-
Karol Nawrocki wraz z objęciem funkcji prezydenta przestanie kierować Instytutem Pamięci Narodowej, co wymusza rozpisanie nowego konkursu na prezesa tej instytucji.
-
Wybór nowego prezesa IPN może być trudny ze względu na obecny skład Kolegium Instytutu oraz polityczne różnice w Sejmie i Senacie, co grozi patową sytuacją.
-
Tymczasowo IPN zarządzać będzie wiceprezes prof. Karol Polejowski, jednak istnieją różne scenariusze polityczne dotyczące wyboru stałego prezesa, włącznie z potencjalnym kompromisem ponadpartyjnym.
- Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii
Szóstego sierpnia oficjalnie Karol Nawrocki zostanie zaprzysiężony na prezydenta. Z chwilą objęcia prezydentury formalnie przestaje być prezesem Instytutu Pamięci Narodowej.
Karol Nawrocki pełni tę funkcję od 2021 roku i jego ustawowa kadencja kończy się w 2026 roku.
Po raz pierwszy w historii mamy jednak do czynienia z sytuacją, w której prezes IPN opuszcza stanowisko z przyczyny wyboru na prezydenta RP.
W związku z tym pojawia się szereg pytań. Kto pokieruje tą instytucją po przeprowadzce Karola Nawrockiego do Pałacu Prezydenckiego? Czy czekają nas wcześniejsze wybory prezesa? Kto ma największe szanse nim zostać? I co, jeśli do wyboru prezesa nie dojdzie z przyczyn politycznych?
Instytut Pamięci Narodowej bez prezesa. Co mówią przepisy?
Zacznijmy od przepisów. Działalność Instytutu Pamięci Narodowej reguluje przede wszystkim ustawa o IPN oraz kodeks postępowania administracyjnego.
Ustawa o IPN mówi jasno, że prezesa tej instytucji powołuje i odwołuje Sejm za zgodą Senatu na wniosek Kolegium Instytutu Pamięci, które zgłasza kandydata spoza swego grona.
Wydawać by się mogło, że obecna koalicja rządząca – z racji wygranej Nawrockiego w wyborach prezydenckich – dostała prezent w postaci szansy na przejęcie IPN przed upływem 2026 roku i wybór własnego prezesa. Wszak w Sejmie i Senacie większość posiada Koalicja 15 października.
Tak by rzeczywiście było, gdyby nie fakt, że zanim dojdzie do przegłosowania kandydatury w parlamencie, musi ją wyłonić Kolegium Instytutu Pamięci. To organ opiniodawczo-doradczy prezesa IPN. Kolegium składa się z dziewięciu członków: w tym dwóch powoływanych przez prezydenta, pięciu przez Sejm i dwóch przez Senat. I tu pojawia się problem.
- „Milionowe nieprawidłowości w IPN”. Ujawniono szczegóły
- Nawrocki zapowiedział pozew, wybuchła dyskusja. „Takie zarzuty nie mogą czekać”
Obecnie na dziewięciu członków Kolegium siedmiu zostało powołanych przez prezydenta Andrzeja Dudę i większość sejmową z czasu rządów PiS. Są to: prof. Jan Draus, prof. Andrzej Nowak, prof. Wojciech Polak, prof. Mieczysław Ryba, prof. Tadeusz Wolsza, Bronisław Wildstein i Krzysztof Wyszkowski.
Dwaj pozostali członkowie, wskazani formalnie przez Senat (w którym w 2021 roku większość miała ówczesna opozycja, a dzisiejsi rządzący) to prof. Grzegorz Motyka i dr Bartosz Machalica.
Wybór nowego prezesa IPN. Sytuacja patowa
Przy takim układzie sił sytuacja wydaje się być patowa. Kolegium ma wystarczającą przewagę, by wybrać swojego kandydata, ale w Sejmie i Senacie większość ma koalicja 15 października. Z kolei ta sama koalicja nie ma mocy, aby narzucić wybór swojego kandydata kolegium.
– Wedle przepisów Kolegium Instytutu Pamięci ma 30 dni na rozpisanie konkursu na nowego prezesa. Konkurs składa się z dwóch etapów: najpierw trzeba spełnić warunki formalne, złożyć odpowiednie dokumenty, a następnie odbywa się publiczne wysłuchanie kandydatów. Potem następuje głosowanie w Kolegium i kandydat, który uzyskuje większość jest przedstawiany Sejmowi i Senatowi – wyjaśnia w rozmowie z Interią dr Rafał Leśkiewicz, rzecznik IPN.
Wedle przepisów Kolegium Instytutu Pamięci ma 30 dni na rozpisanie konkursu na nowego prezesa.
Co jeśli Sejm i Senat nie zgodzą się na wskazanego przez Kolegium kandydata? Wtedy procedura konkursowa rusza ponownie. Co ciekawe, przepisy nie regulują, ile razy można taki konkurs przeprowadzić. Teoretycznie można więc je robić w nieskończoność.
