W środę 9 lipca ogłoszono, że zmiany w składzie Rady Ministrów, które miały zostać ogłoszone 15 lipca, zostaną przesunięte o tydzień. Nową datą rekonstrukcji rządu miał być 22 lipca. Później jednak premier Donald Tusk zapowiedział, że do zmian dojdzie niekoniecznie 22 lipca, tylko podczas posiedzenia Sejmu, które trwać będzie od 22 do 25 lipca. Wszystko wskazuje więc na to, że dopiero za dwa tygodnie możemy dowiedzieć się, kto straci posadę w rządzie.

– Z punktu widzenia rządu to są fatalne manewry – tak o zamieszaniu wokół rekonstrukcji mówił na antenie Polsat News były premier Leszek Miller. – Powstaje obraz rządu niedołężnego. Także i w tym sensie, że nie jest w stanie podjąć działań, które dotyczą tego rządu i wynikają tylko z jego polityki – oceniał.

Według byłego premiera może się to zemścić na gabinecie Tuska, który w ostatnich tygodniach i tak miał najgorsze notowania od wyborów w 2023 roku.– Jeżeli opinia publiczna słyszy, że to ma być zaraz, potem lipiec, potem drugi tydzień lipca, teraz 22 lipca ogłasza wicemarszałek Sejmu. Pan premier to dementuje. Proszę państwa, jeżeli tak dalej ten rząd będzie robił, to będzie tracił w oczach – ostrzegał Miller. – Będzie coraz większy dystans. Dystans między oczekiwaniami obywateli, a tym, co ten rząd robi – zauważał.

Komorowski o rekonstrukcji: Klimat nie sprzyja dyktatowi premiera

Do planowanej rekonstrukcji odniósł się również obecny w studiu Bronisław Komorowski.

– Osobiście jestem przekonany, że premier Tusk miał pomysł na głęboką rekonstrukcję, ale którą chciał przeprowadzić w klimacie sukcesu wyborów prezydenckich. Ten pomysł według mnie nie był wystarczająco ugruntowany w ramach całego kierownictwa koalicji – stwierdził były prezydent. – Po wyborach, które Platforma przegrała, po prostu klimat nie sprzyja dyktatowi premiera, nawet w sprawach bardzo istotnych dla Polski – dodał.

Udział
Exit mobile version