczach będzie grał ktoś z wymienionej dwójki. Bołądź od dłuższego czasu prezentuje bardzo dobrą dyspozycję. Głównym zarzutem kierowanym w jego kierunku jest mniejsze doświadczenie, co oczywiście jest prawdą, ale należy pamiętać, że występuje w jednej z najmocniejszych lig na świecie. Jej rozgrywki są weryfikatorem umiejętności danego zawodnika.

Bartłomiej, nie licząc krótkiej obniżki formy, spisywał się bez zarzutów i poprowadził Projekt Warszawa do medalu PlusLigi oraz triumfu w europejskim pucharze. To wszystko jest świadectwem jakości siatkarza i powoduje, że jest on bardzo poważnym kandydatem do wyjazdu na igrzyska olimpijskie.

Łukasz Kaczmarek ma świetną historię występów. Zdobył wszystkie najważniejsze tytuły, a w poprzednich sezonach potrafił dźwigać ciężar gry reprezentacji. Nikola Grbić wie doskonale, że będzie musiał podjąć trudną decyzję. Jestem przekonany, że trener zdaje sobie sprawę, ile znaczyłby dla polskich kibiców medal, którego wyczekujemy jak kania dżdżu. W Europie i na świecie zdobyliśmy już wszystko oprócz tego tytułu, nie licząc oczywiście złota w 1976 roku. W erze współczesnej brakuje nam jednak tego osiągnięcia – pięć kolejnych igrzysk zakończyliśmy w ćwierćfinale.

Przed meczem z Brazylią natknąłem się na wypowiedź Wilfredo Leona, który stwierdził, że to spotkanie pozwoli ocenić, na jakim etapie przygotowań do igrzysk jest drużyna. Jaki według pana jest to etap i co jeszcze można poprawić w kontekście Ligi Narodów?

Zawsze jest coś, na co powinno się zwrócić uwagę. Gdyby przeanalizować wypowiedzi Brazylijczyków, można by się doszukać elementów, w których rywale chcieli zwiększyć swoje szanse i uzyskać przewagę. Osobiście uważam, że mamy przestrzeń do poprawienia pracy w grze obronnej oraz dopracowania elementów bloku indywidualnego. Ataki po przyjęciu własnym – zarówno po zagrywce z wysokiej piłki, jak i z rozgrywanej akcji – również można udoskonalić. To są elementy, które do ostatniej chwili stara się ulepszyć – także podczas trwania samego turnieju.

Gdybym miał wymienić tylko jeden element, który jednak należy szczególnie ulepszyć, byłaby to właśnie dyspozycja w strefie obrony. Dotyczyłoby to gry indywidualnej, wzmożonej aktywności oraz zdolności przewidywania zachowań przeciwników. W dwóch pierwszych setach widać było, że Brazylijczycy mieli większą jakość w tych elementach. Jest to dla nas istotny sygnał przed kolejnymi meczami.

Dobrą dyspozycję prezentuje ostatnio Tomasz Fornal, który z Brazylią zagrał w duecie przyjmujących z Wilfredo Leonem. W perspektywie kolejnych spotkań, czy nawet igrzysk olimpijskich, tego zawodnika stać, aby dalej być tak ważną postacią?

Fornal cały czas pracuje na własną pozycję w tej reprezentacji. Proszę pamiętać, że w kadrze jest jeszcze Kamil Semeniuk, Olek Śliwka i Bartosz Bednorz. Po wczorajszym meczu powinniśmy w pierwszej kolejności docenić jednak Wilfredo Leona, który powrócił niczym feniks z popiołów i zaczyna grać siatkówkę, będącą jego udziałem w poprzednich latach.

Tomek Fornal to gracz wielu talentów, które ścierają się z jego osobowością oraz charakterem. Jest w odpowiednim wieku, aby pokazać wszystkie możliwości, bo jego rola w drużynie jest niezwykle istotna. Cieszę się, że meczem z Brazylią potwierdził swoją pozycję. Zaczął bardzo marnie, ale przy późniejszej dyspozycji bledną wszystkie słabości. Musi jednak pamiętać, aby szanować i pilnować obecnej formy jak największego skarbu, bo dookoła siebie ma graczy, którzy dysponują większym doświadczeniem reprezentacyjnym.

Wspomniał pan o dużej konkurencyjności w drużynie. Obecnie powołanych jest siedemnastu zawodników, a na igrzyska może pojechać tylko trzynastu. Pańskim zdaniem, którzy z graczy mogą się nie załapać na wyjazd do Paryża?

Bardzo negatywne pytanie mi pan zadał (śmiech). Myślę, że najbardziej klarowna jest sytuacja środkowych bloku, przez co najłatwiej będzie obsadzić tę pozycję. Natomiast w przyjęciu jest obecnie pięciu graczy, a na libero dwóch. Świetną formę sportową prezentuje Jakub Popiwczak, lecz Paweł Zatorski nie zawiódł w bardzo ważnym meczu. To nie jest jeszcze Paweł Zatorski z poprzednich lat, ale dysponuje ogromnym doświadczeniem, co na igrzyskach odgrywa istotną rolę.

My nie jesteśmy w stanie podjąć decyzji za trenera, który widzi zawodników na co dzień. Nie dostrzegamy tego samego, co szkoleniowiec. Jesteśmy dalecy od śledzenia takich aspektów, jak sen, dieta, nastawienie czy zespołowa atmosfera. Jest dużo składowych, które Nikola Grbić weźmie pod uwagę.

Lepiej jest być w sytuacji, kiedy ma się pole do popisu, niż gdyby byłoby trzeba w ostatniej chwili kogoś dokooptować do kadry. Na szczęście w naszym przypadku druga opcja nie wchodzi w grę. Na niemal każdej pozycji możemy pochwalić się bogactwem wyboru. Jestem pewny, że trener najlepiej wie, kogo potrzebuje, bo to on będzie sterował tym okrętem. Będziemy mogli go rozliczać dopiero po dotarciu do portu.

Na koniec chciałem zapytać o półfinałowy mecz Ligi Narodów. Która drużyna – reprezentacja Francji czy Włoch – lepiej oceniłaby siłę polskiej drużyny?

Obydwie i nie jest to ucieczka od dokonania wyboru. Francuzi grają niezwykle ciekawą siatkówkę. Są waleczni, coraz bardziej wierzą w siebie, wygrywają z praktycznie każdym na świecie, ale też zdarzają się im wpadki. Jest to więc drużyna, która ma w sobie pewien ładunek emocjonalny i nie pozwoli się zdominować. Będą leżeć na parkiecie, a i tak dalej będą groźni.

Szczerze mówiąc, wolałbym zagrać przeciwko reprezentacji Francji, bo nie mamy jej w grupie na igrzyskach olimpijskich. Włosi to kunktatorzy – czasem odpuszczą, czasem wyjdą innym składem, ale jak przyjdzie co do czego, to już nie będą kalkulować. Z tego powodu wydaję mi się, że lepiej byłoby zagrać z nimi w meczu pod większą presją. Jako trener wolałbym właśnie takie rozwiązanie.

Udział
Exit mobile version