Jacek i jego żona prowadzili w Krakowie od 1992 roku wspólny biznes, handlując pieczywem w kiosku oraz tworzywami sztucznymi. Mieli dwoje dzieci: Pawła i Aleksandrę.
W 1997 roku Jacek związał się z rozwiedzioną Edytą, matką dziesięcioletniej Karoliny i Daniela. Rok później urodziła im się córka Wiktoria. W 2000 roku Jacek wprowadził się do Edyty, zamieszkując z nią, jej matką i czwórką dzieci, w tym jego córką Aleksandrą, która dołączyła w 2004 roku.
Edyta zajmowała się wychowaniem dzieci, utrzymując się z alimentów. Szczególnej opieki wymagała schorowana Wiktoria, co dodatkowo pogarszało trudną sytuację finansową rodziny.
Relacje między partnerami układały się dobrze, a dzieci Edyty polubiły Jacka. Młodsza córka Karolina zwracała się do niego „tato”.
Po rozstaniu z żoną Jacek kontynuował handel pieczywem, jednak w 2002 roku, z powodu długów i kiepskich wyników, zamknął piekarnię. Podkrakowskiej piekarni, prowadzonej przez braci znających Jacka od lat, był winien 4 tys. złotych. Zgodzili się poczekać na spłatę, rozumiejąc jego trudną sytuację. Po zamknięciu piekarni Jacek założył jednoosobową firmę, oferując drobne remonty. Właśnie wtedy jego klientem został Jerzy K. – nadkomisarz, który przez blisko dwie dekady służył najpierw w milicji, a potem w policji, specjalizując się w badaniach biologicznych w Laboratorium Kryminalistycznym KWP w Krakowie. Na emeryturę odszedł w sierpniu 2004 roku, z pozytywnymi opiniami przełożonych.
Nazywał ją księżniczką
Jerzy K. mieszkał w Krakowie przy ulicy Teligi, z żoną i synami. W przeszłości para adoptowała dziewczynkę, która po osiągnięciu pełnoletności zerwała z nimi kontakt. Los zetknął go z Jackiem, jego sąsiadem i znajomym. Gdy we wrześniu Jacek remontował łazienkę u K., poprosił o pomoc swoją córkę Aleksandrę. Chciał, żeby przyniosła mu narzędzia, których zapomniał z domu. Ta przyszła z Karoliną, pasierbicą Jacka.
Jerzy K. zaproponował Jackowi, aby codziennie przychodził z Karoliną. Po remoncie dziewczyna nadal go odwiedzała. Mężczyzna nie krył sympatii: zabierał ją na zakupy, kupował ubrania, fundował wycieczki, na które zabierał także swoją żonę, oraz opłacał kurs jazdy konnej.
Nazywał Karolinę „swoją księżniczką”, opowiadał o chęci pomocy jej i twierdził, że matka o nią nie dba. Dążył do adopcji, mówiąc, że „kupi ją za każde pieniądze”, jeśli rodzice odmówią. Znajomym zwierzał się z planów i zakochania w dziewczynce, kłamiąc, że Edyta chce oddać Karolinę do adopcji, a sprzeciwia się jedynie Jacek. Jerzy robił Karolinie zdjęcia, chwalił się nimi na komendzie, zabierał ją do pracy i miejskich lokali, a jego wyjątkowo emocjonalny stosunek do niej budził zaniepokojenie otoczenia.
Obsesyjne zainteresowanie Jerzego K. Karoliną przybrało na sile, gdy zaczął wmawiać Edycie, że dziewczynka źle się odżywia. Namówił ją na badania w Gdańsku, które sam zorganizował przez znajomego, uzyskując od mamy dziewczynki zgodę na wyjazd z Karoliną. Po powrocie dostarczył wyniki i kupił leki. Jego rodzina również zaangażowała się w życie dziewczynki – żona pomagała w matematyce, synowie w angielskim.
Karolina, onieśmielona drogimi prezentami i wyjątkową uwagą, polubiła Jerzego. To jednak nie wystarczyło. Obsesja mężczyzny rosła. Dziewczyna regularnie odwiedzała go, czasem zostając na noc. Jerzy K. zuchwale przejmował kontrolę nad jej życiem, planując nawet wybór jej przyszłych studiów.