Zwłaszcza, że obecny skład Kolegium został powołany w 2023 roku na siedmioletnią kadencję, więc pat z wyborem nowego prezesa może potrwać.
Kto w tym czasie będzie zarządzał Instytutem Pamięci Narodowej?
– Zawsze jeden z zastępców prezesa jest umocowany prawnie do podpisywania dokumentów, prowadzenia spraw Instytutu i podejmowania wiążących decyzji. Jest to prawnie tak pomyślane, by nie było możliwości paraliżu tej instytucji – wskazuje dr Leśkiewicz.
Jak wynika z informacji Interii, wiceprezesem, który będzie zarządzał IPN po odejściu Karola Nawrockiego, będzie prof. Karol Polejowski, historyk, muzealnik, współpracownik Karola Nawrockiego jeszcze z czasów pracy w Muzeum II wojny światowej w Gdańsku.
Faktem jest jednak, że stanowisko szefa IPN pozostaje łakomym politycznie kąskiem. To instytucja, zatrudniająca ponad 2,5 tysiąca osób z budżetem rzędu 600 milionów złotych.
Przyszłość IPN. Scenariusze polityczne
W PiS zastanawiano się, rozważając różne scenariusze, czy nie udałoby się zebrać większości do wyłonienia nowego prezesa IPN tak jak to było w 2021 roku z Karolem Nawrockim.
Wówczas, PiS miał większość w Sejmie, ale nie miał w Senacie, więc w wyborze Nawrockiego pomogli politycy PSL. Czy teraz mogłoby być podobnie? I tak, i nie.
Najpierw trzeba by było znaleźć kandydata, który byłby do zaakceptowania zarówno dla PiS, jak i PSL. Z rozmów z politykami z obu partii wynika, że byłoby to możliwe.
- Prezydent zwołuje Radę Bezpieczeństwa Narodowego. Karol Nawrocki z zaproszeniem
- „Nikt nam tego nie odbierze”. Prezes PiS reaguje po proteście sztabu Trzaskowskiego
Pierwszym nazwiskiem z brzegu jest choćby kandydatura obecnego wiceprezesa IPN dr Mateusza Szpytmy.
Dr Szpytma jest znany przede wszystkim z walki o upamiętnienie rodziny Ulmów z Markowej, ale ludowcy cenią go także za jego publikacje dotyczące ruchu ludowego m.in. dotyczące represjonowanych działaczy PSL w latach PRL. Co istotne, spełnia także wszystkie wymogi formalne.
W PiS skrupulatnie odnotowano słowa prezesa PSL Władysława Kosiniaka-Kamysza, który tuż przed wyborami choć atakował PiS i samego Karola Nawrockiego jako kandydata na prezydenta, to o pracy IPN wypowiadał się dobrze, z nazwiska chwaląc także właśnie dr Mateusza Szpytmę.
Nawet jeśli PiS udałoby się dogadać z ludowcami co do kandydata, to wciąż daje to za mało głosów, aby przegłosować wybór prezesa w Sejmie. Potrzebna byłaby też pomoc Konfederacji. Te trzy ugrupowania łącznie mają w Sejmie 237 głosów.
Zawsze jeden z zastępców prezesa jest umocowany prawnie do podpisywania dokumentów, prowadzenia spraw Instytutu i podejmowania wiążących decyzji. Jest to prawnie tak pomyślane, by nie było możliwości paraliżu tej instytucji
O wiele trudniejsza sytuacja rysuje się jednak w Senacie. Tutaj PiS i Trzecia Droga mają razem 46 senatorów, czyli za mało do przegłosowania KO i Lewicy. Konfederacja własnych senatorów w tej kadencji nie posiada.
Wszystko wskazuje więc na to, że jeśli chodzi o IPN czeka nas wariant pośredni, czyli zarządzanie Instytutem przez jednego z wiceprezesów.
Choć bardziej doświadczeni politycy PiS kreślą jeszcze jeden możliwy scenariusz i twierdzą, że wcale nie jest on z gatunku political-fiction.
– Każdy wie, że nowemu prezydentowi będzie mocno leżała na sercu przyszłość IPN i będzie chciał zabezpieczyć tę instytucję. Nie wykluczam więc, że będzie jakaś próba dogadania się z Donaldem Tuskiem i koalicją rządzącą w sprawie obsadzenia nowego prezesa – uważa jeden z naszych rozmówców.
Jak takie porozumienie mogłoby wyglądać? – Na przykład w zamian za zgodę na powołanie nowego prezesa IPN, wybranego przez Kolegium, ale na tyle niekontrowersyjnego, by był do przełknięcia dla rządzących, prezydent zgodzi się podpisać coś, na czym bardzo zależy Tuskowi. Takie deale w polityce są możliwe, więc widzę tu spore pole manewru – dodaje nasz rozmówca.
- Przeliczono głosy w dwóch komisjach. Potwierdzono nieprawidłowości
- Giertych żąda jawnego przeliczenia głosów. Zwrócił się do prezesa PiS