W piątek rano stało się coś, co dla uważnych obserwatorów tej części świata wisiało w powietrzu od dawna. Nad ranem Izrael rozpoczął szeroko zakrojone ataki na Iran, których deklarowanym celem miały być tamtejsze obiekty nuklearne i wojskowe. Z doniesień strony irańskiej wynika, że operacja była wymierzona m.in. w kluczowy zakład wzbogacania uranu w Natanz oraz obiekt w Parchin, gdzie miały być prowadzone badania nad bronią jądrową.
O izraelskim ataku miał wiedzieć z wyprzedzeniem amerykański prezydent Donald Trump, który nawoływał wcześniej do dyplomatycznego rozwiązania kwestii irańskiego programu jądrowego. W ostatni czwartek w amerykańskich i izraelskich mediach pojawiły się zresztą doniesienia, sugerujące, że taki atak może mieć miejsce „w przeciągu kilku dni”. Mówiąc krótko: eskalacja była spodziewana i, jak wynika z medialnych doniesień, skoordynowana z Waszyngtonem.
Izrael zaatakował Iran – dlaczego teraz?
Kluczowym pytaniem pozostaje jednak kwestia terminu. Z narracji Tel Awiwu – komunikatów izraelskiej armii, orędzia premiera Binjamina Netanjahu – dowiadujemy się, że w ostatnich miesiącach irański program nuklearny „zauważalnie przyspieszył”, „znacznie przybliżając reżim do uzyskania broni jądrowej”. Ponadto Siły Obronne Izraela stwierdziły, że tamtejszy wywiad posiada liczne materiały wskazujące „na konkretny plan reżimu irańskiego mający na celu zniszczenie Izraela”.
Netanjahu swoim w orędziu do narodu podał nawet liczby. Jak stwierdził, Iran zgromadził wystarczającą ilość wzbogaconego uranu, aby zbudować dziewięć bomb atomowych.
Rzecz w tym, że podobne doniesienia – sugerujące, że Iran od zbudowania bomby jądrowej dzieli ledwie „kilka miesięcy” – pojawiają się już od już lat 80. I to w poważnych tytułach amerykańskiej i izraelskiej prasy.
Według Marcina Krzyżanowskiego, eksperta ds. Bliskiego Wschodu i byłego dyplomaty, na piątkowy termin ataku wpływ miały dwie kwestie, z czego pierwszą jest izraelska polityka wewnętrzna.
– W ostatnich dniach izraelska opozycja podjęła próbę obalenia rządu premiera Binjamina Netanjahu – wskazuje.
Druga możliwa przyczyna dotyczy rozmów na linii Waszyngton-Teheran. – W niedzielę miały odbyć się irańsko-amerykańskie rozmowy w sprawie irańskiego programu nuklearnego. Jakkolwiek była stosunkowo niewielka szansa na osiągnięcie porozumienia w niedzielę, to rozmowy szły w dobrym kierunku. Izraelski atak storpedował w tym momencie wszelkie próby dyplomatycznego rozwiązania konfliktu wokół tego programu – wyjaśnia w rozmowie z Interią.
Izrael. Kryzys rządu Netanjahu
Orientalista zauważa, że w Izraelu już od dłuższego czasu trwa kryzys polityczny, który zaczął się jeszcze przed atakiem Hamasu na Izrael 7 października 2023 r. – Co jakiś czas, gdy tylko sytuacja odrobinę się stabilizuje, ten wątek powraca – a razem z nim wątek możliwego postawienia premiera Netanjahu przed sądem za przestępstwa korupcyjne i nadużycia władzy – wskazuje, przypominając, że w Izraelu regularnie odbywają się masowe protesty przeciwko premierowi. Demonstracje te miały miejsce nawet w czasie trwającej wojny Izraela z palestyńskim Hamasem w Strefie Gazy.
– Ten kryzys trwa bezustannie. Netanjahu udaje się utrzymać fotel premiera głównie dzięki poparciu radykalnych partii, wzywających do siłowych rozwiązań wszystkich konfliktów, których stroną jest Izrael, w tym właśnie z Iranem – podkreśla Marcin Krzyżanowski.
Pytamy, czy Netanjahu musi wytwarzać w kraju sytuację stanu wyjątkowego, żeby utrzymać się przy władzy i oddalić od siebie widmo procesu korupcyjnego, a co za tym idzie – możliwego więzienia. Właśnie taką wizję motywacji izraelskiego premiera sugeruje w głośnym dokumencie „The Bibi Files” Alexis Bloom. Ze względu na przepisy dotyczące prywatności film ten nie jest możliwy do zobaczenia w Izraelu – a przynajmniej za pośrednictwem legalnych źródeł. Według naszego rozmówcy, choć „nie jest to jedyny czynnik, który dyktuje decyzje premiera, niemniej jest bardzo istotny„.
Irański program nuklearny. „Jedyny sygnał”
Istotną kwestią pozostają także faktyczne postępy irańskiego programu nuklearnego. Jak donosi dziennik „Jerusalem Post” choć piątkowa operacja wymierzona w Iran była szykowana od dawna, o jej przeprowadzeniu zdecydowała „zmiana w programie nuklearnym Teheranu” i poczucie izraelskiej armii, że kończy się czas na możliwą reakcję.
– Jedyny sygnał pozwalający potwierdzić izraelskie oskarżenia to komunikat Iranu z czwartku, kiedy miało miejsce posiedzenie Rady Gubernatorów Międzynarodowej Agencji Atomistyki. Podjęto na nim uchwałę o ogłoszeniu Iranu państwem nieprzestrzegającym zasad Traktatu o niepoliferacji broni jądrowej (NPT). W odpowiedzi na tę uchwałę Iran zapowiedział, że zastąpi stare wirówki pierwszej generacji w ośrodku w Natanz, wirówkami szóstej generacji, które są dziesięciokrotnie bardziej wydajne. Oprócz tego zapowiedział uruchomienie trzeciego ośrodka wzbogacania uranu. To również mogło dać asumpt do ataku – zauważa ekspert.
Jaka przyszłość negocjacji USA-Iran?
Izraelska armia przekazała, że jest gotowa na wielodniową konfrontację, ale wszystko zależy od sposobu odpowiedzi Iranu. Wiadomo, że w odwecie w kierunku Izraela wystrzelono co najmniej 100 dronów, z których część została zniszczona przez izraelskie myśliwce w przestrzeni powietrznej państw trzecich.
Do geopolitycznej dyskusji włączył się także Donald Trump, który na swojej platformie społecznościowej postanowił ponaglić Teheran do zawarcia porozumienia nuklearnego.
– Biorąc pod uwagę skalę piątkowego ataku i fakt, że w jego wyniku zginęły czołowe postaci irańskich sił zbrojnych, trudno mi sobie wyobrazić, aby w dającej się przewidzieć przyszłości Iran wrócił do stołu rokowań. Iran zresztą już zapowiedział, że w niedzielnych negocjacjach udziału nie weźmie – zauważa Marcin Krzyżanowski.
Tymczasem nad irańskimi miastami Sziraz i Tebriz unoszą się kolejne kłęby gęstego czarnego dymu. Wraz z nimi ulatuje nadzieja na porozumienie – przynajmniej na razie.
- Pięć fal nalotów, setki uderzeń. Izrael zaatakował Iran
- Izraelska armia ujawnia kulisy ataku na Iran. „Ponad 200 myśliwców”