Humory mogliśmy mieć dobre już po eliminacjach. W nich bowiem Klaudia Kazimierska i Weronika Lizakowska pokazały, że wykonały ogromny postęp w przeciągu roku. Kazimierska przykładowo jako jedna z ostatnich wywalczyła sobie olimpijską przepustkę, ale stopniowo idzie w górę, jeśli chodzi o rekordy życiowe. Na co dzień trenuje w Stanach Zjednoczonych i widać, że jest bardzo dobrze przygotowana do igrzysk.
Kazimierska biegła z legendą
Kazimierska zaprezentowała się publiczności w pierwszym półfinale, a obok niej biegła m.in. Faith Kipyegon, legenda lekkoatletyki. Polka jednak nie wymiękła i wytrzymała tempo do samego końca. Finiszowała w świetny sposób, na piątym miejscu. To gwarantowało udział w finale, a wszystko zostało okraszone nowym rekordem życiowym – 4:00.21.
W drugim półfinale oglądaliśmy Lizakowską, która obrała zupełnie inną taktykę niż jej rodaczka. Otóż przez większość dystansu biegła na ostatniej pozycji. Dopiero na ostatnim okrążeniu w kapitalny sposób zaczęła przechodzić na wyższe lokaty. Tempo było jednak niesamowite i pierwsze sześć zawodniczek nieco uciekło. Nasza reprezentantka finiszowała siódma, co nie dało awansu do finału. Przy jej nazwisku pojawił się wynik 3:57.31. To oznaczało rekord Polski, ale brak przepustki do walki o medale powodował, że w oczach Lizakowskiej pojawiły się łzy.
Słodko-gorzki wieczór Lizakowskiej
Podczas rozmowy z Eurosportem 25-latka przyznała, że jest jej smutno. Wciąż nie potrafiła powstrzymać płaczu, bo rzadko zdarza się, żeby rekord kraju nie dawał awansu do finału olimpijskiego. Warto tutaj dodać, że poprzedni rekord Polski Lidii Chojeckiej utrzymywał się aż przez 24 lata.
Jednocześnie Lizakowska podkreśliła, że bardzo cieszy się z awansu Kazimierskiej do finału. Zapowiedziała, że zapewne jej koleżanka z drużyny w sobotnim finale poprawi jej rezultat.