W niedzielę miał rozpocząć się drugi etap zawieszenia broni w Strefie Gazy, w którym Izrael i palestyńska organizacja terrorystyczna Hamas powinny oficjalnie zakończyć wojnę. Tel Awiw odmówił jednak rozpoczęcia rozmów, do których zobowiązał się styczniowym porozumieniu, domagając się przedłużenia pierwszej fazy rozejmu i uwolnienia przez Hamas więcej spośród 59 zakładników uprowadzonych do enklawy 7 października 2023 r. Chcąc wywrzeć presję na Hamas, państwo żydowskie odcięło dostawy pomocy humanitarnej i zagroziło przerwaniem przepływu energii elektrycznej do spustoszonego wojną palestyńskiego terytorium.
Wiele wskazuje na to, że przeciąganie zawieszenia broni przez Izrael jest częścią szerszej strategii, mającej na celu utrzymanie większej obecności geograficznej – również na terytorium, które do niego nie należy. Na czterech frontach Siły Obronne Izraela zaczęły bowiem tworzyć coś na kształt bezterminowych „stref buforowych”. Takowe znajdują się obecnie we wspomnianej Strefie Gazy, na Zachodnim Brzegu Jordanu, a także na granicach z Libanem i Syrią.
Zdaniem orientalisty Marcina Krzyżanowskiego strategia ta nie jest w istocie nowa. – Jeśli przyjrzymy się historii konfliktu izraelsko-palestyńskiego, a ściślej mówiąc wojen izraelsko-arabskich, zobaczymy, że wynikiem większości starć była aneksja przez Izrael kolejnych terytoriów. Okupacja części południowego Libanu oraz obszarów położonych w okolicy góry Hermon w Syrii powoduje, że Izrael zapewnia sobie strategiczne bezpieczeństwo: odsuwa od siebie zagrożenie kolejnym atakiem terrorystycznym – tłumaczy w rozmowie z Interią wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego i były dyplomata.
Zmiana strategii izraelskiej armii. Utrzymuje obecność poza granicami
Jak podkreśla nasz rozmówca, tereny, które Izrael obecnie okupuje, umożliwiają zarówno obserwację potężnych połaci ziemi, jak i jej ostrzał.
– Jak pokazuje nam historia oraz analiza wypowiedzi członków izraelskiego rządu, ta obecność może potrwać bardzo długo, aż do faktycznej aneksji terytoriów przez Izrael – zwłaszcza jeśli chodzi o obszary Syrii – podkreśla Krzyżanowski.
Jest to również kolejna zadra w stosunkach izraelsko-arabskich. Państwa arabskie mogą bowiem wykorzystać argument „nielegalnej izraelskiej obecności”, żeby ukazać państwo żydowskie jako regionalnego agresora.
Posunięciom izraelskiej armii sprzyjają trzy kwestie: chaos w granicach sąsiadów, trauma po ataku Hamasu na Izrael 7 października 2023 r. oraz presja ze strony skrajnie prawicowych koalicjantów premiera Binjamina Netanjahu. Całą strategiczną konstrukcję wspiera natomiast przekonanie izraelskiego rządu o bezgranicznym poparciu ze strony administracji prezydenta USA Donalda Trumpa – ta bowiem nie podjęła dotąd żadnych prób, aby powstrzymać działania Tel Awiwu.
Bliski Wschód. Izraelscy żołnierze na pozycjach w Libanie i Syrii
Zacznijmy od sytuacji w Libanie i Syrii. 18 lutego upłynął termin, zgodnie z którym – na mocy zawartego porozumienia o zawieszeniu broni – izraelskie wojska powinny w całości wycofać się z południowego Libanu. Izrael zapowiedział, że dotrzyma terminu, jednak zachowa kontrolę nad pięcioma strategicznymi miejscami, stanowiącymi punkty obserwacyjne lub stanowiska położone w bliskiej odległości od miejscowości po izraelskiej stronie granicy.
