W lutym w mediach społecznościowych wybuchła burza wokół 33-letniego korepetytora z Warszawy. Mężczyzna publikował na TikToku filmiki ze swoimi uczniami. Nietypowe było to, że 33-latek spotykał się z nastolatkami na korepetycjach w barach, restauracjach i kawiarniach, chodził z podopiecznymi na zakupy, a nawet, jak wskazywały nagrania, kupował im drogie prezenty. Nie ujawniamy nazwiska mężczyzny ze względu na dobro i ochronę wizerunków jego małoletnich uczniów.
Sporo kontrowersji wzbudzały jednocześnie dwuznaczne opisy, którymi opatrzone były nagrania z nastolatkami. Jednego ze swoich podopiecznych korepetytor określił „pięknym chłopakiem Patrykiem”, innego „cudownym chłopakiem”, a spotkanie z jedną z uczennic nazwał „fantastyczną randką”. Napisał też, że razem z uczniem „kochają się”, dodając poniżej: „uczyć się matmy”. W odpowiedzi na jeden z komentarzy stwierdził, że „jest w związku” z jednym ze swoich podopiecznych.
Korepetytor: Cała otoczka była dla żartu
W oświadczeniu przesłanym kilka miesięcy temu twórcy kanału Mayo na YouTube korepetytor przekonywał, że „cała otoczka była dla żartu i to jedno wielkie nieporozumienie”. Podkreślał też, że jego relacje z uczniami nie wychodzą poza koleżeństwo, w przeciwnym wypadku byłoby to „chore”. W obronie mężczyzny stanęli też wówczas jego niektórzy uczniowie, którzy na opublikowanych nagraniach przekonywali m.in., że „traktuje uczniów bardziej jak kolegów” i „jest po prostu trochę dziwny i nie ma nic w tym złego”. – Napisy do filmów wymyślam ja, nie on (…) Może to są trochę kontrowersyjne tytuły, ale wszystko jest dla żartu – twierdził jeden z nastolatków.
Z naszych ustaleń wynikało, że mężczyzna nie był karany. W ubiegłym roku został zatrzymany przez policję w związku z oskarżeniami jednej z uczennic. Z relacji nastolatki wynikało, że mężczyzna miał wysyłać jej liczne wiadomości, kwiaty i listy, statuetki, a nawet miał grozić jej spaleniem domu. Wobec mężczyzny nie zastosowano wówczas aresztu, tylko policyjny dozór. Ostatecznie sprawa została umorzona.
Jak informowaliśmy w lutym, sprawą nagrań na TikToka zajęło się biuro Rzecznika Praw Dziecka. Przekazano nam wówczas, że biuro „podjęło szereg czynności, w tym wystąpiło o usunięcie szkodliwych treści” i wystąpiło do prokuratury o akta umorzonej sprawy dotyczącej korepetytora.
„Materiały szkodliwe i potencjalnie zagrażające bezpieczeństwu dzieci”
Z naszych ustaleń wynika, że w sprawie interweniowali później także eksperci zespołu Dyżurnet.pl, reagującego na treści nielegalne i szkodliwe dla dzieci. Zespół działa w ramach NASK, czyli państwowego instytutu badawczego nadzorowanego przez Ministerstwo Cyfryzacji.
„W okresie od grudnia 2024 roku do lutego 2025 roku Zespół otrzymał 28 zgłoszeń dotyczących filmów użytkownika na platformie TikTok. Analiza tych treści wykazała, że mogą one wzbudzać uzasadnione zaniepokojenie. Nie zawierały jednak elementów, które w obecnym stanie prawnym można by jednoznacznie zakwalifikować jako nielegalne, co warunkuje możliwość podjęcia formalnych działań przez Dyżurnet.pl” – przekazano portalowi Gazeta.pl.
„Zespół Dyżurnet.pl ocenił zgłoszone materiały jako szkodliwe i potencjalnie zagrażające bezpieczeństwu dzieci. W związku z tym, dostęp do treści został zablokowany w zarządzanej przez NASK-PIB Ogólnopolskiej Sieci Edukacyjnej (OSE). Równolegle Dyżurnet.pl zgłosił sprawę do platformy TikTok w celu usunięcia materiałów. Pomimo początkowej odpowiedzi, że treści te nie naruszają zasad platformy, ostatecznie konto użytkownika wraz ze wszystkimi materiałami zostało usunięte” – czytamy.
Eksperci Dyżurnet.pl zaznaczają, że są w stałym kontakcie z biurem Rzecznika Praw Dziecka i innymi instytucjami. Z kolei biuro RPD przekazało nam przed kilkoma dniami, że „dostrzega przestrzeń do działań systemowych w zakresie wprowadzenia nowych rozwiązań regulujących pracę korepetytora, gdyż osoby wykonujące ten zawód mają osobisty i regularny kontakt z osobami małoletnimi”.