Konfederacja dobija w sondażach do 20 procent, nawet ciut wyżej, te liczby mogą falować wte i wewte zależnie od pracowni, ale ważny jest trend: szybki wzrost notowań zarówno Mentzena, jak i całej Konfy, nieważne, kto bada. Zwyżkę Konfederacja zawdzięcza postępującej degrengoladzie dwóch polskich partii mainstreamowych, które w trakcie geopolitycznej burzy zajmują się ustalaniem, kto bardziej zabił panią Basię, a także kto jest większą Targowicą. Nawet wierni wyborcy POPiS-u zaczynają się orientować, że zachowanie ich ulubieńców jest nieco zbyt ekstrawaganckie i beztroskie w tak pięknych okolicznościach przyrody. Zamiast rządzić, co powinien robić rząd, oraz pilnować jakości rządzenia, co powinna robić opozycja, politycy POPiS-u toczą wsobną nawalankę, a kraj w tym czasie dryfuje sobie po burzliwych wodach światowych wydarzeń. W tej sytuacji Mentzen z Bosakiem wchodzą cali na biało, oni i już tylko oni, bo Tusk zjadł przystawki. Jeśli się nie lubi PO oraz nie lubi się PiS-u, a sytuacja ta dotyczy połowy Polaków, z poważnych ofert zostaje Konfederacja, bo Lewica i Polska 2050 ofertami poważnymi być przestały z poparciem na poziomie trzech-czterech procent. Liczni trelopodobni posłowie tych partii pielgrzymują właśnie do kierownika po miejsca na listach, zegar bije, w zasadzie można przyjąć, że wszyscy oni są już Platformą. Tak obecnie wygląda stan gry.

Zobacz wideo Wicemarszałek Sejmu 12 lat pracował na śmieciówkach

Nawrocki robi Konfederacji połowę roboty

Konfederacja korzysta z okoliczności, które jeszcze nigdy aż tak się nie skumulowały na jej korzyść. Pierwszym jej szczęściem i klejnotem jest Karol Nawrocki. Powiedzieć, że to zły kandydat, to nic nie powiedzieć. Nawrocki jest wzorcem z Sevres politycznych wydmuszek, nie ma zdania niemal na żaden temat, napisali mu jakiś program mentzenopodobny w stylu „niskie podatki”, o którym kandydat ma mgliste pojęcie, i zresztą średnio go to interesuje. Robienie z Nawrockim wywiadów nie ma sensu, ponieważ cały wyraźny wysiłek skoncentrowany jest na tym, żeby nie powiedzieć czegokolwiek, co mogłoby zasmucić sztab albo zbiesić „target”. To było wiadomo już 30 października 2024 roku, kiedy wzorcową praprarozmowę z Nawrockim na antenie RMF przeprowadził Robert Mazurek. Było w niej absolutnie wszystko, co powinniśmy o kandydacie wiedzieć, albowiem kandydat nie odpowiedział na żadne pytanie. I ten stan trwa. „Która godzina?”. „Panie redaktorze, przyjdzie czas na odpowiedzi, teraz musimy pracować dla Polski, a poza tym chciałbym wszystkich pozdrowić”.

Przeświadczenie macherów od wizerunku, że wyborcy są większymi idiotami niż w rzeczywistości, to główny błąd wszelkich takich sztabów. Niby prosta rzecz: „Panie kandydacie, czy podatki powinny być progresywne, czy liniowe?”. Ale i na to kandydat PiS nam nie odpowie, uporczywie zmienia temat, żeby nie zdenerwować ani wyborców Konfederacji, którzy wierzą w „zausz firmę”, ani wyborców PiS-u, którzy bogatych chcieliby mocniej opodatkować, za to przynudza, kluczy, w efekcie wkurza jednych i drugich. Błąd założycielski tej kampanii PiS-u to wykoncypowana obłość Nawrockiego, otoczakowatość skończona i doskonała, już nawet Nawrocki-alfons z gawędek „Wyborczej” bardziej nadaje się do polubienia, bo jest przynajmniej jakiś, niż Nawrocki wyprany ze wszystkiego przez znakomity proszek marki „Szafernaker”.

