– Nie wiem, czy jeszcze zobaczę brata żywego. Jeśli nie żyje, chcę to wiedzieć. Chcę go pochować obok rodziców i mieć miejsce, gdzie zapalę świeczkę. Ta niepewność jest najgorsza. To był mój jedyny brat.
Agnieszka, drobna blondynka w czarnych okularach, stoi przy kuchennym oknie. Za szybą rozciąga się widok na szereg domków jednorodzinnych. Z tego miejsca, zza kuchennej szyby, patrzyła na brata. Instynktownie chwyciła telefon i włączyła nagrywanie. Mężczyzna idzie w stronę bramki wyjściowej, szamota się z nią przez pewien czas, wychodzi na ulicę i znika za rogiem.
Mimo burzliwych relacji, naznaczonych problemami Dariusza z alkoholem, więź rodzeństwa pozostała silna. Codzienne rozmowy, wiadomości, wspólne chwile były stałym elementem. Rodzice rodzeństwa zmarli, kiedy byli jeszcze młodzi. Zamieszkali razem w domu: Agnieszka ze swoją rodziną na piętrze, Dariusz na parterze.
Pieczyska to dzielnica kontrastów. Upadłe zakład pracy, niegdyś pulsujące życiem i fabrycznym dymem, teraz są już tylko wspomnieniem uchwyconym na archiwalnych zdjęciach. Pozostałości niektórych z nich straszą wybitymi oknami. Ulice, niegdyś tętniące życiem robotników spieszących się do pracy, są teraz ciche. Mieszkania socjalne, znajdujące się w kilkupiętrowych kamienicach, są domem dla tych, którym nie udało się uciec z tego zaklętego kręgu.
Przez lata Pieczyska miały złą sławę, a władze Jaworzna dopiero od niedawna próbują zmienić ten wizerunek. Granicę między dawną a nową odsłoną dzielnicy wyznacza ulica Sobieskiego. Po jednej stronie ulicy rozciąga się „Park Gródek”. To dawny kamieniołom dolomitu, który dzięki rewitalizacji zyskał miano „polskich Malediwów”. W upalne dni trudno znaleźć tutaj miejsce parkingowe.
Ulica Sobieskiego stanowi jednak symboliczną barierę. Przyjezdni, zachwyceni parkiem, nie zapuszczają się w głąb Pieczysk, wciąż naznaczonych piętnem trudnej przeszłości.
Dariusz mieszkał w pobliżu, za mostem kolejowym, na osiedlu domków jednorodzinnych. To – jak mówią mi miejscowi – ta lepsza część Pieczysk.
Dariusz przepadł bez śladu
Sierpniowy poranek budził się do życia, gdy Dariusz po raz ostatni przekroczył próg domu. – Mój brat wyszedł około ósmej, był 18 sierpnia 2023 r. – mówi Agnieszka. – Próbowałam do niego dzwonić, na początku był sygnał, ale potem telefon został wyłączony. To było nietypowe, bo Darek zawsze miał go włączonego. Początkowo myślałam, że bateria się wyczerpała.
Agnieszka opisuje, jak mijały kolejne godziny. – Spodziewałam się, że wróci wieczorem, ale nie wrócił. Bratu zdarzało się wcześniej nie wracać na noc. Pomyślałam, że jest weekend, może spędza czas ze znajomymi. Miał problemy z alkoholem, z którym walczył od lat.
Niepokój w kobiecie narastał wraz z upływającym czasem. – Minęła sobota, niedziela, poniedziałek. We wtorek zgłosiłam zaginięcie na policję – mówi. Dariusz, który do tej pory nawet w najtrudniejszych chwilach, codziennie kontaktował się z siostrą, przepadł bez śladu.
Tydzień po zaginięciu, 25 sierpnia, jaworznicka policja publikuje komunikat. Dowiadujemy się z niego, że zaginął Dariusz, 46-letni mieszkaniec Jaworzna, w dniu zniknięcia ubrany był w czarny dres, bluzę i sportowe buty. Miał krótkie blond włosy i kilkudniowy zarost.
Poszukiwania nie nabierają tempa. Nie ma policyjnych tyralier przeszukujących teren, nie widać psów tropiących. Mężczyzna staje się kolejną pozycją w policyjnych statystykach. „Pijak, jeden problem mniej” – zdaje się sugerować system. Brak reakcji, brak zainteresowania.

Bliscy mężczyzny zaczynają go szukać, rozpytują znajomych, pytają mieszkańców, chcą się czegoś dowiedzieć. – Gdzie mogliśmy sprawdzić, to sprawdziliśmy. Mieszkamy w miejscu, gdzie kiedyś była cementownia, jest sporo lasów, zbiorniki wodne. Teren jest bardzo rozległy – mówi Agnieszka.
Pytanie, czy Dariusz, który codziennie kontaktował się z siostrą, mógł z własnej woli zerwać wszelkie relacje na tak długi czas, pozostaje bez odpowiedzi. Patrząc jednak na dotychczasowy styl życia mężczyzny, trudno uwierzyć w tę wersję.
