Na spornym odcinku granicy między Indiami i Pakistanem w nocy ponownie doszło do wymiany ognia. Po najtragiczniejszym w skutkach od ćwierćwiecza ataku w Kaszmirze, w którym śmierć poniosło 26 osób, a 17 zostało rannych, władze w New Delhi otwarcie oskarżyły Pakistan o wspieranie terroryzmu. Indyjska armia prowadzi zakrojone na szeroką skalę poszukiwania sprawców.
ONZ apeluje zaś do obydwu państw, które dysponują potencjałem nuklearnym, o „zachowanie spokoju i powściągliwości” w reakcjach.
– Sytuacja jest niezwykle poważna, bo dolewa oliwy do ognia nacjonalistycznych nastrojów po obu stronach granicy – mówi Interii pragnący zachować anonimowość indyjski dziennikarz z New Delhi.
Pahalgam to niewielka miejscowość położona u podnóża Himalajów. O każdej porze roku przyciąga turystów szukających spokoju na trasach trekkingowych w monumentalnej scenerii połaci lasów, lodowców, górskich rzek i łańcucha Himalajów.
Choć w Kaszmirze, na terenach kontrolowanych przez Indie, wielokrotnie dochodziło wcześniej do zamachów terrorystycznych i ataków na hinduskich pielgrzymów, to w ostatnich latach zdarzały się one o wiele rzadziej.
– To uśpiło czujność. W Indiach zwraca się uwagę na to, że ofiary to turyści z odległych części kraju. Ci, którzy pochodzą z regionów przylegających do Kaszmiru, raczej nie zdecydowaliby się na podziwianie pięknych widoków, mając w pamięci zamachy – mówi rozmówca Interii.
We wtorek rajskie krajobrazy stały się sceneriąjednej z najtragiczniejszych zbrodni, do której doszło w tym regionie od ćwierćwiecza. Trzech mężczyzn uzbrojonych w broń palną zaatakowało grupę turystów.
– Kiedy podziwialiśmy widoki, zobaczyliśmy najpierw mężczyznę z bronią. Pomyślałem, że to strażnik leśny. Rozległy się strzały. Pomyślałem, że to dla odstraszenia zwierząt, ale za chwilę na ziemię zaczęli padać ludzie – powiedział w wywiadzie dla indyjskiej stacji NDTV Debashis Bhattacharyia, który był w grupie zaatakowanych turystów.
Według relacji świadka zabijano tych, którzy nie byli w stanie wyrecytować z pamięci kluczowych wersetów Koranu. W momencie ataku na przełęczy koło Pahlagam znajdować się mogło ponad 400 turystów. Tych, którym udało się uciec, w domach ukrywali mieszkańcy.
– Ludzie oczekują zdecydowanych kroków ze strony władz. Nie tylko złapania terrorystów, którzy przeprowadzili wtorkowy atak, ale także zwiększenia poczucia bezpieczeństwa w Kaszmirze. Nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek pojechał tam teraz podziwiać widoki – dodaje w rozmowie z Interią indyjski dziennikarz.
Po raz ostatni do zamachu w Kaszmirze doszło latem ubiegłego roku. Bojownicy ostrzelali wiozący hinduskich pielgrzymów autokar. Maszyna spadła w przepaść. Zginęło wówczas dziewięć osób, a 33 zostały ranne.
Operacja „poszukiwania i niszczenia”
W mediach społecznościowych do ataku przyznała się grupa o nazwie Opór Kaszmiru. Policja opublikowała nazwiska trzech domniemanych sprawców wtorkowego ataku. Co najmniej dwóch z nich to obywatele Pakistanu.
Władze Indii poinformowały też, że trwa zakrojona na szeroką skalę operacja „poszukiwania” terrorystów i „niszczenia” obiektów i kryjówek, które mogły być przez nich wykorzystywane.
