Łukasz Rogojsz, Interia: Nowy papież to nowe otwarcie. Także w czymś, co można nazwać „polityką zagraniczną” Watykanu. Czego możemy oczekiwać po Leonie XIV?
Prof. Arkadiusz Stempin: – Już przyjęcie imienia Leon XIV wiele nam mówi. To bezpośrednie nawiązanie do zasiadającego na Tronie Piotrowym prawie 130 lat temu Leona XIII, który był papieżem bardzo upolitycznionym i mocno ingerującym w politykę. Podejrzewam, że nowy papież też pójdzie tą drogą.
Wybór imienia przesądza o wszystkim?
– Nie, ale poza imieniem mamy już też inne znaki. W swoim pierwszym publicznym wystąpieniu po wyborze na głowę Kościoła katolickiego Leon XIV położył bardzo mocny nacisk na kwestię pokoju.
Mówił między innymi: „Pomóżcie nam i wy, i sobie nawzajem budować mosty przez dialog, spotkanie – jednocząc się, by być jednym ludem, zawsze w pokoju”. Ale też: „Chciałbym, żeby pozdrowienie pokoju trafiło do naszych serc, by dotarło do waszych rodzin, do wszystkich osób, gdziekolwiek są, do wszystkich narodów, na całą Ziemię”.
– Nacisk na kwestię światowego pokoju był motywem przewodnim tego wystąpienia i stanowi swego rodzaju mapę drogową nowego pontyfikatu. Leon XIV będzie próbował uczestniczyć w globalnej grze politycznej, w której papież od wieków dysponował dużym autorytetem. Będzie próbował podjąć się światowego arbitrażu. To będzie upolityczniony pontyfikat.
Upolityczniony w rozumieniu: politycznie aktywny?
– Tak. Zwłaszcza w tym obszarze przejęcia światowego arbitrażu.
Jego poprzednik, Franciszek, na tym froncie poległ z kretesem. Co więcej, pod koniec swojego pontyfikatu bardzo mocno naraził się wielu wiernym, nie potrafiąc zająć jednoznacznego stanowiska wobec wojny w Ukrainie.
– To był problem nie tylko samego papieża, ale sporej części Kościoła katolickiego. Nasza, polska perspektywa jest tutaj mocno odmienna i silnie utożsamia się, z oczywistych względów, z ukraińską racją stanu. Franciszek był papieżem z Globalnego Południa i taką perspektywę prezentował, również w kwestii wojny w Ukrainie. Ona była zupełnie inna nie tylko od perspektywy polskiej, ale również unijnej czy transatlantyckiej. Leon XIV też jest spoza Europy, a po tym, ile lat spędził w Ameryce Południowej, można powiedzieć, że de facto jest Latynosem z amerykańskim paszportem.
Z całą pewnością będzie graczem w światowej polityce. Będzie się angażować, zabierać stanowisko. Watykan za jego rządów nie będzie stać z boku i się przyglądać
Uważa pan, że przed ponad dwie dekady, które kardynał Robert Prevost spędził na misji w Peru, dzisiaj jego perspektywa jest bardziej latynoska niż amerykańska albo transatlantycka?
– Tak. Poszedłbym nawet jeszcze dalej i stwierdził, że on ma tożsamość latynoską i że to jest drugi Latynos na Tronie Piotrowym. Aczkolwiek z amerykańskim paszportem i angielskim jako językiem ojczystym. Oczywiście, pierwotną socjalizację odbył w Stanach Zjednoczonych, dlatego w kilku fundamentalnych obszarach bardziej przypomina ułożonego i uporządkowanego członka wspólnoty transatlantyckiej niż Latynosa. Jednak swoje konstytutywne lata, jako człowieka i duchownego, przeżył w Peru i to ma odbicie w jego poglądach. Będzie mieć też odbicie w pontyfikacie.
To nie ułatwia mu zadania, żeby odbudować wizerunek i polityczne wpływy Watykanu w świecie, żeby odrobić to, co pod koniec pontyfikatu stracił Franciszek.
– Tu dochodzimy do kluczowej wewnętrznej sprzeczności w Kościele katolickim. Jeżeli papież, albo szerzej sam Watykan, rości sobie prawo do światowego arbitrażu i realizowania hasła „Pokój za wszelką cenę”, ale bez uwzględnienia siatki geopolitycznej, jak to było w przypadku Franciszka, to musi być neutralny. Powinien zatem mieć świadomość, że będzie musiał porozumieć się także z kimś, kto, patrząc przez pryzmat porządku moralnego, jest politycznym gangsterem.
