„– Co to są te?

– Spółdzielcze punktowce.

– Aa…

– Panie Dyrektorze, tu jest jezioro.

– Aa. To nie, nie, nie, nie, to nie, nie, nie. A nie, dobrze! To jezioro damy tutaj, a ten niech sobie stoi w zieleni”.

– ten słynny dialog z kultowej komedii Stanisława Barei „Poszukiwany, poszukiwana” to idealne wprowadzenie do tematu mieszkań spółdzielczych, a ściśle słynnego peerelowskiego systemu książeczek na te mieszkania. Jest on często określany jako największa piramida finansowa Polski Ludowej – czy zasadnie?

– Przykry finał systemu zbiorowego oszczędzania na cele mieszkaniowe z okresu PRL-u powoduje, że system bywa czasem nazywany piramidą finansową, bo żyje jeszcze sporo osób, które czują się oszukane przez państwo – zauważa Andrzej Prajsnar, ekspert portalu RynekPierwotny.pl

Przypomina, że niedawno o prawo posiadaczy książeczek do łatwiejszego wykorzystania premii gwarancyjnej upomniał się Rzecznik Praw Obywatelskich.

– Tyle, że premia nie stanowi pełnej rekompensaty za oszczędności „zjedzone” przez inflację – dodaje ekspert.

Peerelowski cud mieszkaniowy

Jak przypomina ekspert, idea książeczek mieszkaniowych z premią pojawiła się w Polsce pod koniec lat 50., kiedy na fali odwilży porzucono poprzedni model rozwoju „mieszkaniówki”.

– Obywatele poprzez swoje oszczędności mieli w większym stopniu partycypować w kosztach budowy mieszkań czynszowych, co akcentował m.in. Władysław Gomułka. Zasady oszczędzania na książeczkach mieszkaniowych przez kolejne dekady oczywiście wielokrotnie się zmieniały. Do końca PRL-u obowiązywało Zarządzenie Prezesa Narodowego Banku Polskiego z dnia 21 kwietnia 1983 r. – wyjaśnia Andrzej Prajsnar.

Zgodnie ze wspomnianym zarządzeniem, środki z książeczek mogły służyć do finansowania budownictwa spółdzielczego (wkłady na mieszkania spółdzielcze) oraz budownictwa indywidualnego.

– System zachęt do oszczędzania był ciekawy. Wyznaczono konieczne okresy systematycznego oszczędzania i minimalną wysokość wpłat miesięcznych. Jeśli wzrost przeliczeniowych kosztów budowy (obliczany na podstawie urzędowego wskaźnika) był większy od oprocentowania wkładu, państwo przyznawało premię gwarancyjną dla regularnie oszczędzających – tłumaczy ekspert.

System książeczek mieszkaniowych – pierwsze załamanie

Ten rys historii przypominający genezę peerelowskiego sytemu zbiorowego oszczędzania na własne „M” wskazuje, że nie został zaprojektowany jako piramida finansowa. Jest jednak jedno „ale”.

– Trzeba pamiętać, że działał on w bardzo specyficznych realiach gospodarczych PRL-u. Już pod koniec lat 70. centralnie sterowana gospodarka popadła w duże kłopoty, co skutkowało wydłużaniem się kolejki po przydział mieszkań spółdzielczych – zauważa Andrzej Prajsnar.

Wskazuje na analizę, z której wynika, że mieszkaniowa kolejka wydłużała się również w kolejnej dekadzie.

– Dane z 1985 r. wskazują, że wówczas w kolejce po mieszkanie czekało 731 tys. spółdzielców i ponad 2,1 mln kandydatów na członków spółdzielni. Więcej niż połowa oczekujących miała pełny wkład na spółdzielcze „M”. Wyniki z 1988 r. nie wyglądały wcale lepiej – liczba spółdzielców w kolejce pobiła rekord (867 tys., w tym 533 tys. członków spółdzielni z pełnym wkładem oczekujących co najmniej 7 lat). Ubyło natomiast kandydatów na członków spółdzielni (ok. 1,7 mln) – wylicza ekspert.

System książeczek mieszkaniowych – premie gwarancyjne mrzonką

Stopniowo załamywał się również system premii gwarancyjnych. W 1985 roku został mocno ograniczony, zwłaszcza w przypadku budowy domów. Ograniczenia te znacząco wpłynęły na funkcjonowanie rynku budowlanego.

– Warto pamiętać, że gwarancja wartości wkładów oszczędnościowych (przy oszczędzaniu na mieszkanie obejmująca koszt budowy do 55 m kw.), opierała się na przeliczeniowych kosztach budowy, a nie ogólnym wskaźniku inflacji. Wraz z wydłużaniem się kolejek po spółdzielcze mieszkanie, gwarancja utrzymania siły nabywczej wkładu (oparta na oficjalnych kosztach budowy) była coraz bardziej fikcyjna. Realny był natomiast spadek wartości pieniądza. Przypomnijmy, że skumulowana inflacja za okres od początku 1988 r. do końca 1990 r. wyniosła 3757 proc. – mówi Prajsnar.

System książeczek mieszkaniowych – trzecie definitywne załamanie

Idea książeczek mieszkaniowych załamała się po raz trzeci i tym razem w sposób definitywny. Stało się to w czasach transformacji gospodarczej, która radykalnie zmieniła rynek mieszkaniowy – powrotu do książeczek już nie było.

– Kluczowe znaczenie miał artykuł 13 ustawy z dnia 28 lipca 1990 roku o zmianie ustawy – Kodeks cywilny (Dz.U. 1990 nr 55 poz. 321). Zgodnie z rozwiązaniem przyjętym przez ówczesny Sejm, przepisy o sądowej waloryzacji nie miały zastosowania m.in. do książeczek mieszkaniowych. Trzy lata później zapadła Uchwała Sądu Najwyższego z dnia 29 lipca 1993 r. (III CZP 58/93) potwierdzająca brak możliwości sądowej waloryzacji wkładów na książeczkach mieszkaniowych – wyjaśnia ekspert portalu RynekPierwotny.pl.

Ekspert: „Temat książeczek nie został załatwiony przez 35 lat”

Z czasem roszczenia o pełną waloryzację wkładów na książeczkach mieszkaniowych były podnoszone coraz rzadziej.

– Obecnie posiadacze książeczek rzadko korzystają z premii gwarancyjnych – w porównaniu do sytuacji np. sprzed 25 lat. W aktualnej formie te premie są częściową rekompensatą za oszczędności „zjedzone” przez inflację. Dlatego Rzecznik Praw Obywatelskich rok temu znów zaapelował o ułatwienie wypłat premii gwarancyjnych poprzez rozszerzenie listy czynności nagradzanych premią. To ważna kwestia, bo wciąż nie zlikwidowano ok. miliona książeczek mieszkaniowych. W 2024 r. premie o średniej wartości 20 000 zł wypłacono z tytułu likwidacji tylko około 6 200 książeczek – zauważa Prajsnar.

Udział
Exit mobile version