Sami Izraelczycy podają, że w ciągu dwóch dób po upadku reżimu przeprowadzili już około 300 uderzeń z powietrza. Syryjczycy nieustannie donoszą o seriach ciężkich nalotów. Celem wydają się niemal wyłącznie bazy porzucone przez wojsko reżimowe. Zniszczono między innymi to, co zostało z syryjskiej floty, czy samoloty mogące stanowić jakąś wartość bojową. Atakowane są też składy amunicji i stanowiska obrony przeciwlotniczej.

Systematyczne wyniszczenie

Dokładna skala nalotów i ich cele są na razie trudne do ustalenia. Nie ma wątpliwości co do tego, że są one wyjątkowo ciężkie i dotykają praktycznie całego kraju. Izraelskie media piszą o 300 uderzeniach lotniczych od momentu, kiedy stało się jasne, że reżim Assada upadł, czyli od nocy z niedzieli na poniedziałek. Działająca w Wielkiej Brytanii organizacja Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka pisze o około 250 izraelskich atakach na cele wojskowe w ciągu 48 godzin. Syryjczycy regularnie wrzucają do sieci nagrania słupów dymu po uderzeniach bomb i rakiet. Nie ma jednak wielu takich, które pokazywałyby, co konkretnie zostało zniszczone. Poza kilkoma nielicznymi wyjątkami.

Po pierwsze to baza lotnicza Chalchala na południe od Damaszku, w pobliżu granicy z Izraelem. Wykonane przez cywilów nagrania pokazują, że zniszczonych zostało kilka myśliwców MiG-29.

Były to najcenniejsze samoloty już niebyłych Syryjskich Arabskich Sił Zbrojnych. Nie ma pewnych informacji, na temat tego, ile ich było. Przez lata podawano wartość około 30, przy czym po 2020 roku Rosjanie mieli dostarczyć nieznaną liczbę nowych MiG-29 w zmodernizowanym wariancie. Nie wiadomo, ile pozostało sprawnych po dekadzie wojny domowej, choć w ostatnich latach dużo było mowy o tym, jak to Syryjczycy je remontują i modernizują przy pomocy Rosjan. Można przypuszczać, że teraz nie ma już co specjalnie zbierać, bo Izraelczycy ewidentnie urządzili na nie polowanie. Główna baza syryjskich MiG-29 nazywa się Al-Sakkal i znajduje na wschód od Damaszku na pustyni, kilkadziesiąt kilometrów od najbliższych osad. Być może też została zbombardowana, ale po prostu nikt jeszcze o tym nie doniósł.

Pojawiły się też zdjęcia z lotnisk w Damaszku i jego najbliższych okolicach, na których widać choćby to, że w bazie Mezzeh Izraelczycy bombardowali nawet lekkie nieuzbrojone śmigłowce Gazelle. W tym takie, które były wcześniej uszkodzone i nieużywane. Można więc wnioskować, że izraelskie lotnictwo dostało rozkaz metodycznego wyeliminowania sprzętu pozostawionego przez swojego niegdysiejszego wielkiego rywala. Najpewniej z czasem wyjdzie więcej zdjęć i nagrań.

Analogicznie postąpiono z tym, co pozostało po syryjskiej flocie. Nigdy nie była ona imponująca i po dekadzie wojny domowej najpewniej była w opłakanym stanie. Jej najpoważniejszym orężem na papierze było 16 starych radzieckich kutrów rakietowych typu Osa i 6 nowszych irańskich Tir II. Do tego liczne małe okręty patrolowe i kilka transportowych. Uzupełniała to nieznana liczba lądowych wyrzutni rakiet przeciwokrętowych, w tym nawet nowoczesne otrzymane z Rosji o nazwie Bastion. Nie ma pewności, czy coś z tego jeszcze istnieje, ponieważ Izraelczycy przeprowadzili serię nalotów i ataków rakietowych z morza na główną bazę syryjskiej floty w mieście Latakia. Mieszkańcy wrzucili do sieci nagrania wybuchów i pożarów. Rano we wtorek pojawiły się zdjęcia pokazujące, co zostało z grupy kutrów typu Osa zacumowanych w Latakii. Druga grupa jest w Tartus, tuż obok terenu bazy rosyjskiej, więc może na razie została oszczędzona.

Naloty mają być też wymierzone w składy amunicji, przemysł zbrojeniowy oraz ośrodki badawcze związane zwłaszcza z bronią chemiczną. Zaatakowany został między innymi tak zwany „Instytut 2000” w Damaszku, albo inaczej Centrum Badawcze Barzah, wiązane z badaniem i produkcją zakazanej broni chemicznej. Poprzednio bombardowali je w 2018 roku Amerykanie.

