Reprezentacja Polski koszykarzy zagra o miejsce w turnieju olimpijskim. Droga kadry Igora Milicicia do Paryża rozpoczęła się już w ubiegłym roku w Gliwicach. Wtedy zespół wygrał turniej prekwalifikacyjny, który dał im prawo gry w zmaganiach w Walencji.

Polscy koszykarze powalczą o awans na igrzyska olimpijskie

W hiszpańskim mieście o awans na igrzyska powalczy sześć zespołów podzielonych na dwie grupy. W pierwszej znaleźli się gospodarze, a także Liban i Angola. W drugiej oprócz Polaków zobaczymy także Bahamy i Finlandię. O ile kadra Sergio Scariolo nie powinna mieć problemów z zajęciem pierwszej pozycji, o tyle między Biało-Czerwonymi a kadrą z Ameryki Północnej może dojsć do mocnej rywalizacji. Wynika to z faktu, że w zespole Cristophera Demarco jest aż trzech graczy NBA – Deandre Ayton, Buddy Hield i Eric Gordon. Choć same nazwiska nie grają, to Bahamy w ubiegłym roku pokazały wielki pazur, eliminując w turnieju prekwalifikacyjnym Argentynę, mistrzów olimpijskich z 2004 roku.

Do półfinałów awansują po dwie najlepsze ekipy z każdej grupy. Awans wywalczy tylko zwycięzca całego turnieju. Patrząc po prognozach bukmacherów, porażka Hiszpanów byłaby ogromną sensacją. Kadra Milicicia chciałby jednak zagrać ekspertom na nosach i powalczyć również na przełomie lipca i sierpnia w stolicy Francji.

Rozmowa z Maciejem Zielińskim, byłym reprezentantem Polski

Kadra Igora Milicicia rozegrała pięć sparingów przed turniejem. Pierwsze trzy (z Grecją, Chorwacją i Brazylią na wyjeździe) przegrała. Ostatnie dwa w Polsce (z Nową Zelandią i Filipinami) wygrała. Pierwsza trójka rywali uchodzi za znacznie silniejsze kadry, co teoretycznie powinno budzić niepokój w kibicach. Dodatkowo Filipińczycy w Sosnowcu długo walczyli o zwycięstwo, a finalnie przegrali tylko dwoma punktami. Były reprezentant Polski Maciej Zieliński nie przejmuje się jednak tymi rezultatami.

Legenda polskiej koszykówki w rozmowie z „Wprost” liczy na zespołowość czwartej drużyny Europy z 2022 roku. Pokłada duże nadzieje w Jeremym Sochanie, który po raz pierwszy od czasu debiutu w NBA pojawił się w reprezentacji Polski. Każdy jego występ przykuwa olbrzymie zainteresowanie. Popularny „Zielony” wierzy, że koszykarz San Antonio Spurs przystosuje się do norm europejskiej koszykówki, a także filozofii gry Igora Milicicia, który w ostatnich latach pokazał, że potrafi zbudować zespół na najważniejsze imprezy.

Michał Winiarczyk, „Wprost”: Awans polskich koszykarzy na igrzyska olimpijskie to marzenie ściętej głowy?

Maciej Zieliński: Nie wiem czy ściętej (śmiech). Na pewno to marzenie każdego sportowca. Patrząc na rywali w turnieju kwalifikacyjnym w Walencji można powiedzieć, że łatwo nie będzie. Ale w sumie na imprezach tej rangi nigdy łatwo nie było. Jeśli się uda awansować, to sukces będzie jeszcze lepiej smakować.

Koszykarze Igora Milicicia podchodzą do turnieju po pięciu sparingach. Trzy z nich przegrali, dwa ostatnie – przed własną publicznością – zakończyli zwycięstwami. Można wysnuć jakiś wniosek?

Igor Milicić jest znany z tego, że ma rozbudowane schematy taktyczne. Choć większość koszykarzy pracuje z nim kolejny sezon, to każdego roku potrzebują chwilę, by sobie wszystko przypomnieć. Z kolei nowi zawodnicy muszą mieć więcej czasu, by się wdrążyć w jego filozofię. Trener w trakcie sparingów testował różnych zawodników na różnych pozycjach. Sporym wyzwaniem jest z pewnością wykorzystanie Jeremy’ego Sochana. Nie było go jeszcze na kadrze za kadencji obecnego selekcjonera. Musi się w niej odnaleźć, a chłopaki muszą też odnaleźć się w grze wraz z nim. Po to się właśnie gra sparingi. Nigdy się nie przejmowałem tymi wynikami.