Odmowa była ciosem dla Jerzego
Relacje Jerzego z Jackiem i Edytą stały się niezwykle bliskie – Jerzy bywał u nich kilka razy w tygodniu. W tym czasie Jacek zwierzył się policjantowi ze swoich długów, tragicznej sytuacji finansowej i problemów zdrowotnych Wiktorii, które wymagały leczenia. Jerzy K. z niepokojącą dociekliwością wypytywał o ich finanse.
Początkowo Edyta tolerowała rosnące zainteresowanie Jerzego jej córką, Karoliną, jednak z czasem zaczęła dostrzegać niepokojące zmiany w zachowaniu dziewczynki. Wtedy Jerzy złożył szokującą propozycję: 25 tysięcy złotych na operację Wiktorii w zamian za przejęcie opieki nad Karoliną, obiecując jej „lepsze warunki”. Para kategorycznie odmówiła, a wszelkie sugestie nieformalnej opieki również spotkały się ze sprzeciwem.
Odmowa uderzyła w Jerzego K. Zrozpaczony, postanowił zniszczyć związek Jacka i Edyty. Rozsiewał podstępne plotki: Edycie mówił o rzekomej nieszczerości Jacka, jego ukrytym koncie i zainteresowaniu innymi kobietami; Jackowi zaś wmawiał, że Edyta ma „nieciekawą przeszłość” i liczne romanse. Para szybko zdała sobie sprawę, że Jerzy celowo ich nastawia przeciwko sobie.
Gdy manipulacje zawiodły, Jerzy K. sięgnął po ostateczność, wciągając w sprawę Tomasza K. Policjant poznał go w 2003 roku na giełdzie. Tomasz K., prowadzący firmę komputerową od 1997 roku i mieszkający pod Andrychowem, spotykał się z klientami w Krakowie, najczęściej w barze „Dziewiątka”.

Jerzego i Tomasza łączyły zażyłe kontakty, wykraczające poza sferę zawodową. Często widywali się w krakowskich pubach. Tomasz, codziennie dojeżdżający do Krakowa fordem, wynajął jesienią 2002 roku magazyn na części komputerowe, w którym od marca 2003 spędzał niemal każdą chwilę, nawet nocując. Jego firma podupadała, a rosnące długi za czynsz doprowadziły go do poważnych problemów finansowych.
Wtedy właśnie Jerzy K. zwierzył się Tomaszowi, że chce przejąć opiekę nad Karoliną, oskarżając parę o złe traktowanie dziewczynki. Tomasz K., który podczas jednego ze spotkań poznał Jacka osobiście, usłyszał od Jerzego perfidny plan: zorganizowanie napadu na mieszkanie. Scenariusz zakładał pobicie Jacka i kradzież kosztowności, co miało wyglądać na próbę „odzyskania” długu i skutecznie zmylić tropy śledczych. Jerzy K. zlecił Tomaszowi całą logistykę napadu i werbunek wykonawców.
W marcu 2004 roku Andrzej K. odebrał telefon. Po drugiej stronie słuchawki Tomasz K. przedstawiał szczegóły „zlecenia” – stawką było 600 złotych. Mężczyźni spotkali się w krakowskiej „Dziewiątce” przy ulicy Szewskiej. Po krótkiej rozmowie Jerzego K. i Tomasza na osobności, ten drugi poinformował Andrzeja o szczegółach napaści.
Andrzej zwerbował Tomasza R., znanego z agresji. Tuż przed wejściem do mieszkania Jacka i Edyty, Tomasz K. wydał ostatnie instrukcje: napastnicy mieli zażądać zwrotu 4 tysięcy złotych długu za pieczywo – co miało zmylić prawdziwy motyw.
22 marca 2004 roku trójka mężczyzn ruszyła do Krakowa. Po godzinie 19:00 stanęli przed drzwiami. Otworzyła Edyta, która, sądząc, że to klienci męża, zaprosiła ich do środka. W kuchni jeden z napastników rzucił do Jacka: „Jest sprawa. Zadawałeś się z nieodpowiednią kobietą i mamy zlecenie.”
Gdy Jacek próbował zaprzeczyć, do kuchni weszła Edyta. Napastnik rozkazał jej milczeć, a następnie kopnął ją w głowę. Gdy kobieta próbowała się podnieść, rozbił jej okulary. Jacek ruszył na pomoc żonie, usłyszał jednak mrożącą krew w żyłach groźbę: „Siadaj, albo przestrzelimy ci kolana.” Dopiero po wielu miesiącach okazało się, że napastnicy byli bez broni.
