W nowym roku Lech Wałęsa postanowił wznowić swoją działalność w internecie. Od 2 stycznia były prezydent prawie codziennie publikuje na swoim profilu na Facebooku nowe kilku-kilkunastominutowe nagrania, w których odnosi się do bieżącej polityki, ale przede wszystkim historycznych spraw.

Wałęsa tłumaczy, jak powstały donosy na jego kolegów. Nowa wersja

W niedzielę 5 stycznia na profilu Wałęsy pojawił się czwarty film z cyklu pt. „Jak zostałem donosicielem”. Były prezydent opowiada na nim, że zajął się „porządkowaniem swojego żywota”. W trakcie przeglądania dokumentów natrafił na „zaświadczenie o rewizji”, która dokonano w jego domu.

– To mi pomogło. Jak patrzyłem na ten papier zrozumiałem, w jaki sposób kablowałem na kolegów. To, że podrabiali dokumenty, to mam dowody, mogę przesłać. I to można też znaleźć w moich odcinkach. Ale przy jednej z rewizji zabrano mi opis grudnia i mojej działalności do 1976 r. I tam opisywałem różne zdarzenia. I opisywałem też kolegów i ich zachowania – tłumaczy były prezydent w nagraniu.

– Zrobiłem ten opis w dwóch egzemplarzach. Jeden zostawiłem u siebie, a drugi przekazałem Leonowi Stobieckiemu, takiemu mojemu kumplowi, aby przekazał to Bogdanowi Borusewiczowi, bo on mnie o to prosił. Mój opis trafił w ręce bezpieki. Ona zrobiła z tego „donosy”. Na bazie tego Czesław Kiszczak stworzył różne materiały na mnie. On nie chciał mnie na agenta. On chciał, żebyście uwierzyli, że nim jestem, abym stracił sterowanie w „Solidarności” – kontynuuje były prezydent.

„Zrobiłem donos, tylko to nie był mój donos”

Wałęsa dodał, że „oni rozsyłali te papiery po całym świecie”. – Rzeczywiście, opisałem kolegów. Teraz nie wiem, czy mam ich przeprosić, bo oni mieli rację. Zrobiłem donos, tylko to nie był mój donos, to był wypadek przy pracy. Bezpieka sprytnie to zrobiła, rozesłała po całym świecie, nawet do Kaczyńskich, Macierewicza, oni to też dostawali. Pozbierali to, trochę „dopracowali” i zrobili w IPN-ie „teczki Kiszczaka” – ocenił.

Zdaniem byłego prezydenta właśnie tak wyglądał bieg zdarzeń i dlatego tak opierał się przed oskarżeniami.

– Przecież wiem, że nie robiłem żadnych donosów i nie mogłem rozwiązać, jak to się stało. Patrzyłem na te dokumenty, jak to się stało, bo rzeczywiście, parę elementów ja tylko wiedziałem i kumple moi. I oni się dowiedzieli, a ja nie wiedziałem, jak to się stało. I patrzcie, przy porządkowaniu udało mi się to rozwiązać – dodał.

Wałęsa odpowiada na zarzuty. „Prawda sama się obroni”

Pod nagraniem pojawiły się tysiące komentarzy, a były prezydent w swoim stylu wszedł w polemikę z internautami.

– Ja się nie tłumaczę, tylko chcę po sobie zostawić porządek i prawdę a ona sama się obroni – napisał jednemu z internautów nie wierzacemu w tłumaczenia. – Problem w tym że w tych opisach nie było niebezpiecznych rzeczy. Towarzystwo i otoczenie moje było niewalczące i nieaktywne i nieciekawe… Tak naprawdę nie miałbym na kogo i co donosić… W środowiskach robotniczych jak stocznie nie było chętnych do boju w tamtym czasie. Dopiero po powstaniu KOR-u i wolnych związków zawodowych zaczęły się budzić jednostki – dodał w innym komentarzu.

Wałęsa odpowiedział też na pytanie, po co w ogóle było robić takie zapiski. – Poprosił mnie B. Borusewicz. On wtedy był szefem i w tamtym czasie jawnie walczyliśmy, by uczyć społeczeństwa odwagi, tylko technika drukowanie było utajnione, a publikowanie nazwisk było dumą – stwierdził były prezydent.

Jeden z internautów pytał też, dlaczego nie doszło do spotkania Wałęsy ze Sławomirem Cenckiewiczem, który od lat opisuje kontakty Lecha Wałęsy z SB. – Bo to szczur – napisał były prezydent.

We wtorek Lech Wałęsa opublikował kolejne nagranie, pod tytułem „Przeciwnicy do Was mówię”. Były prezydent odpowiadał tam na najczęściej powtarzające się w komentarzach zarzuty, praktycznie powtarzając wcześniejsze argumenty, dodając informacje o rzekomych zamachach na jego życie. Były prezydent zapewnia też, że nie ma za co przepraszać, bo dokumenty trafiły do władzy ludowej dopiero po kilku latach od opisywanych wydarzeń.

Udział
Exit mobile version