Właśnie mija 35 lat od chwili, gdy Polacy po raz pierwszy wybrali prezydenta w wyborach powszechnych. Fakt, że zwyciężył w nich lider „Solidarności” Lech Wałęsa symbolizował kolejny etap transformacji ustroju, jaki zaczął się kilkanaście miesięcy wcześniej. W wyborach z końca 1990 roku pokonał m.in. Tadeusza Mazowieckiego i Stanisława Tymińskiego, choć to ten ostatni stał się sensacją kampanii. Jednak to właśnie Wałęsie przyszło się zmierzyć się z ogromnymi oczekiwaniami społecznymi, jakie zrodziły pierwsze w naszych dziejach prezydenckie igrzyska.
Dopiero na początku urzędowania Wałęsa zdał sobie sprawę z ograniczeń konstytucyjnych urzędu prezydenta. W polskim systemie politycznym, który wówczas określała wielokrotnie nowelizowana konstytucja z 1952 r., władza prezydenta była wprawdzie większa od tej, jaką przyznaje mu obecna konstytucja z 1997 r., ale daleko mniejsza od tej, o jakiej myślał dla siebie Wałęsa. Dlatego właściwie cała kadencja Wałęsy upłynęła mu na próbach poszerzenia zakresu osobistej władzy i testowaniu odporności kolejnych rządów na jego żądania. Dla Wałęsy szczególnie bolesne stało się uświadomienie sobie faktu, że prezydent dysponował bardzo ograniczonym aparatem wykonawczym, podczas gdy niemal cała administracja państwowa spoczywała w rękach premiera i rządu, co rodziło frustrację prezydenta elekta.
O ile ze swoim pierwszym premierem, Janem Krzysztofem Bieleckim Wałęsie udawało się utrzymać poprawne relacje aż do sierpnia 1991 r., to znacznie wcześniej zaczął się spór prezydenta z szefem jego własnej kancelarii. Jarosław Kaczyński, krytycznie oceniający kolejne posunięcia Wałęsy, znalazł się bardzo szybko w stanie narastającego konfliktu z prezydentem.
Paradoksalnie, to jednak nie Kaczyński pierwszy wyleciał z roboty u Wałęsy. Jego konflikt z Jackiem Merkelem, pierwszym szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego, doprowadził do odejścia tego ostatniego już w marcu 1991 roku. Krążyły plotki o rzekomych powiązaniach Merkela z tajnymi służbami, choć nigdy nie znalazły one potwierdzenia. Jego miejsce zajął na kilka miesięcy Lech Kaczyński.
Odejście Merkela zainaugurowało pięcioletni okres utarczek personalnych i awantur w otoczeniu prezydenta. Autorem większości z nich stał się Mieczysław Wachowski, z pewnością jedna z bardziej tajemniczych postaci na polskiej scenie politycznej. Ten kierowca i ochroniarz Wałęsy z 1981 r., przez większość lat 80. niemający jakichkolwiek kontaktów z dawnym szefem i w ogóle z „Solidarnością”, niespodziewanie pojawił się w otoczeniu prezydenta elekta, obejmując początkowo stanowisko jego osobistego sekretarza.
W następnych latach Wachowski umacniał nieustannie swoją pozycję, zostając dyrektorem gabinetu prezydenta, sekretarzem stanu, a wreszcie ministrem stanu i praktycznie drugą osobą po prezydencie. Jego ofiarą, jeszcze w 1991 r., padli m.in. dwaj bliscy współpracownicy Wałęsy: Krzysztof Pusz i Arkadiusz Rybicki. Formułowane pod adresem Wachowskiego oskarżenia o związki z SB czy nawet KGB, nigdy nie zostały udowodnione, ale obfitujący w personalne intrygi sposób jego działania niezwykle negatywnie zaciążył na wizerunku prezydenta. Tajemnicą pozostają powody, dla których Wałęsa – mimo powszechnej krytyki i kolejnych skandali – przez ponad cztery lata utrzymywał i awansował Wachowskiego.
