Odsunięcie PiS od władzy 15 października to najważniejsze polityczne osiągnięcie Donalda Tuska. Powstanie Platformy Obywatelskiej, zrobienie z niej dominującej siły na polskiej scenie, podwójnie wygrane wybory w 2007 i 2011 roku czy stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej w latach 2014-2019 to wpisy w CV, których nikt w Polsce nie ma, ale przegrana w boju o wszystko z „siłami zła” 15 października 2023 podlałaby to wszystko sosem porażki. Tusk jednak – z pomocą głosujących na siły koalicji Polek i Polaków – to dowiózł i nikt mu tego nigdy nie zabierze. Po roku od tego zwycięstwa przed Donaldem Tuskiem stoją jednak wyzwania, przy których ogromny sukces z 2023 wydaje się spacerem w parku. Oto one.

Wyzwanie 1: Dowieźć zwycięstwo w wyborach prezydenckich

Politycy przyzwyczaili nas do tego, że każde wybory są ważniejsze od poprzednich. Ma to wyborców mobilizować, ale też służy jako doskonała wymówka. Gdybyśmy tylko mieli Senat, gdybyśmy tylko mieli większość konstytucyjną, gdybyśmy tylko mieli samodzielne rządy, gdybyśmy tylko mieli prezydenta, to wszyscy byście zobaczyli, jak wasze, drodzy wyborcy, marzenia o Polsce się materializują. A więc spotkajmy się przy urnach, jeszcze ten jeden raz. Tylko że tym razem to prawda.

Mijający rok rządów koalicji 15 października (lub koalicji 13 grudnia, jak mówią jej przeciwnicy) pokazuje, co można, a czego nie można przy wrogim prezydencie. Sami politycy KO i niektórzy dziennikarze odliczają dni do końca kadencji Andrzeja Dudy, nakręcając oczekiwania na zwycięstwo kandydata KO w wyborach 2025. Problem w tym, że droga do tego zwycięstwa jest daleka i pełna wrogów tak zewnętrznych, jak i wewnętrznych.

O roli PiS nie ma się co rozpisywać. Kandydat Prawa i Sprawiedliwości – o którym na razie wiemy, że ma być „relatywnie młody” – zrobi wszystko, żeby powtórzyć udaną kampanię Andrzeja Dudy. To z pewnością będzie mężczyzna (to znów będą wybory spośród mężczyzn) z drugiego czy trzeciego szeregu, a więc zabójczo zdeterminowany i gotowy dosłownie na wszystko. Na co jednak będą gotowi koalicjanci KO? Co z ambicjami Szymona Hołowni, ilu kandydatów wystawi Lewica i jak będą się zachowywać w kampanii oraz przed drugą turą?

Nie ma takiej wady wzroku, która nie pozwoli dostrzec, że koalicjanci żyją w cieniu jednoosobowych rządów Donalda Tuska (o czym niżej). Wybory prezydenckie, te najbardziej bezpośrednie z wyborów bezpośrednich, naturalnie wyzwalają osobiste ambicje, których w polityce i tak jest dużo. Jeśli właśnie wtedy Szymon Hołownia z wdziękiem politycznego kamikaze postanowi wybić się na niepodległość, czeka nas polityczna wojna domowa po stronie demokratycznej, przy której prztyczki na linii PiS-Solidarna Polska będą jak bitwa na poduszki. Wielu wyborców pamięta Hołowni jego hamletyzowanie przed drugą turą w 2020, kiedy to niby poparł Rafała Trzaskowskiego. Jeśli zdecyduje się na sequel, może być (nie)wesoło. O Lewicy z kolei można powiedzieć jedno: do ostatniej sekundy nie będzie wiadomo, co zrobi poza tym, że na dziesięć wypowiedzi Adriana Zandberga w kampanii dziewięć będzie dotyczyć kandydata KO. A ostatnia Donalda Tuska. 

Najzagorzalsi kibice Donalda Tuska zadbają zapewne już o to, żebyśmy uznali, że w wyniku potencjalnej porażki z kandydatem PiS winni będą wszyscy od lewicy, przez symetrystów, po PSL i Hołownię, tylko nie Donald Tusk. Ale fakty są takie, że to szef rządu i największej partii ma najwięcej narzędzi – od wyboru kandydata, taktyki wyborczej i budżetu na kampanię – żeby dowieźć to zwycięstwo. Już raz to zresztą zrobił: rok temu 15 października.   

Wyzwanie 2: Dowieźć obietnice po wygranych wyborach prezydenckich

Dziś wiele niezrealizowanych obietnic koalicji rozbija się o weto Andrzeja Dudy. Jego odejście z urzędu i przejęcie „dużego pałacu” ma być remedium na wszystkie niedomagania dokonującego depisyzacji rządu. I to prawda, ale częściowa. Jest jasne, że nareszcie zostanie w pełni zalegalizowane przejęcie mediów publicznych (dziś w permanentnej „likwidacji”), zmieni się ustrój sądów, ustawa o Krajowej Radzie Sądownictwa i skończą się cyrki w relacjach rządu z prezydentem, ale… wstrzymajcie konie, bo to już z grubsza tyle. Bo „nasz prezydent i nasz premier” będą się nadal musieli mierzyć z nieusuwalnym wetem koalicjantów w sprawach aborcji, praw osób LGBT+, rozmiarem wsparcia dla deweloperów czy polityki migracyjnej. A oczekiwania, szczególnie dotyczące praw kobiet, wrócą z ogromną mocą, wzmocnione jeszcze przez głos bardziej liberalnych niż społeczeństwo mediów. I znów „życzliwi” będą celownik krytyki kierować na Kosiniaka-Kamysza i Hołownię, ale to nie oni będą obiecywali w kampanii prezydenckiej, że załatwią sprawy kobiet. 