Sochan zagrał dopiero drugi i trzeci mecz w kadrze. Przez cały czas ma ze sobą sztab z San Antonio Spurs, który miał wpływ na jego minuty na boisku w sparingach. Jak wielkim wyzwaniem jest dla Milicicia wykorzystanie potencjału takiego zawodnika?

Ogólnego czasu było bardzo mało, a ten meczowy był jeszcze dodatkowo ograniczony. Pamiętajmy, że Jeremy Sochan jest po kontuzji. Spurs dbają o to, by ponownie nie nabawił się kolejnego urazu. Uważam jednak, że trzeba się cieszyć z tego, że przyjechał – niezależnie od liczby minut. Doceniam fakt, że możemy oglądać go nie tylko w koszulce klubowej, ale i reprezentacyjnej.

Liczę na to, że kibice zrozumieją, że Sochan jest tylko częścią kadry i sam nie wywalczy awansu. Przed laty od Marcina Gortata oczekiwano, że skoro przyjeżdża z NBA, to będzie rzucać po 60 punktów i wygrywać sam spotkania. Jeremy musi „przestawić” się na moment na europejską koszykówkę, inną względem tej, w którą gra w Stanach. To niełatwe zadanie, tym bardziej, gdy nie masz wiele czasu. Rozmawiamy jednak o niezwykle utalentowanym koszykarzu. Trzymam kciuki, by szybko pokazał pełnię umiejętności na parkiecie.

W meczach towarzyskich z Nową Zelandią i Filipinami widać było, że Sochan stara się być zawodnikiem zespołowym. Szukał kolegów, choć czasem mógł pokusić się o indywidualne wykończenie.

Każdy jest podjarany jego obecnością. Grałem w koszykówkę i wiem, jak wyglądają oczekiwania wobec zawodnika z perspektywy trenera i kolegów zespołu. To często różni się trochę od tego, co chcą oglądać kibice. Fani najchętniej widzieliby Jeremy’ego robiącego efektowne wsady, rzucającego trójki, zbierającego i blokującego wszystko i pewnie egzekwującego rzuty osobiste. Spokojnie, dajmy temu chłopakowi odnaleźć się w zespole. Europejska koszykówka jest znacznie bardziej taktyczna. Nie powinno dziwić, że Sochan będzie w kadrze grać inaczej niż w San Antonio. Jeremy musi dostosować się do schematów Milicicia. Takie są wymogi reprezentacyjnego basketu.

Łukasz Cegliński zwrócił uwagę, że Aleksander Balcerowski miał w sparingach w sumie więcej fauli niż zbiórek. Jego forma może niepokoić?

Pewnie brakuje mu ogrania, bo w Panathinaikosie nie dostawał jakiś ogromnych minut. Widać jednak, że bardzo mu zależy na grze, a każdy trening i sparing przybliża go do lepszej dyspozycji. Olek ma wielki talent. Jest zawodnikiem, którego kadra potrzebuje pod koszem. Parę razy pokazał, na co go stać. Nie należy kwestionować jego przydatności.

Sporo mówi się o gwiazdach reprezentacji Bahamów, w tym o centrze Deandre Aytonie z NBA. Zastanawiam się czy gra pod koszem to coś, co można uznać za mankament obecnej kadry Polski?

Może tak być. Milicić wypuścił Adriana Boguckiego, więc pod koszem nie mamy wielu gigantów. Wiele też będzie zależało od systemu gry. Koszykówka mocno się zmienia. Gra pod koszem jest dynamiczna. Myślę, że trener będzie mocniej bazować na obwodowych zawodnikach. Poza tym Balcerowski nie należy do niskich zawodników, a na ławce będzie też dostępny Aleksander Dziewa. Nie ma może tylu centymetrów co czołowi centrzy, ale nie brakuje mu siły. No i mamy przecież Sochana. Muszę o nim wspomnieć, bo zaraz ktoś powie, że go nie wymieniłem i na niego nie liczę (śmiech). Podsumowując, myślę, że pod koszem można spodziewać się płynności zawodników.

Nie zaskakuje cię to, że mamy 2024 rok, a głównym naturalizowanym reprezentantem Polski jest A.J. Slaughter?