Jeden ze sprawców wyprowadził Edytę z kuchni. Drugi brutalnie zaatakował Jacka, kopiąc go i bijąc pięściami po twarzy. Ofiarą padł również nastoletni syn Edyty. Kiedy jeden z napastników groził Jackowi, Karolina, jego pasierbica, protestowała, mówiąc, że Jacek jest dla nich dobry. W odpowiedzi napastnik ponownie uderzył Jacka.
Po pewnym czasie opuścili mieszkanie. Przerażony Jacek nie zgłosił się ani do lekarza, ani na policję. Sprawcy zabrali telefon komórkowy Edyty i puchową kurtkę, którą śledczy odnajdą u jednego z nich kilka miesięcy później. Przed odejściem, jeden z napastników ostrzegł domowników: mają milczeć, bo dom jest pod obserwacją, a oni mają „człowieka” w policji.
Po wszystkim Tomasz K. zadzwonił do Jerzego K., informując: „robota” skończona, jadą do „Dziewiątki”. Tam Jerzy wypytywał o szczegóły akcji. Gdy Tomasz sugerował zapłatę, Jerzy wyciągnął pieniądze, wręczając jednemu napastnikowi 600, drugiemu 100 złotych. Rozstali się, a trzech mężczyzn wróciło do Andrychowa.
Przerażeni Jacek i Edyta szukali wsparcia u Jerzego. Ufali mu, relacjonując przebieg brutalnego ataku. Jerzy K. z cynicznym spokojem zapewnił, że dzięki swoim „kontaktom” ustali motywy napadu. Odradził jednak zgłaszanie sprawy policji, sugerując, że ofiary mogą na tym ucierpieć.
Dwa dni później Jerzy spotykał się z Edytą. Zaprezentował jej zmyśloną wersję wydarzeń: były mąż rzekomo ją oczernia, a była teściowa, planuje odebrać jej prawa do opieki nad Karoliną. Aby uwiarygodnić te rewelacje, Jerzy odtworzył Edycie nagranie z głosem niezidentyfikowanego mężczyzny, przedstawionego jako „bliski sąsiad byłego męża”.
27 marca 2004 roku, pięć dni po napadzie, na polecenie Jerzego, Andrzej K. kontaktuje się z Edytą. Żąda rozmowy z Jackiem i pyta, czy ten zgromadził już całą kwotę. Jacek odpowiada, że miał dwa tygodnie na zebranie pieniędzy i nie dysponuje taką sumą. Mimo to ma udać się w okolice placu przy ulicy Jerzmanowskiego. Tam Andrzej grozi mu, że jeśli pieniądze nie zostaną zwrócone, „dług przejmą inni, a dzieci będą latać.” Po tych słowach odchodzi.
Godzinę później Andrzej dzwoni ponownie, stawiając ultimatum: Jacek ma godzinę na zebranie całej kwoty. Para w panice próbuje zdobyć pieniądze, które ostatecznie ma przekazać oprawcom Daniel, syn Edyty. Po wszystkim Tomasz, koordynator akcji, dzwoni do Jerzego i relacjonuje przebieg wymuszenia.
Siedem dni po napadzie, Jacek przełamuje strach i składa zawiadomienie na policję.
Tomasz K. nawiązuje kontakt z byłym mężem Edyty. Pod pretekstem „rozmowy o kobiecie i dzieciach” umawia się z nim w restauracji przy ulicy Gołębiej w Krakowie. Tam Tomasz ujawnia kulisy niedawnego napadu i bez ogródek pyta o możliwość „dojechania” Edyty, zapowiadając kolejną akcję za kilka dni. Były mąż Edyty nie przekazuje żadnych informacji, ale też nie zgłasza niepokojącej rozmowy policji.
W kwietniu 2004 roku w „Dziewiątce” dochodzi do kolejnego spotkania. Jerzy K., Tomasz K. i Andrzej K. omawiają sytuację. Policjant informuje ich, że Edyta złożyła zeznania, a na ich podstawie sporządzono portrety pamięciowe napastników. Jerzy cynicznie sugeruje, że trzeba działać, aby „Edyta przestała bruździć”, proponując ponowne wtargnięcie do jej mieszkania i kradzież dokumentów.