Skończy się zwalanie – częściowo słuszne – winy na hamulec ręczny w ręku Andrzeja Dudy. Zaczną się tarcia w obozie demokratycznym i trzy lata pełni władzy w Polsce. A PiS zamówi popcorn i będzie czekał na swoją szansę. Naprawdę łatwiej już było. 

Wyzwanie 3: Wygrać wybory w 2027

Nikt nie wie, co będzie za trzy lata. Nie w czasach, kiedy czasami trudno przewidzieć, co stanie się za trzy dni. Ale perspektywa wyborów parlamentarnych w roku 2027 to polityczna konieczność i jedno z najbardziej palących wyzwań stojących teraz przed Tuskiem. Za trzy lata – zobaczycie, jak szybko to zleci – koalicja nie będzie mogła grać emocją odsunięcia Kaczyńskiego od władzy przez mających szuflady pełne ustaw demokratów. Koalicja – jeśli sprawy nie pójdą po myśli Tuska – może być w 2027 roku, starym, zmęczonym sobą i władzą przedsięwzięciem z tłustymi kotami w spółkach, nieuniknionymi porażkami i Tuskiem jeszcze częściej otwarcie dystansującym się od swojego rządu. Jeśli dodamy do tego Jarosława Kaczyńskiego i Mateusza Morawieckiego, którym być może nie uda się postawić żadnych zarzutów za lata 2015-2023, trudno będzie o ponowną mobilizację 74 proc. wyborców.

Dlatego tak ważne będą konkrety, konkrety i jeszcze raz konkrety – wyborcy muszą czuć, że przez cztery lata rządów koalicji nie tylko rozliczano PiS, ale też, że życie wyborców się poprawiło, a ich aspiracje są wspierane przez sprawne państwo. Nic prostszego, prawda?   

Wyzwanie 4: Rozmontować jednosoobowy system Tuska

Donald Tusk w 2027 roku skończy 70 lat. Nawet Leszek Balcerowicz nie postuluje podniesienia wieku emerytalnego do tej granicy. Nie piszę tego z „ejdżyzmu” – jeśli będziemy mieli pecha, władzę nad euroatlantyckim światem przejmie w listopadzie 78-letni Donald Trump. Donald Tusk musi jednak pracować nad planem na przyszłość i kolejnym szefem lub szefową KO.

Tymczasem wszystko idzie w odwrotną stronę. Rząd i koalicja zmieniają się bowiem w jednoosobową działalność (szczęśliwie nie gospodarczą) Donalda Tuska. Jest oczywiste, kto rządzi i szef KO nie waha się tego na każdym kroku okazywać. A to minister ma wyjść z rządu i w dwie godziny załatwić wycofanie alkotubek ze sprzedaży, a to wicepremier ma w weekend przygotować ustawę chroniącą polski mundur, a to szef rządu tweetem ogłasza, że władze TVP robią głupio i trzeba coś zrobić z Przemysławem Babiarzem. Symbolem „jednoosobowych” rządów szefa KO jest prośba, jaką Donald Tusk skierował do siatkarza Tomasza Fornala o pomoc w mobilizowaniu ministrów. Przypomnę, że Tomasz Fornal zasłynął nie tylko swoją grą na igrzyskach olimpijskich, ale też frazą „napierd… się z nimi, k…”.

Do tego dochodzi biologiczna wręcz niezdolność szefa rządu do przyznania się do błędu: zawsze ktoś inny w jego rządzie czy koalicji ponosi winę i to Tusk musi wkraczać i jak zawsze wszystko prostować. Jest oczywiste, że jeśli przyjdzie Donaldowi Tuskowi wycofać się z własnego kontrowersyjnego pomysłu zawieszenia prawa do azylu, wina spadnie na losowo wybranego wiceministra. Donald Tusk to nowoczesny polityk, ale niektóre metody pochodzą z niesławnej polskiej szkoły zarządzania z lat 90.

Być może w czteropartyjnej koalicji inaczej się nie da, ale oczywistym jest, co stanie się z główną partią rządzącą po odejściu Tuska. Tomasz Siemoniak lub Marcin Kierwiński na czele i spokojne 8 lat w opozycji. Opozycji wobec rządzącego PiS.

Wyzwanie 5: Zadbać o nieśmiertelność Jarosława Kaczyńskiego

– Nie ma już III RP, państwa ułomnego, ale przynajmniej udającego praworządność. Gdy zmieni się władza, trzeba będzie stworzyć system, który nie będzie tak łatwy do podważenia. Konstytucja uchwalona w 1997 roku upadła. (…) Potrzebny jest nowy akt zasadniczy, być może zastępczy, uchwalony przez większość dwóch trzecich. Kto to powiedział? W Polsce 2024 te słowa mogły paść z obu głównych stron walki politycznej, ale uspokoję, że nie trzeba tu bronić logiki Donalda Tuska czy Romana Giertycha, bo w wywiadzie dla „Sieci” powiedział to Jarosław Kaczyński, ten największy mentalny koalicjant obecnej władzy przypominając, z jak groźnego wirażu wyszła Polska 15 października 2023 roku.

Im silniejszy autorytarny odruch szefa PiS, tym mocniejsze prawo do istnienia i rola strażnika demokracji, którą przyjął Donald Tusk i jego koalicja. Tusk przez lata nauczył się rozgrywać Jarosława Kaczyńskiego nie gorzej niż wewnątrzpartyjną opozycję, więc o skuteczną odpowiedź na to wyzwanie nie trzeba się martwić. Jest paradoksem polskiej polityki, że jest to akurat najłatwiejsze z powyższych wyzwań.

Udział
Exit mobile version