-
Kolumbijczyk działający na zlecenie rosyjskich służb specjalnych został skazany w Czechach za podpalenie zajezdni i planowanie ataków na terenie Polski.
-
ABW zdobyła nagrania potwierdzające wywrotową działalność mężczyzny, wskazując na jego powiązania z rosyjskim wywiadem.
-
Rosyjskie służby werbowały Latynosów do działań sabotażowych w Europie Środkowej i Wschodniej, oferując im precyzyjne instrukcje i wynagrodzenie.
- Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii
Pod koniec lipca rzecznik służb specjalnych Jacek Dobrzyński poinformował w mediach społecznościowych, że ABW ustaliła, iż za dwoma dużymi podpaleniami z 2024 r. na terenie Polski stoi 27-letni Kolumbijczyk działający na zlecenie rosyjskiego wywiadu.
Na wszystkich uzyskanych przez służby nagraniach z monitoringu w miejscach tych zdarzeń widoczny był właśnie Andres Alfonso de la Hoz de la Cruz, który w czerwcu został skazany przez czeski sąd za podpalenie zajezdni w dzielnicy Klicov w Pradze.
Kolumbijczyk podpalił zajezdnię w Pradze. Planował tez sabotaż na terenie Polski
Początkowo sprawa 27-latka nie wzbudziła u naszych południowych sąsiadów wielkiego zainteresowania. Ani wtedy, gdy policja namierzyła go w ubiegłym roku, ani wówczas, gdy dwa miesiące temu zawarł on ugodę z prokuratorem.
Teraz media ujawniły, że de la Cruz za samo podpalenie praskiej zajezdni otrzymał trzy tysiące dolarów od rosyjskich służb specjalnych. Ponadto planował również podłożyć ogień m.in. w dużej galerii handlowej i kinie.
– Poczucie winy pali mnie od środka – miał zeznać w sądzie.
W ramach porozumienia 27-latek zgodził się na karę ustaloną przez sąd bez procesu i postępowania dowodowego. Został ponadto wydalony z Czech, zapłacił odszkodowanie za szkody spowodowane przez pożar i trafił za kratki kolumbijskiego zakładu karnego na osiem lat.
27-latek działał na zlecenie Kremla. Moskwa stanowczo zaprzecza
W nocy z 5 na 6 czerwca 2024 r. Kolumbijczyk oblał benzyną trzy autobusy w zajezdni w Pradze. Nagrał incydent, a potem uciekł. Ogień udało się opanować pracownikom przedsiębiorstwa. Czeska policja ustaliła, że przed podłożeniem ognia 27-latek przebywał w kraju zaledwie pięć dni.
Premier Czech Petr Fiala oświadczył krótko później, że w sprawę zaangażowane były rosyjskie służby specjalne. Kolumbijczyk, według mediów, miał zeznać policji, że za zlecenie otrzymał pieniądze, a przez internet kontaktował się z mężczyzną o pseudonimie „Adrian”. 27-latek wysyłał mu zdjęcia także innych obiektów, które mógłby podpalić.
Kreml zaprzeczył, by miał ze sprawą cokolwiek wspólnego.
Rosjanie werbują Latynosów do działań dywersyjnych. Kolumbijczyk działał w Polsce
Podpalenia na terenie Polski, o których mowa, miały miejsce 23 maja w Warszawie oraz 30 maja w Radomiu.
„Podejrzany otrzymywał od mocodawcy szczegółowe instrukcje dotyczące celu ataku oraz sposobu jego przeprowadzenia, w tym wykonania butelki zapalającej (tzw. koktajlu Mołotowa), a także użycia określonego środka transportu” – przekazano w komunikacie opublikowanym przez służby.
Obywatel Kolumbii za same czyny popełnione w naszym kraju może spędzić w więzieniu co najmniej 10 lat. W najgorszym dla niego przypadku, z zakładu karnego nie wyjdzie do końca życia.
Służby wyjaśniają, że sposób działania mężczyzny wpisuje się w dotychczasowe zdarzenia identyfikowane w wielu krajach Europy Środkowej i Wschodniej.
„Potwierdzono, że rosyjskie służby, przy wykorzystaniu komunikatora Telegram, systemowo i na dużą skalę werbowały osoby pochodzenia latynoamerykańskiego, z doświadczeniem wojskowym, do prowadzenia rozpoznania wskazanych im lokalizacji, a następnie podpalania wytypowanych obiektów oraz dokumentowania zniszczeń” – przekazano w komunikacie.