8 kwietnia dochodzi do drugiego ataku na mieszkanie. Tym razem Andrzej K. bierze do pomocy Daniela. Razem wchodzą do mieszkania Edyty. W środku, oprócz niej, są Jacek i Karolina. Kiedy Edyta otwiera drzwi, napastnicy uderzają ją dwukrotnie w twarz. Jacek F., wciąż osłabiony po poprzednim napadzie, z trudem się porusza i nie jest w stanie jej pomóc. Sprawcy kradną portfel Edyty, a w nim… wezwanie na policję w sprawie sporządzenia portretów pamięciowych po wcześniejszym ataku. To zdarzenie brutalnie podważa wiarygodność Jerzego, który wcześniej celowo wprowadził Edytę w błąd.
Po wyjściu z mieszkania Edyta obserwuje napastników. Widzi, jak wsiadają do ciemnego Fiata 126p z białymi napisami, odjeżdżającego w kierunku Wieliczki. Numerów rejestracyjnych nie udaje jej się odczytać.
Po napadzie Andrzej, Tomasz i Daniel kierują się pod Komendę Wojewódzką Policji w Krakowie. Parkują niedaleko budynku, gdzie wkrótce pojawia się Jerzy K., wychodząc z komendy. Napastnicy przekazują mu skradzione przedmioty.
W tym samym czasie Jacek, przekonany, że motywem napaści jest dług w piekarni, kontaktuje się z właścicielami i proponuje im spłatę zadłużenia w ratach. Bracia, choć zaskoczeni telefonem, zgadzają się.
Edyta, nieświadoma cynicznej gry, zabezpiecza niedopałki papierosów pozostawione przez sprawców. Informuje o tym telefonicznie Jerzego, który natychmiast przekazuje tę informację napastnikom, gdy ci spotykają się pod komendą.
Po brutalnym, kolejnym ataku na Edytę i Jacka, policja – obawiając się o ich bezpieczeństwo – zasugerowała natychmiastową przeprowadzkę. Tego samego dnia Jerzy K. pojawił się u Edyty. Kiedy ta opowiedziała mu o napadzie i policyjnej propozycji, Jerzy z miejsca zaoferował Karolinie zamieszkanie u siebie, obiecując „doskonałą opiekę”. Karolina, pod wpływem ostatnich wydarzeń i obietnic, przyjęła tę propozycję. Edyta, wraz z dwójką pozostałych dzieci, Danielem i Wiktorią, szukała schronienia w ośrodku dla ofiar przemocy domowej. Jacek, z przyczyn proceduralnych, nie mógł do nich dołączyć, dlatego przebywał u syna z pierwszego małżeństwa oraz u swoich rodziców.
W międzyczasie Jacek, wciąż wstrząśnięty, zwierzył się ze swoich problemów klientce, której remontował mieszkanie. Kobieta zaoferowała mu tymczasowe zamieszkanie w mieszkaniu na czas wykonywanych prac. Jacek skorzystał z tej propozycji. W tym samym czasie Jerzy K. nie ustawał w próbach, kontaktując się z synem Jacka, by ustalić jego aktualne miejsce pobytu.
Sprawa przybierała coraz bardziej niepokojący obrót. Po tym, jak Karolina zamieszkała u Jerzego K., mężczyzna miał rozpocząć intensywną manipulację nastolatką. Według relacji Jerzy przekonywał Karolinę, że jej matka chce się jej pozbyć, celowo utrudniał im kontakt i groził, że jeśli dziewczyna opuści jego mieszkanie, trafi do domu dziecka. Winą za całą sytuację i ich rozłąkę miał obarczyć Jacka.
21 kwietnia 2004 roku Jerzy K. niespodziewanie przywiózł Karolinę do schroniska, w którym przebywała jej matka. Dziewczyna miała pretensje do Edyty, że „zostawiła ją” u niego, i powtórzyła wszystkie słowa, którymi mężczyzna ją karmił. Zachowanie Jerzego, który osobiście przyjechał z dziewczynką do ośrodka, wzbudziło podejrzenia wśród pracowników placówki. W odpowiedzi na to Edyta natychmiast zwróciła się do kierownictwa z prośbą o pozwolenie Karolinie na pozostanie z nią w schronisku. Ostatecznie, tak też się stało.