Według Tel Awiwu utrzymanie obecności na pięciu wzgórzach jest środkiem tymczasowym, wynikającym z faktu, iż Bejrut nie wypełnił jednego z warunków umowy. Zgodnie z porozumieniem w południowym Libanie nie powinno być bowiem żadnych sił Hezbollahu – wspieranej przez Iran szyickiej organizacji terrorystycznej, która rządziła częścią kraju aż do ubiegłorocznej wojny z Izraelem – a całkowitą kontrolę nad tym terenem powinna przejąć armia libańska. Mimo to izraelska obecność po libańskiej stronie granicy została uznana za naruszenie umowy, co grozi załamaniem się rozejmu.
Izrael uzasadnia swoje działania potrzebą ochrony mieszkańców północy kraju, którzy – po miesiącach ostrzału rakietowego ze strony Hezbollahu – powoli wracają do swoich domów. Tel Awiw twierdzi, że żołnierze opuszczą posterunki, gdy tylko libańska armia będzie w stanie zabezpieczyć granicę i uporać się z bojownikami – nie jest jednak jasne, czy w ocenie Izraela kiedykolwiek to nastąpi.
Brytyjskie media: To nowa strategia zarządzania ryzykiem
Napięta sytuacja panuje również na granicy Izraela z Syrią, między którymi obowiązuje zawieszenie broni zawarte w latach 70. Ustalenia zapadły wtedy między Izraelem a reżimem Hafiza al-Asada, czyli ojca obalonego przez rebeliantów w grudniu Baszara al-Asada. Wówczas izraelska armia „tymczasowo” zajęła strefę buforową po syryjskiej stronie Wzgórz Golan. Izrael tłumaczył ten ruch brakiem uznanych sił, które mogłyby zabezpieczyć granicę. Od tego czasu w Damaszku ustanowiono już nowy rząd, który nadal nie ma jednak kontroli nad częścią państwa.
Izraelska armia jest również obecna na Zachodnim Brzegu Jordanu, gdzie 40 tys. palestyńskich cywilów zostało wysiedlonych z powodu trwających tam izraelskich operacji przeciwko grupom zbrojnym. Chodzi o miasta Dżenin i Tulkarm, należące do tzw. Strefy A, nad którą kontrolę powinna sprawować Autonomia Palestyńska. Pod koniec stycznia Tel Awiw zapowiedział jednak, że po zakończeniu operacji siły izraelskie pozostaną w rejonie, aby zapewnić, „że terror nie powróci”.
Jak donosi brytyjski „The Economist”, izraelski establishment bezpieczeństwa sądzi, że kraj musi przyjąć „inną strategią zarządzania ryzykiem„. W telegraficznym skrócie: Izrael ma działać nie w oparciu o to, co tamtejszy wywiad ocenia jako krótkookresowe plany jego wrogów, lecz w oparciu o ich potencjalne zdolności.
Orientalista: Wojna w Strefie Gazy wisi na włosku
– Na pewno okupacja kolejnych obszarów, wraz z ciągłym zagrożeniem ze strony Hezbollahu i bardzo niejasną sytuacją w Syrii, spowoduje, że siły izraelskie będą po prostu musiały się bardziej rozciągnąć. Jeśli natomiast będą bardziej rozciągnięte na północy kraju, będzie ich mniej do użytku na południu – zauważa Krzyżanowski, podkreślając, że wznowienie wojny w Gazie cały czas „wisi na włosku”.
– Warto podkreślić, że zawieszenie broni było tylko zawieszeniem broni, a nie trwałym traktatem pokojowym. Hamas zdaje sobie sprawę z tego, że większość rządzącej Izraelem koalicji domaga się wznowienia działań wojennych i przygotowuje się na taką ewentualność – dodaje.
Większa obecność izraelskich żołnierzy to również większe koszty, utrzymanie obecnego poziomu mobilizacji wśród rezerwistów i potrzeba dalszego poparcia ze strony trumpowskiej administracji, o której można powiedzieć wiele, ale nie to, że jest przewidywalna. Obecność izraelskich wojsk na obcym terytorium może zaszkodzić stosunkom Tel Awiwu z ważnymi regionalnymi graczami, takimi jak Jordania czy Egipt, jak również z samym Libanem i Syrią. Obydwa kraje mają dziś nowe rządy, które mogą chcieć zdystansować się od Iranu i nawiązać relacje z Zachodem. Okupacja części ich ziem przez „amerykańskiego sojusznika na Bliskim Wschodzie” może zgasić ten zapał i wepchnąć odradzające się państwa z powrotem w ramiona grup zbrojnych.