W sieci krąży też zdjęcie płonącego na przedmieściach Damaszku systemu przeciwlotniczego krótkiego zasięgu Pancyr. Rosjanie dostarczyli ich 40-60 i były one najnowocześniejszym uzbrojeniem tego rodzaju w gestii syryjskiego wojska. Nie ma pewności, co się przytrafiło temu jednemu uwiecznionemu na zdjęciach przez fotoreportera pracującego dla zachodnich agencji, ale izraelskie media opisują go jako ofiarę ataków ich lotnictwa.

Płonący rosyjski system przeciwlotniczy Pancyr na ulicach Damaszku. Najpewniej jeden z około 20 używanych przez syryjskie wojsko Fot. REUTERS/Mohamed Azakir

Lepszy sąsiad bez broni

Nie ulega wątpliwości, że Izrael korzysta z okresu bezkrólewia w Syrii i niszczy, co tylko uznaje za wartościowe. Wcześniej ograniczał się do ataków głównie na szmuglowane z Iranu uzbrojenie dla Hezbollahu w Libanie. Syryjskie wojsko aktywnie w tym nie przeszkadzało, a Izraelczycy starali się nie powodować przypadkowych ofiar i zniszczeń. Rzadko atakowano elementy systemu obrony przestrzeni powietrznej, zwłaszcza radary, gdyby te mogły przedwcześnie wykryć izraelskie samoloty udające się w kierunku Iranu. Teraz sytuacja jest zupełnie inna. Władze w Tel-Awiwie ewidentnie nie mają wiary w to, że przyszłe władze Syrii będą pozytywnie nastawione do Izraela, ani nawet faktycznie neutralne jak reżim Assadów. W szeregach zwycięskich bojówek jest wiele ugrupowań fundamentalistycznych i z korzeniami w Al-Kaidzie, więc deklarujących chęć zniszczenia Państwa Żydowskiego. Pozbawienie ich szans na dozbrojenie się w może nie nowoczesne, ale jednak znacznie poważniejsze uzbrojenie porzucone przez wojsko reżimowe, jest dla Izraelczyków logicznym ruchem.

Jednocześnie izraelskie wojsko wkroczyło głębiej na terytorium Syrii w rejonie wzgórz Golan. Izrael okupuje ich większość od wojny sześciodniowej w 1967 roku, ale formalnie są one w całości w granicach Syrii. Teraz izraelskie wojsko przekroczyło respektowaną od dekad linię demarkacyjną i na rozkaz premiera Benjamina Netanjahu tworzy nową „strefę buforową” w dotychczasowej strefie zdemilitaryzowanej nadzorowanej przez ONZ. Jest to argumentowane chaosem w Syrii i upadkiem reżimu Assadów, z którym zawarto wcześniejsze porozumienia. Izraelczycy zajęli między innymi górę Hermon, najwyższy szczyt gór Antylibanu. Od dekad spierali się o niego z Syryjczykami. Rozdzielał ich posterunek sił ONZ, ustanowiony tuż obok wierzchołka. Z góry Hermon do centrum Damaszku jest zaledwie około 40 kilometrów. Jej kontrola ma więc znaczenie strategiczne i od dawna była pragnieniem Izraelczyków, którzy na jednym z niższych okolicznych wierzchołków zbudowali dużą stację nasłuchową wywiadu. Syryjczycy twierdzą, że Izraelskie wojsko wkracza też do niżej położonych miejscowości na wschodnich zboczach Hermonu, w wielu miejscach przechodząc nawet za dotychczasową strefę zdemilitaryzowaną. Podawane są wieści o zaobserwowaniu izraelskiego wojska około 20 kilometrów na zachód od przedmieść Damaszku.

Widać wyraźnie, że nowe władze Syrii na pewno nie będą mieć przyjaciół w Izraelu. Izraelczycy podchodzą do wydarzeń w tym raju bardzo ostrożnie. Wychodzą z założenia, że lepszy był formalnie wrogi, ale słaby i dobrze znany Assad, niż znacznie bardziej energiczni, ideologiczni i autentycznie wrodzy bojówkarze z tłem fanatyzmu islamskiego. Podobne myśli mogą panować w Ankarze. Turcja i Syria też były formalnie wrogie, ale nowa sytuacja to niepewność. Bojówki z Idlib przetrwały w znacznej mierze dzięki współpracy z Turkami, ale nigdy nie była to wasalna zależność. Teraz relacje mogą być trudne. Jedno co jest pewne, to że nowe władze Syrii, jakiekolwiek będą, nie będą miały łatwo. Na razie nie mogą liczyć na autentyczną przychylność żadnego z sąsiadów. Łatwiej będzie o wrogość większości.

Udział
Exit mobile version