Fałszywe tropy i przerażające zlecenie
26 kwietnia Jerzy K. składa zawiadomienie na Komendzie Miejskiej Policji w Krakowie. Zeznaje, że on i jego żona otrzymują pogróżki, mające rzekomo związek z „atakami na mieszkanie jego przyjaciół”. Jak później ujawnią śledczy, autorem tych wiadomości jest Tomasz K., działający w porozumieniu z Jerzym.
Jednocześnie Jerzy K. usiłuje wyciągnąć od prowadzących śledztwo policjantów informacje o postępach w sprawie napadów na dom Jacka i Edyty. Przekonuje funkcjonariuszy, że jest ich przyjacielem i chce pomóc. Policja jednak nie udziela mu żadnych informacji.
Dochodzi do kolejnego spotkania Jerzego z Tomaszem w barze „Dziewiątka”. Policjant relacjonuje stan spraw i przekonuje, że Edyta „nagadała na nich na policji”. Wzburzony dodaje, że „obiecał sobie, obiecał żonie, obiecał Karolinie, że ją adoptuje, a na przeszkodzie stoi mu Edyta i Jacek”. Obawia się, że para zaczyna domyślać się, kto jest faktycznym zleceniodawcą napadów, ponieważ podczas ostatniego wtargnięcia jeden z napastników ujawnił informację, którą Edyta znała tylko od Jerzego.
Po tym wszystkim Jerzy K. wypowiada przerażające słowa: „nie wiem, jak to zrobicie, ale ja chcę się pozbyć Jacka.” Dodaje również, że „dobrze by było, aby jej też nie było, albo żeby była sparaliżowana, byle by tylko nie mogła się opiekować dziećmi.”
Tomasz próbuje namówić do udziału w tej makabrycznej akcji Andrzeja K., tego samego, który dwukrotnie napadł już na dom Edyty i Jacka, ale ten odmawia.
Pod koniec kwietnia Edyta z dziećmi wraca do mieszkania przy ulicy Teligi w Krakowie. Niemal natychmiast otrzymuje niepokojącą wiadomość od sprawców napadu. Jacek również wraca do domu. W połowie maja, policjanci, w ramach prowadzonego śledztwa, montują monitoring na klatce schodowej prowadzącej do mieszkania pary.
17 czerwca 2004 roku. Tomasz K. wyrusza na spotkanie z Danielem i Romanem, który – nieświadom do końca w czy bierze udział – towarzyszy im w podróży.
O 6:01 Tomasz kontaktuje się z Jerzym K. Kilka minut później spotykają się naprzeciwko przystanku tramwajowego na ulicy Teligi. Daniel i Roman czekają w samochodzie.
O 6:11 Jacek. wychodzi z domu. Gdy Jerzy K. dostrzega go na przystanku, daje sygnał Tomaszowi. Daniel podchodzi do Jacka, twierdząc, że „piekarze” chcą z nim rozmawiać o długu. Jacek odpowiada, że sprawa jest załatwiona i spłaca raty. Daniel upiera się, proponując wyjaśnienie sprawy i podwiezienie do pracy.
Jacek wsiada na tylne siedzenie, między Romanem a Danielem. Tomasz K. prowadzi. Kilka minut później auto zatrzymuje się w ustronnym miejscu na Nowym Bieżanowie. Tam porywacze krępują Jacka, wrzucają go do bagażnika i ruszają w kierunku Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie.
Tymczasem Jerzy K. o 6:15 wsiada w tramwaj, udaje się na Kazimierz, wypłaca 1000 złotych, a o 7:04 jest już w pracy, na komendzie. Tomasz z kompanami parkują auto pod komendą i dzwonią do Jerzego. Ten dwukrotnie wychodzi z budynku (7:32 i 7:54), by podejść do samochodu Tomasza K.
Jerzy K. otwiera bagażnik i mówi: „Jacek, porozmawiamy sobie cwaniaczku.” Zamyka klapę i wraca na komendę. Trójka mężczyzn odjeżdża. Roman, jeden z napastników, jeszcze przed pojawieniem się Jerzego sugeruje wypuszczenie Jacka, ale nikt go nie słucha. Roman i Daniel otrzymują po 750 złotych za pomoc we „wzięciu człowieka do bagażnika”. Tomasz K. otrzymuje pieniądze od Jerzego pod komendą. Cała trójka rusza w stronę Jeziora Rożnowskiego.
Tam Jacka bito, najprawdopodobniej zadano mu ciosy nożem w nogi – być może próbował uciekać. Duszono go, a ostatecznie, spętane drutem ręce i nogi obciążono kamieniami i wrzucono do Jeziora Rożnowskiego.