– Ludzie są wściekli. W całych Indiach żądają zdecydowanych działań, bo celem ataku byli niewinni ludzie, turyści. Szczególnie biorąc po uwagę sposób, w jaki ich zabito. To była egzekucja z zimną krwią. Ludzi podzielono ze względu na ich wyznanie – mówi Interii Suhasini Haidar, dziennikarka zajmująca się stosunkami międzynarodowymi i dyplomacją jednego z najpoczytniejszych dzienników w Indiach „The Hindu”.
Premier Narendra Modi, który wcześniej wykazywał chęć negocjacji w sprawie Kaszmiru, po wtorkowym zamachu zapowiedział, że Indie będą ścigać terrorystów „do końca świata”.
Ofiary pochodziły z 16 stanów Indii. Hindusi nie chcą negocjacji, lecz bardziej zdecydowanych kroków ze strony władz. To co czują zwykli mieszkańcy kraju, ma odzwierciedlenie w działaniach podjętych przez Indie.
48 godzin na opuszczenie kraju
We czwartek Indie unieważniły wizy dla obywateli Pakistanu, ogłaszając, że mają oni 48 godzin na opuszczenie kraju. Jednocześnie zaapelowano do przebywających na terytorium Pakistanu obywateli Indii o jak najszybszy powrót. Władze w Islamabadzie odpowiedziały w ten sam sposób – anulowaniem wiz dla obywateli Indii i apelem o jak najszybszy wyjazd z Indii osób z pakistańskim paszportem. Indie zamknęły też granicę lądową z Pakistanem.
Obniżono rangę stosunków dyplomatycznych z Islamabadem. Obydwa kraje zapowiedziały dalsze ograniczenie obsady placówek dyplomatycznych. Sześć lat wcześniej personel ambasad obu państw w kraju przyjmującym zmniejszono o połowę – do 55 osób. Od przyszłego tygodnia ma to być 30.
Dyplomaci, którzy nie zmieszczą się w nowym kontyngencie, także dostali dwa dni na opuszczenia placówek dyplomatycznych. Przed ambasadą Pakistanu w New Delhi trwają protesty. Policyjny kordon chroniący dostępu do niej znajduje się pół kilometra od jej bramy.
Do przedstawicielstwa bezskutecznie starają się tez dostać obywatele Pakistanu, którzy obawiają się o własne bezpieczeństwo po upływie ultimatum o opuszczeniu Indii. Nie wszyscy mają środki na wyjazd. Szczególnie, że Pakistańczycy mogą szybko wydostać się z Indii tylko transportem lotniczym przez państwa trzecie. Pakistan zamknął też całkowicie swoją przestrzeń powietrzną dla maszyn zarejestrowanych w Indiach.
Wojna wodna czy konwencjonalna
Indie ogłosiły też zawieszenie traktatu o podziale wód,który gwarantował Pakistanowi dostęp do systemu wód Indusu i zakazywał Indiom manipulowania ich przepływem. Traktat o wodach Indusu zawarto w 1960 roku w Karaczi.
Prócz obydwu państw jego stroną jest również Bank Światowy, a wszelkie kwestie sporne do tej pory regulowała specjalna komisja. Na mocy traktatu Indie otrzymały kontrolę nad wschodnimi rzekami systemu Indusu, a Pakistan – nad zachodnimi.
Wyjście z traktatu na razie nie oznacza jednak, że Indie doprowadzą do sytuacji, w której w Pakistanie zabraknie wody. Zdaniem ekspertów na razie nie dysponują taką technologią, ale w przyszłości – pełna kontrola nad przepływem rzek zabezpieczających w wodę Pakistan da władzom w New Delhi mocną kartę przetargową.
– Władze podjęły już zdecydowane działania dyplomatyczne, ale oczekuje się, że w ślad za tym podjętą będą także te militarne – tłumaczy Interii Suhasini Haidar z „The Hindu”.
– Wcześniej władze Pakistanu po każdym z ataków deklarowały chęć współpracy i pomocy. Teraz jest inaczej. Trzeba przygotować się, że będzie o wiele gorzej – dodaje rozmówczyni Interii.