Na pięć dni przed zniknięciem Dariusza, 13 marca, doszło do incydentu, który może być kluczem do rozwiązania zniknięcia mężczyzny. Według relacji świadków mężczyzna miał otrzymać od znajomych 200 złotych na zakup alkoholu. Jednak z trunkiem już nie wrócił.
Gdy okazało się, że Dariusz nie zamierza dotrzymać umowy, a pieniądze zniknęły wraz z nim, atmosfera gęstniała. Kulminacją stała się konfrontacja. Dokładny przebieg bójki pozostaje nieznany. Wiadomo, że napastnikom udało się odzyskać 70 złotych, a sam Dariusz uciekł. Tym, który miał zadawać najwięcej ciosów i być najbardziej agresywnym, był Dawid P.
Czy ten incydent, utarczka o 200 złotych i alkohol, mogły mieć decydujący wpływ na późniejsze wydarzenia? Czy kompani Dariusza ponownie go dopadli, chcąc odzyskać pozostałe pieniądze? To pytania, które wciąż czekają na odpowiedź.
– Trzy dni się ukrywał i prosił, abym nikomu nie mówiła, że jest w domu. Bał się i nie chciał nigdzie wychodzić. Dopiero późnym wieczorem w czwartek, dzień przed zaginięciem, wyszedł, ale wrócił po jakimś czasie – opowiada Agnieszka.
Po zaginięciu Dariusza jego siostra zaczyna odbierać „dziwne” telefony. Dzwonią różni ludzie: koledzy mężczyzny, znajomi, którzy razem z nim przesiadywali przy butelce, mama Dawida P., tego, który miał brać udział w bójce. Jedni mówili, że znaleźli Darka i że odebrał sobie życie, inni, że się powiesił, ale zdołali go odratować.
– Po tych telefonach jeździłam na policję, do szpitala, ale żadne z tych informacji się nie potwierdziły – mówi. Kobieta zastanawia się, czy te telefony nie były próbą wybadania, co wie policja i na jakim etapie jest sprawa.
Twarz mężczyzny jest pofałdowana, widać na niej znak czasu. Kroczy powoli, nigdzie się nie śpieszy, najlepsze lata ma za sobą. Mija skrzyżowanie ulicy Poniatowskiego z Pożarową. Przystaje zaciekawiony, dlaczego robię zdjęcia.
– Co z tym Darkiem się stało? – zagaduję napotkanego mężczyznę.
– Jak to co, leży na cementowni. Myślałem, że już dawno go znaleźli. Pan jest dziennikarzem? Myślałem, że przyjechał pan napisać o tej dziewczynie, co ostatnio odebrała sobie życie. Tragedia – odpowiada.
Na pytanie skąd wie, że Darek „leży na cementowni”, odpowiada: wszyscy to wiedzą.
Cementownia, o której wspomina mężczyzna, znajduje się kilkanaście metrów od miejsca, w którym rozmawiamy. To także okolica, w której najczęściej Dariusz popijał ze swoimi kompanami. O świetności zakładu przypomina nieliczna zabudowa i fragmenty zburzonych budynków. Dawna willa kierownika cementowni, kiedyś perełka architektoniczna, dziś jest miejscem alkoholowych libacji i miejscem koczowania bezdomnych.
Chcę odnaleźć Dawida P., tego samego, który miał brać udział w bójce, do której doszło kilka dni przed zaginięciem. Ten mieszka w jednej z kamienic, niedaleko dawnej cementowni.
– Nie zastanie go pan teraz, w więzieniu siedzi. Ja tam nie wiem za co, nie wnikam. Do najgrzeczniejszych nie należy. Nawet na matkę rękę podnosi – mówi jeden z sąsiadów.
Mama Dawida P. to ta sama kobieta, która po zaginięciu Dariusza miała wydzwaniać do siostry Dariusza i przedstawiać kolejne teorie o tym, co spotkało mężczyznę. Chcę z nią porozmawiać. Nie zastaję jej w mieszkaniu. Od jednego z sąsiadów dostaję numer. Pomimo kilku prób kontaktu, kobieta nie odbiera telefonu.
– Przed oczami mam masę wspaniałych chwil związanych z Darkiem. Nie wiem, czy zobaczę go jeszcze żywego. Nadzieja jest, ale nie wierzę, że przez półtora roku nie odezwałby się do mnie. Przez wiele lat mieliśmy tylko siebie. To jest mój jedyny brat i walczyłam o niego, żeby wygrał z alkoholowym nałogiem. Chcę wiedzieć, co się z nim stało – mówi Agnieszka.
W sprawie zaginięcia Dariusza nie wszczęto dotąd oficjalnego śledztwa. Policja prowadzi czynności poszukiwawcze. Co do tej pory zrobili policjanci z Jaworzna, nie wiadomo. Śledczy nie zdradzają szczegółów, to dla dobra postępowania.
Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: dawid.serafin@firma.interia.pl
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage – polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!