W pierwszej połowie 1991 r. Wałęsa uczestniczył w podpisywaniu porozumień o likwidacji Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej oraz Układu Warszawskiego, czyli dwóch najważniejszych organizacji symbolizujących istnienie bloku wschodniego. Jednak Wałęsa był w tym czasie zaskakująco ostrożny w sprawie formułowania planów Polski w zakresie polityki bezpieczeństwa. W 1991 roku, w odróżnieniu od części polskiej prawicy, która wspierała go jako kandydata na prezydenta, nie wypowiadał się jednoznacznie na temat dążenia Polski do członkostwa w NATO. Wynikało to z jego obaw dotyczących przyszłości Związku Sowieckiego, którego wojska wciąż stacjonowały na terytorium Polski.
W sierpniu 1991 r. grupa polityków działających pod kierownictwem wiceprezydenta ZSRS Giennadija Janajewa podjęła próbę obalenia rządów Michaiła Gorbaczowa. Wałęsa zareagował na pucz bardzo nerwowo i na tym tle doszło do po raz pierwszy do wyraźnej różnicy zdań między nim oraz szefem rządu. Wałęsa, którego ludzie kontrowali wówczas TVP, zablokował Bieleckiemu możliwość wygłoszenia orędzia. Miał też rozważać napisanie listu do Janajewa, co ostatecznie nie nastąpiło wskutek oporu premiera.
Dopiero 21 sierpnia, kiedy stało się jasne, że pucz się załamał, prezydent zdecydował się porozmawiać przez telefon z prezydentem Rosji Borysem Jelcynem. Pokazywana w telewizji rozmowa miała zatrzeć wrażenie bierności polskich władz, szczególnie z chwilą, gdy 20 sierpnia pucz skrytykował prezydent USA George Bush. „Po puczu Janajewa Wałęsa przez pewien czas w ogóle nie odbierał moich telefonów” – wspominał później największy kryzys w swoich relacjach z prezydentem Bielecki, dodając, że dostrzegał w tym też efekt intrygi ze strony Wachowskiego.
Po wyborach parlamentarnych z października 1991 roku powstał ekstremalnie rozdrobniony Sejm, w którym znaleźli się przedstawiciele ponad dwudziestu ugrupowań. Największe z nich – Unia Demokratyczna Tadeusza Mazowieckiego – miało zaledwie 62 posłów. Wałęsa postanowił wówczas nie tylko odegrać decydującą rolę w tworzeniu przyszłego rządu, ale i stanąć na jego czele.
Trzy z czterech wariantów formowania rządu, o jakich poinformował 29 października jego rzecznik Andrzej Drzycimski, zakładały objęcie stanowiska premiera przez Wałęsę. Później próbował z kolei utrzymać na stanowisku premiera Bieleckiego. Ustąpił dopiero po kilku tygodniach i nie będąc w stanie rozbić koalicji formowanej przez Jarosława Kaczyńskiego, zgodził się na kandydaturę Jana Olszewskiego. Tyle tylko, że popierająca go centroprawicowa koalicja również nie miała większości w Sejmie, a rząd udało się powołać wyłącznie dzięki poparciu PSL i kilku mniejszych ugrupowań, które jednak nie weszły w skład koalicji.
Rząd Olszewskiego szybko znalazł się w ostrym konflikcie z prezydentem. Najostrzejsze spory dotyczyły kontroli nad wojskiem, w tym zwłaszcza nad Wojskowymi Służbami Informacyjnymi. W okresie istnienia rządu Bieleckiego, w którym ministrem obrony był wiceadmirał Piotr Kołodziejczyk, zgodzono się na daleko idącą ingerencję Wałęsy i Wachowskiego w nadzorowanie armii, w tym także w decyzje kadrowe. Kres temu postanowił postawić minister obrony w rządzie Olszewskiego, po raz pierwszy będący cywilem, czyli Jan Parys.
Drugim obszarem sporu stała się polityka zagraniczna, w tym zwłaszcza szczegóły dotyczące traktatu z Rosją, który miał stać się podstawą relacji między obu państwami po likwidacji Związku Sowieckiego, a równocześnie ostatecznie potwierdzić rozpoczęty już w 1991 r. proces wycofywania wojsk rosyjskich z Polski.
Zaniepokojenie Olszewskiego i jego współpracowników wzbudził zwłaszcza jeden z załączników do traktatu, dotyczący tworzenia „wspólnych przedsiębiorstw polsko-rosyjskich” w bazach opuszczanych w tym czasie przez wojska rosyjskie. Zapis ten uznano w otoczeniu Olszewskiego za ułatwiający stronie rosyjskiej penetrację wywiadowczą Polski oraz symboliczne utrwalenie wpływów Moskwy.