– Te dwa porządki – polityczny z aspiracjami do światowego arbitrażu oraz moralny, który wyraźnie wskazuje, kto jest dobry, a kto zły – są wzajemnie sprzeczne, kłócą się ze sobą. Nie w każdym konflikcie porządek moralny prowadzi do łatwego i szybkiego wniosku, kto jest oprawcą, a kto ofiarą, jednak w przypadku wojny w Ukrainie jest to sytuacja zerojedynkowa.
To jak dokonać wyboru i, przede wszystkim, co wybrać? Bycie skutecznym mediatorem, czy bycie dobrym chrześcijaninem, który dobro nazywa dobrem, a zło złem?
– To trochę konflikt tragiczny, a na pewno gra Watykanu obarczona wielkim ryzykiem. Bo gdyby działalność mediacyjna i polityczna przyniosła wymierny skutek i udałoby się zakończyć trwającą ponad trzy lata krwawą jatkę, można by zagryźć zęby i przeboleć fakt porozumienia się z politycznym gangsterem i agresorem. Jednak gdyby zabiegi Watykanu okazały się nieskuteczne, albo nawet gdyby ich efekt okazał się niewspółmierny do podjętego wysiłku, to wzburzyłoby sumienia i porządek moralny wielu katolików. Mielibyśmy powtórkę sytuacji z Franciszkiem i jego mocno niefortunnymi, najdelikatniej mówiąc, wypowiedziami na temat wojny w Ukrainie.
Rozumiem, tyle że coś Leon XIV będzie musiał wybrać. Udawanie, że wojny nie ma albo że wszyscy są jednakowo winni kosztowało Watykan już zbyt dużo.
– Będzie musiał zmierzyć się z tym konfliktem tragicznym i, ryzykując zarówno swoim autorytetem, jak i autorytetem Watykanu, dokonać wyboru. Jeżeli Leon XIV zgłasza aspiracje polityczne do bycia mediatorem, to zawsze będzie konfrontowany z tą samą kwadraturą koła. Jeżeli nie uda mu się rozwiązać tego konfliktu politycznie, to spotka się z mocnymi zarzutami komentatorów, mediów i samych wiernych, wysuwanymi w oparciu o porządek moralny, etyczny.
Jego słowa – „nigdy więcej wojny” i „ukochany lud ukraiński” – podczas pierwszej niedzielnej modlitwy, którą poprowadził, są wskazówką, jakiego wyboru dokona albo już dokonał? Utrzyma stanowisko z kwietnia 2022 roku, gdy jeszcze będąc kardynałem w wywiadzie dla jednej z peruwiańskich stacji działanie Rosji określił jako „prawdziwie imperialistyczną agresję”?
– Wydaje się, że tak. Zapowiedź wizyty na Ukrainie sygnalizuje, ze papież bardzo aktywnie rozumie swoją misję pokojową. Zapewne zaangażuje się też na Bliskim Wschodzie w konflikt Izrael-Palestyna. Mając latynoskie DNA będzie natomiast kontynuować prospołeczną agendę poprzednika. A to oznacza sprzeciw wobec populistycznie umotywowanej polityki antymigracyjnej prezydenta Trumpa. Aczkolwiek jako lepszy dyplomata niż Franciszek może to czynić i zakulisowo, i w świetle jupiterów. Sądzę, że lepszy wgląd w priorytety Leona XIV uzyskamy podczas mszy intronizującej jego pontyfikat w niedzielę 18 maja.
Watykan to nie sam papież. To szeroka i złożona struktura, która ma mnóstwo własnych interesów w globalnej polityce. One też będą bardzo istotne przy kształtowaniu „polityki zagranicznej” nowego Ojca Świętego.
– Jak najbardziej. Po pierwszych kilku dniach pontyfikatu, wyborze imienia, pierwszych wystąpieniach wiemy, że nowy papież postawi na agendę pokojową – zaoferuje światu ofertę mediacyjną, arbitrażową. Z całą pewnością będzie graczem w światowej polityce. Będzie się angażować, zabierać stanowisko. Watykan za jego rządów nie będzie stać z boku i się przyglądać.
Zastanawiam się, czy to dobrze, czy nie. Pamiętamy z historii, że Watykan przez stulecia był ważnym graczem w wielkiej polityce. Nie zawsze dawało to dobre efekty.
– Myślę, że to dobra wiadomość, bo widzimy, co dzieje się z porządkiem światowym – on się rozsypuje, momentami przechodzi w zupełną niesterowalność. I chodzi nie tylko o coraz większą liczbę konfliktów między mocarstwami regionalnymi czy globalnymi, ale też o coraz silniejszą polaryzację społeczeństw. Dwa wiodące światopoglądy – liberalno-demokratyczny i populistyczny – rozpływają się nie tylko po obszarze transatlantyckim, ale po całym świecie. Watykan od tego nie ucieknie.