Tuż po zaginięciu Jacka, 17 czerwca, Edyta próbowała nawiązać z nim kontakt. Nikt jednak nie wiedział, co się stało z mężczyzną. Dzień później Edyta złożyła oficjalne zawiadomienie na policji.
Policjanci prowadzący śledztwo zeznali później, że Jerzy K. kontaktował się z nimi, usiłując wyciągnąć informacje. Przekonywał, że jest przyjacielem zaginionego Jacka i prowadzi własne poszukiwania.
28 czerwca 2004 roku do mieszkania Jerzego przyszły Karolina i Aleksandra. Mężczyzna poinformował Aleksandrę, że „po komisariacie chodzą takie plotki, że w bunkrach za szpitalem znaleziono ubranie i telefon komórkowy taty”. O tej rozmowie dziewczynka opowiedziała rok później swojej babci, gdy obie odwiedzały grób Jacka.
Pod koniec czerwca Tomasz K. spotkał się z Andrzejem K., tym samym, który wcześniej odmówił udziału w ostatniej akcji. Tomasz opowiedział mu przerażającą prawdę: Jacek całą drogę do Jeziora Rożnowskiego jechał w bagażniku. W trakcie podróży sprawcy mieli się zatrzymywać, by go bić, a po dotarciu nad wodę – wrzucić do jeziora.
1 lipca 2004 roku przypadkowe osoby zauważyły unoszące się zwłoki na tafli jeziora. To, że było to ciało poszukiwanego Jacka F., śledczy potwierdzili dopiero 22 sierpnia 2004 roku, po wykonaniu badań DNA.
Zaledwie siedem dni po odnalezieniu ciała Jacka, policja zatrzymuje Tomasza K. Okazuje się, że to on na początku maja 2004 roku sprzedał w lombardzie skradziony z mieszkania Edyty telefon. Co kluczowe, posłużył się własnymi danymi i dowodem osobistym. Telefon, namierzony w lipcu, doprowadził śledczych prosto do Tomasza.
Tuż po zatrzymaniu Tomasza, Jerzy K. kontaktuje się z Andrzejem K. Spotykają się w jednym z lokali. Jerzy potwierdza Andrzejowi, że Jacek nie żyje. Bezdusznie dodaje, by nie przejmował się już Jackiem, bo „z dna jeziora już nic nie ruszy”. Następnie zleca Andrzejowi znalezienie „chłopaków”, bo, jak to ujął, „chce dojechać Edytę”.
Do kolejnego spotkania dochodzi 14 sierpnia 2004 roku w Kętach. Mimo nalegań Jerzego Andrzej nie podejmuje żadnych działań. Nie szuka nikogo do wykonania zlecenia, nie daje Jerzemu żadnych namiarów.
28 września Andrzej K. i Tomasz R. zostają zatrzymani przez policję. To właśnie oni dokonali pierwszego napadu na mieszkanie Jacka i Edyty.
W sierpniu 2004 roku Jerzy K. odchodzi na emeryturę, ale już 29 września 2004 roku zostaje zatrzymany. W listopadzie wpada Daniel P., a 11 marca 2006 roku Roman K.
Daniel, Andrzej, Tomasz i Roman poddają się badaniom wariografem. Daniel próbuje zakłócić ich przebieg, a Andrzej i Tomasz reagują emocjonalnie na pytania dotyczące przedmiotów przyczepionych do ciała ofiary.
Jerzy K. odmawia badania wariografem i nie przyznaje się do winy. Podczas przesłuchań zeznaje, że Karolinie pomagał z czysto altruistycznych pobudek i nigdy nie było mowy o adopcji. Twierdził również, że miał „pewne obiekcje natury wizażowej”, zastanawiając się, jak to zostanie odebrane, że 51-letni mężczyzna jest widywany w różnych miejscach z 11-letnią dziewczynką.
Sąd uznał, że zeznania byłego policjanta pozostają w sprzeczności z całym materiałem dowodowym i skazał go na 25 lat więzienia.
Tomasz K. również usłyszał wyrok 25 lat więzienia. Daniel P. trafił za kratki na 10 lat, Roman K. na 12 lat, a Andrzej K. i Tomasz R. na 2 lata i 6 miesięcy więzienia.
Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: dawid.serafin@firma.interia.pl