Jednak w MSZ kierowanym przez związanego z Wałęsą ministra Krzysztofa Skubiszewskiego oraz w Belwederze uważano, że nie można dłużej zwlekać z zawarciem porozumienia o wyprowadzeniu wojsk rosyjskich z Polski, a cena w postaci zapisu o spółkach – przy czym upierali się przedstawiciele Kremla – nie wydawała się wygórowana. Takie rozwiązanie wspierało też kierownictwo UOP, nieco naiwnie zakładające, że koncentracja rosyjskiego biznesu we wcześniej wyznaczonych miejscach ułatwi jego wywiadowczą i kontrwywiadowczą penetrację.
Kiedy 21 maja – w dniu wylotu Wałęsy do Moskwy – Drzycimski publicznie oświadczył, że wcześniejsze uwagi rządu „zostały wycofane”, Olszewski zadecydował o wysłaniu do przebywającego już w Rosji Wałęsy szyfrogramu z kategorycznym sprzeciwem Rady Ministrów. Postawiło to prezydenta w bardzo niezręcznej sytuacji, ale ostatecznie kontrowersyjny artykuł został – po osobistej rozmowie Wałęsy z Jelcynem – w ostatniej chwili zmieniony i 22 maja obaj prezydenci podpisali traktat polsko-rosyjski wraz z załącznikami, z których znikł punkt o spółkach.
Jednak Wałęsa, który twierdził, że szyfrogram rządu otrzymał na dwie godziny przed spotkaniem z Jelcynem, był oburzony postawą gabinetu: „Nieodpowiedzialność rządu – oświadczył po powrocie do Warszawy – mogła doprowadzić do całkowitego załamania rozmów”.
Punktem kulminacyjnym wojny Wałęsy z gabinetem Olszewskiego stała się tzw. noc teczek z 4 na 5 czerwca 1992 roku. To wtedy minister Antoni Macierewicz, wykonując uchwałę lustracyjną Sejmu, dostarczył do parlamentu listy osób ze świata polityki zarejestrowane jako osobowe źródła informacji SB. A podczas burzliwej debaty, dotyczącej wniosku Unii Demokratycznej o uchwalenie wotum nieufności wobec rządu Olszewskiego, poseł Kazimierz Świtoń wprost stwierdził z sejmowej mównicy, że na liście dostarczonej przez Macierewicza kilku najważniejszym osobom w państwie znajduje się też nazwisko Lecha Wałęsy. Od tej chwili krążące już wcześniej plotki na temat przeszłości Wałęsy (nawiązywał do nich ogólnikowo w trakcie kampanii prezydenckiej Stanisław Tymiński) nabrały charakteru publicznego oskarżenia.
Rząd Olszewskiego został odwołany w nocy z 4 na 5 czerwca wyraźną większością głosów (273 za, przy 119 przeciwnych i 33 wstrzymujących), co jasno pokazało, jak słabym poparciem w parlamencie wówczas dysponował. Zwłaszcza jeśli pamiętać, że na fragmencie listy Macierewicza dotyczącej posłów znalazło się 39 nazwisk. Od tego jednak momentu zaczęły się zmagania prezydenta z oskarżeniami o agenturalną przeszłość. Emocjonalne wypowiedzi Wałęsy, ostro atakującego Olszewskiego i Macierewicza, tylko podsyciły spekulacje. Sprawa „Bolka” położyła się największym cieniem na jego prezydenturze.
W 1993 roku Wałęsa, za pośrednictwem ministra spraw wewnętrznych Andrzeja Milczanowskiego i szefa UOP Jerzego Koniecznego, otrzymał fragmenty dokumentacji dotyczącej TW „Bolka”, które znajdowały się wówczas w archiwum UOP. Oryginalna teczka znajdowała się wówczas u gen. Czesława Kiszczaka, ale już dostępne kopie niektórych dokumentów z niej pochodzących pozwoliły Antoniemu Macierewiczowi umieścić Wałęsę na liście osób podejrzewanych o współpracę z SB. Wałęsa kategorycznie zaprzeczał tym oskarżeniom, choć jego wyjaśnienia były niekonsekwentne.