– Nabrzmiewanie tych wszystkich konfliktów wymaga interwencji i mediacji pokojowych. Niestety ONZ nie potrafi sprostać temu wyzwaniu. Nawet w NATO za prezydentury Donalda Trumpa zastanawiamy się, czy Sojusz nadal jest skutecznym i pewnym odstraszaczem dla putinowskiej Rosji. Z kolei wyobrażenia, które nakręcają niepokój społeczny, są i stają się coraz silniejsze. Dlatego jeśli zyskujemy gracza politycznego, który będzie próbował mediować, to dobrze. Papież Franciszek po 2013 roku odziedziczył duże napięcie między światem chrześcijańskim i światem islamskim. Watykan, oczywiście, nie pertraktował z islamskimi terrorystami, ale zacieśniał agendę z odłamem umiarkowanego islamu.
Leon XIV jest przeciwieństwem Trumpa i jego populistycznej administracji. W przeszłości kilkukrotnie skarcił wiceprezydenta J. D. Vance’a na Twitterze/X.
Powiedział pan, że Watykan nie ucieknie od rozlewających się po świecie rozmaitych konfliktów. Nie ucieknie też od jeszcze jednego – żeby być skutecznym mediatorem, trzeba mieć mocną pozycję. Na ile Kościół katolicki w 2025 roku, borykający się z problemami wizerunkowymi, demograficznymi czy nawet finansowymi, ma autorytet i siłę, żeby stać się graczem w globalnej polityce?
– Watykan nie ma wpływów wszędzie, ale jest organizacją globalną, w pewnym sensie porównywalną z ONZ. Ponad dwa tygodnie temu Watykanowi w jakiś sposób udało się doprowadzić do spotkania w cztery oczy Donalda Trumpa z Wołodymyrem Zełenskim. Niewiele szczegółów przeciekło do mediów, więc nie wiemy, jak ono przebiegło, ale sam fakt, że do niego doszło, po awanturze w Białym Domu z przełomu lutego i marca, był sukcesem dyplomacji watykańskiej.
– Tak i to nawet trochę w oderwaniu od czynników, które podważają autorytet Kościoła jako instytucji reprezentującej ład moralny – przypadki pedofilii w Kościele są tego najlepszym przykładem – a do tego jest aktywna i skuteczna. I bardzo dobrze.
Dialog globalny to jedno, ale co z dialogiem z prezydentem Trumpem? Leon XIV z racji swojej narodowości może być pomostem między Europą a Stanami Zjednoczonymi? Albo nawet szerzej: między resztą świata a Ameryką?
– Sam jestem tej kwestii bardzo ciekaw i nie mam na razie jednoznacznej odpowiedzi. Leon XIV jest przeciwieństwem Trumpa i jego populistycznej administracji. W przeszłości kilkukrotnie skarcił wiceprezydenta J. D. Vance’a na Twitterze/X. Na pewno w zakresie polityki migracyjnej nie będzie im po drodze, a nawet papież będzie opozycją wobec Trumpa. Jeśli chodzi o zbliżenie Europy do administracji amerykańskiej, tutaj są szanse na pozytywny wkład Watykanu. W końcu Trump już chełpi się, że od teraz będzie dwóch Amerykanów, którzy są wielkimi, globalnymi graczami.

W mediach społecznościowych już umawiał spotkanie z nowym papieżem.
– Tak, więc szanse na rolę pośrednika Leon XIV z pewnością ma. Tym bardziej, że to będzie upolityczniony pontyfikat. Na pewno przewyższający zaangażowaniem politycznym pontyfikat Franciszka, nie mówiąc już o pontyfikacie Benedykta XVI. Prawdopodobnie będzie to tak upolityczniony pontyfikat jak ten Jana Pawła II, tyle że nasączony zupełnie inną treścią.
Jan Paweł II walczył z komunizmem, z systemami autorytarnymi. Leon XIV będzie walczyć z populizmem i militaryzacją światowej polityki?
– Leon XIV na pewno będzie się sprzeciwiać populizmowi, rozumianemu jako wykorzystanie niezadowolenia społecznego do polaryzowania społeczeństw pod pretekstem walki z „elitami”, co praktykuje prezydent Trump. Jednocześnie podejmie agendę poprzednika w zakresie wspierania wykluczonych z peryferii geograficznych i społecznych. Jednak, czy będzie to dotyczyło również homoseksualistów, tego na razie nie wiemy. Ja w to wątpię.
dr hab. Arkadiusz Stempin – historyk, politolog i watykanista; specjalista od najnowszej historii Niemiec; profesor nadzwyczajny Uczelni Korczaka w Warszawie, wykładowca Uniwersytetu Albrechta i Ludwika we Fryburgu; częsty komentator życia politycznego; autor książek „Angela Merkel. Cesarzowa Europy” (Agora, 2014) i „Kryminalna historia Watykanu” (Agora, 2024).