-
Zakwit glonów w południowej Australii doprowadził do masowej śmierci pławikoników australijskich oraz innych morskich zwierząt.
-
Eksperci biją na alarm, mówiąc o klęsce naturalnej i wdrażają plany ratunkowe dla zagrożonych gatunków.
-
Przyczyną katastrofy są zmiany klimatu, wzrost temperatury wód oraz brak wiatrów, co potęguje zjawisko zakwitu glonów.
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
To o tyle paradoks, że pławikonik australijski sam wygląda jak kępka glonów. To jego specjalny pomysł na kamuflaż i jeden z najbardziej efektownych w świecie zwierząt przykładów mimetyzmu. Tak nazywamy upodabnianie się organizmów do otoczenia, czy to kształtem, czy barwą. Niektóre zwierzęta stosują zmiany kolorów, inne wyglądają jak kawałek kory czy kamienia albo otaczające je barwne kwiaty. Pławikonik australijski postawił na upodobnienie się właśnie do glonów.
W miejscu, w którym żyje i pływa, zatem u australijskich brzegów, takich kępek glonów i wodorostów jest sporo. Gdy pławikonik wpłynie między nie, jest trudny do odróżnienia dla drapieżników i tym samym bezpieczny. Pod wpływem tego upodabniania się zwierzę zmieniło kształt tak bardzo, że wyrosło mu wiele wyrostków na ciele podobnych do tkanek roślinnych. To wręcz kapitalne naśladownictwo, na mistrzowską skalę.
Pławikoniki to ryby o niespotykanym wręcz kształcie
Przez to w pławikoniku trudno rozpoznać rybę. Już sam jego kształt jako jednego z koników morskich jest nietypowy. Przypomnijmy, że te ryby z rodziny igliczniowatych (to rodzina ryb o specyficznym, często wydłużonym kształcie ciała) w toku ewolucji zaczęły wyglądać i pływać bardzo nietypowo. Są podobne do figur szachowych w postaci koni. Pływają w pozycji pionowej, dzięki wirującym ruchom płetw grzbietowych, wykonujących po kilkadziesiąt ruchów na sekundę.
To jedne z bardziej nietypowych ryb, a jakby tego było mało, to pławikonik australijski dorzuca jeszcze do puli swoje oryginalne pomysły w postaci owej mimikry. I budowy ciała jak najsilniej przypominającej roślinę, a nie zwierzę. Gdy się na niego patrzy, można odnieść wrażenie, że coś go porasta. Brakuje tylko, żeby ryba zaczęła przeprowadzać fotosyntezę.
Zwierzę jest tak niesamowite i robi tak wielkie wrażenie, że Australijczycy często nazywają je „morskim smokiem”. Zaiste, trochę wygląda jak baśniowy smok. Zarazem pławikonik australijski stanowi symbol tutejszych wód. Jest endemitem miejscowych płytkich wód (do 20 metrów) między zachodnią a południową Australią. I dotąd był rybą wciąż jeszcze częstą, aczkolwiek jego liczba spadała z uwagi na choroby, zanieczyszczenia i poławianie tych zwierząt jako atrakcji do akwariów.
Zakwit glonów doprowadził do katastrofy w Australii
Teraz jednak doszło kolejne, największe niebezpieczeństwo. Jest nim katastrofalny zakwit alg w wodach południowego Oceanu Indyjskiego, do którego dochodzi od wiosny. Zakwit na taką skalę, że władze Australii czy Republiki Południowej Afryki mówią nawet o klęsce naturalnej wymagającej natychmiastowych i ratunkowych działań. Informowaliśmy w Zielonej Interii o skali zagłady miejscowych gatunków zwierząt na skutek tego zakwitu. To głównie zakwit glonów z gatunku Karenia mikimotoi. Spowodował on śmierć wielu zwierząt.
Jak wynika z analizy 1400 raportów zebranych przez wolontariuszy organizacji OzFish, blisko połowę (47 proc.) martwych zwierząt stanowiły ryby kostnoszkieletowe, a 26 proc. – rekiny i płaszczki. Wśród ofiar są też głowonogi, takie jak ośmiornice czy mątwy, a także kraby i homary. „Te glony działają jak toksyczny koc, który dusi życie morskie” – mówi Brad Martin, szef projektu OzFish w Australii Południowej. A za powstanie tego zjawiska odpowiada globalne ocieplenie i podwyższenie temperatury wód Oceanu Indyjskiego oraz brak silnych wiatrów, które mogłyby rozproszyć kolonię glonów.

Dzisiaj premier Australii Południowej, Peter Malinauskas mówi już o klęsce naturalnej, gdyż jego zdaniem, tak należy traktować to, co dzieje się na półkuli południowej od marca. BBC podaje, że Australia Południowa zamierza przeznaczyć 14 mln dolarów australijskich w ramach dofinansowania przyznanego przez rząd federalny na walkę z klęską, a środki zostaną przeznaczone na badania, oczyszczanie środowiska i działania wspierające przemysł. Straty są bowiem kolosalne, zarówno w przyrodzie, jak i gospodarce. W wielu rejonach południowej Australii rybacy twierdzą, że nie mają żadnych dochodów od trzech miesięcy.
Rusza misja ratunkowa dla pławikoników
11 australijskich uniwersytetów opracowało już siedmiopunktowy plan walki z plagą. Obejmuje on np.: natychmiastowe rozpoczęcie badań w celu zrozumienie wpływu tego zakwitu na środowisku i opracowanie planów działania na wypadek kolejnego takiego przypadku; dekarbonizację Australii i to do zera; zmniejszenie zanieczyszczenia wód substancjami odżywczymi i rozpuszczonym węglem oraz monitorowanie wybrzeży i Wielkiej Rafy Koralowej.
W całej tej wielkiej katastrofie jednym z najbardziej poszkodowanych jest pławikonik australijski. Jest nieduży, świetnie się kamufluje, ale na szczęście jego los nie umknął australijskim przyrodnikom. Biją oni na alarm w sprawie tego unikalnego gatunku, gdyż w ostatnich tygodniach na plażach zachodniej i południowej Australii, a także na płyciznach znajdowane są tysiące, wręcz dziesiątki tysięcy martwych pławikoników. To największy taki pomór od czasu wystąpienia katastrofalnego zjawiska La Niña, które spowodowało śmierć setek tych ryb w kwietniu 2022 roku w samych tylko wodach wokół Sydney i Nowej Południowej Walii.
Jeżeli katastrofa związana z zakwitem alg nie zostanie opanowana, pławikonik australijski może tej klęski już nie przetrzymać. Australijczycy zamierzają zatem wdrożyć plan ratowania tego gatunku, obejmujący m.in. czasowe odłowy tych ryb z wód zagrożonych zakwitem.