No zaskakuje właśnie (śmiech). Skoro o nim wspomniałeś, to nie wypada przy tej okazji podziękować mu za lata gry dla kadry. Każdy pamięta opinie, jakie krążyły podczas jego debiutu. Mówiono o „dealu”, że zagra parę razy w reprezentacji za polski paszport. Wyszło zupełnie inaczej. Gdy tylko mógł, to przyjeżdżał na zgrupowania. Dał z siebie dla kadry bardzo dużo. Zawsze biło od niego wielkie zaangażowanie. Widać to było również po wynikach, bowiem A.J. wydatnie się przyczynił do wielu zwycięstw. Mam do niego olbrzymi szacunek. Zdajemy sobie sprawę, że to pewnie ostatnie jego podrygi w kadrze. Po nich trzeba oficjalnie go uhonorować za lata gry. Chciałbym, by PZKosz znalazł drugiego naturalizowanego gracza z takim podejściem do reprezentacji co Slaughter.

Nikogo nie dziwi fakt, że to Hiszpanie są zdecydowanym faworytami do wygrania turnieju w Walencji. Już sam fakt, że muszą walczyć o igrzyska poprzez kwalifikacje jest niemałym zaskoczeniem. W składzie Sergio Scariolo znaleźli się weterani Sergio Llull i Rudy Fernandez czy gwiazdy europejskich parkietów – bracia Hernangomez i Lorenzo Brown. W czym upatrywać szans Polaków przy założeniu, że obie kadry trafiłyby na siebie w walce o bilety do Paryża?

Rozum nie dostrzega żadnych szans, ale serce liczy na zaciętą walkę Polaków. Patrząc na skład, Hiszpanie nie powinni mieć problemów z awansem. Ale tak samo było rok temu. Po kadrze Scariolo oczekiwano walki o medal, a skończyło się to brakiem awansu do ćwierćfinału mistrzostw świata. Tak czy siak, oni też muszą wygrać te spotkania. Nikt przed nimi nie padnie na ziemię.

Będę mocno śledzić grę Polaków. Niezależnie od rozumu trzymam kciuki za tych chłopaków. Niech napadają, szarpią, duszą – robią wszystko, co pozwoli być im przynajmniej o punkt przed rywalami.

Trzon reprezentacji Polski to zawodnicy, którzy występowali na Eurobaskecie 2022, kończąc turniej na czwartym miejscu. Czy tamte doświadczenia, mam na myśli także wygraną z faworytem i ówczesnymi obrońcami trofeum – Słoweńcami – może być teraz pomocne?

Myślę, że masz rację. Gdy rywalizujesz przeciwko tak mocnym rywalom, musisz grać jako zespół. Do sprawienia niespodzianki potrzebna jest dobra dyscyplina w obronie i ataku. Gdybyśmy porównali indywidualności, to łatwo można skazać Polaków na porażkę, mówiąc, że nie da się pokonać Hiszpanów. Tylko zespołowa gra może dać Biało-Czerwonym szansę na sukces. Mecz ze Słowenią pokazał, że w tej kadrze jest potencjał na to, by grać jak równy z równym z najlepszymi ekipami świata. Mieliśmy zostać zniszczeni przez Doncicia i spółkę, a wyszło inaczej. Najpierw martwy się o siebie, o to, by u nas wszystko dobrze funkcjonowało. Doskonale znamy zawodników po drugiej stronie. Oni nic nowego raczej nie wymyślą.

Masz jakiegoś wybranego koszykarza, po którym oczekujesz wiele przed startem turnieju?

Nie wspominaliśmy o Igorze Miliciciu juniorze. Bardzo świetnie sobie radzi. Jest w dobrej formie i uważam, że może zaskoczyć rywali. Nie jest znany w koszykarskim mainstreamie, bo gra na co dzień w Stanach. Ciekaw jestem też dyspozycji Andrzeja Mazurczaka. W Orlen Basket Lidze dał się poznać jako świetny koszykarz. Był generałem Kinga Szczecin, który ciągnął zespół. Zobaczymy jak to się przełoży na poziom reprezentacyjny, gdy grasz przeciwko zawodnikom NBA czy Euroligi.

Wiadomo, że to pewnie Mateusz Ponitka będzie najmocniej ciągnął zespół, ale równe nadzieje pokładam w całej dwunastce. Życzę nam tego, byśmy cieszyli się z dobrej gry kadry. Każdemu z graczy może zdarzyć się słabszy mecz, ale od tego mamy drużynę, by jeden pomógł drugiemu w razie kłopotów.

Udział
Exit mobile version