Po wielu miesiącach dokumenty wysłane z UOP do Wałęsy wróciły do archiwum w zamkniętej paczce z adnotacją „nie otwierać bez zgody Prezydenta RP”. Po objęciu urzędu przez Aleksandra Kwaśniewskiego w 1996 roku pakiet otwarto, stwierdzając, że dokumenty są niekompletne.
Śledztwo prokuratorskie wszczęte z doniesienia UOP na temat zniknięcia części dokumentów zostało po kilku latach umorzone. Jednak oryginał teczki „Bolka”, odnaleziony po latach w willi Kiszczaka, potwierdził, że Wałęsa w latach 1970-1972 współpracował z SB, dostarczając informacji o kolegach ze Stoczni Gdańskiej. Po 1972 roku współpraca ta jednak wygasała, a w 1976 roku Wałęsa został wyrejestrowany z sieci SB i zwolniony ze stoczni. W późniejszych latach, gdy związał się ze środowiskiem opozycyjnych Wolnych Związków Zawodowych, mimo prób ze strony SB, odmówił dalszej współpracy.
Styl prezydentury Wałęsy budził wiele kontrowersji. Jego spontaniczne, często nieprzemyślane wypowiedzi, jak słynna propozycja utworzenia „NATO-bis” i „EWG-bis” przedstawiona podczas wizyty w Niemczech w 1992 roku, były odbierane jako brak strategii i rezygnacja z dążeń do integracji z Zachodem. W rzeczywistości Wałęsa chciał w ten sposób wywrzeć presję na państwa zachodnie, by przyspieszyć przyjęcie Polski do NATO i UE, ale jego słowa wywołały jedynie zamieszanie.
Podobnie kontrowersyjne były jego telefoniczne rozmowy z dyrektorami pogrążonych w kłopotach zakładów pracy, które transmitowano w telewizji. Robiły one tragikomiczne wrażenie, przypominając tzw. pokazuchy znane z czasów PRL, a zarazem zdradzając bezradność prezydenta wobec kryzysu, jaki towarzyszył transformacji gospodarki. Wałęsa wielokrotnie ujawniał swoją żenującą ignorancję ekonomiczną. Już na początku prezydentury, w lutym 1991 r., podczas spotkania z radiosłuchaczami zaproponował następujące rozwiązanie:
Po co mamy robić podwyżki płac? Zróbmy inaczej. Obniżamy wszystko, co kupujemy o 50 proc., a nawet o 100 proc.
Na tym tle list do nastoletniej córki wicemarszałka Andrzeja Kerna, w którym prezydent wzywał ją do pogodzenia się z ojcem i powrotu do domu, z którego uciekła, wyglądał zgoła niewinnie.
W 1995 roku Wałęsa stanął do walki o reelekcję. Mimo fatalnych notowań na początku kampanii, zdołał odbudować poparcie, przedstawiając się jako jedyna zapora przed zwycięstwem Aleksandra Kwaśniewskiego. W pierwszej turze wyborów 5 listopada zdobył ponad 33 proc. głosów, ale w drugiej turze, 19 listopada, przegrał z Kwaśniewskim, uzyskując 48 proc. przy rekordowej wówczas frekwencji sięgającej 68 proc. Kluczowe okazały się debaty telewizyjne, w których Kwaśniewski wypadł lepiej oraz brak możliwości głosowania w drugiej turze przez Polaków mieszkających za granicą, wśród których Wałęsa cieszył się – zwłaszcza w USA – większą popularnością.
Wałęsa nigdy nie pogodził się z porażką w 1995 roku, twierdząc, że wybory zostały sfałszowane, choć brak na to dowodów. W 2000 roku ponownie kandydował na prezydenta, ale zdobył zaledwie 1 proc. głosów, co było upokarzającą klęską i ostatecznie zakończyło jego polityczną karierę.
Jako prezydent Wałęsa z całą pewnością nie sprostał oczekiwaniom większości Polaków. W trakcie jego kadencji Polska zbliżała się do NATO i UE, ale działo się to w dużym stopniu mimo, a nie dzięki Wałęsie. Jego prezydentura pokazała, jak trudnym zadaniem jest sprawowanie urzędu głowy państwa w systemie jej powszechnych wyborów, często wynoszących na najwyższy urząd ludzi o wielkich zasługach, ale nie zawsze przygotowanych do pełnienia tej funkcji.