Słabnie PiS, kompromituje się PO

Konfederacja – to jej drugi po Nawrockim dopalacz – niesamowicie korzysta na kompromitacji polskich partii mainstreamowych. PO i PiS są niemal wyłącznie zajęte sobą i zagryzaniem się („To wy zabiliście panią Basię” vs „Nie, to wy zabiliście panią Basię”, „Jesteście ruscy agenci” vs „Nie, to wy jesteście ruscy agenci”, „A o czym rozmawiał Kaczyński w 1990 roku z Wasinem?” vs „A o czym rozmawiał w 2009 roku Tusk na molo z Putinem?”). Na tym tle Konfederacja wydaje się coraz większej grupie wyborców siłą rozsądną, umiarkowaną i propaństwową. W pakiecie co prawda dostają darwinistyczny program Mentzena (obniżanie podatków kosztem niszczenia usług publicznych, na czym najbardziej ucierpiałaby prowincja i klasa ludowa), dostają też w pakiecie rozmaite dary losu w postaci posła Berkowicza („Ograniczenie prędkości to kretynizm”), ale na tle dwóch zajętych szarpaniną polskich partii mainstreamowych nawet ktoś, kto chce zlikwidować znaki drogowe, nie wydaje się dziś aż takim oszołomem. Jesteśmy świadkami słabnięcia PiS-u i kompromitacji PO, której rządy są nie tyle nieudane, ile skrajnie niedbałe i źle oceniane przez większość Polaków. Platformie co prawda trochę w sondażach urosło, czym się radośnie chwali, ale te wzrosty osiąga wyłącznie kosztem przystawek – Lewicy i Polski 2050 – które w sondażach wypadają z Sejmu. Gdyby wybory odbyły się dziś, wygrałaby je PO na tej samej zasadzie, na jakiej PiS wygrał w 2023 roku: jesteśmy pierwsi, ale tracimy władzę.

Z kolei PiS część swoich wyborców odstrasza krzykami o „zamachu stanu” i „pierwszej ofierze reżimu Tuska”, bo PiS robi dokładnie to, co tamci robili siedem lat temu: histeryzuje, przesadza, ogłasza kolejne końce demokracji, w tym roku było ich już z siedem, a mamy dopiero marzec. Beznadziejna władza i równie beznadziejna opozycja – oto smutny los Polaka-szaraka.

Mentzen jeździ, Bosak mówi

Trzeci czynnik napędzający Konfie punktów znów jest czysto ludzki. Mentzen nieprawdopodobnie zasuwa w tej kampanii (typowy jego dzień to kolejne wiece w pięciu-sześciu miastach), a Bosak jest w tej kampanii nieprawdopodobnie uważnie słuchany. Prawica nie mogła dostać lepszego prezentu. Bosak dla wielu ludzi jest obecnie jedynym politykiem, którego da się słuchać i traktować poważnie, bo w programach publicystycznych ma coś do powiedzenia, zamiast przerzucać się przekazami dnia i kłócić, kto jest większą Targowicą. Kiedy politycy PO i PiS toczą tradycyjną wsobną nawalankę, Bosak potrafi zrelacjonować aktualny stan gry Putin-Trump i mieć na ten temat własne zdanie. Zacytuję zdeklarowanego wyborcę lewicy: „Z Bosakiem się totalnie nie zgadzam, a jednocześnie nie czuję się przez niego traktowany jak idiota, któremu można wciskać partyjne pierdololo”. „A polityków lewicy już nie cenisz?”. „Cenię niektórych, ale co z tego, jeśli oni mają po dwa czy cztery procent i stali się idealnie nieistotni”. Tyle wyborca lewicy.

PiS będzie miał ciężko z Konfederacją

Konfederacja przy takich wynikach rządziłaby po 2027 roku z Kaczyńskim, ale występowałaby nie w roli przystawki, tylko drugiego dania głównego. PiS miałby 151 posłów, a Konfederacja 116 (sondaż dla RMF), co daje ogromną większość, ale przede wszystkim widać w tym układzie równowagę koalicyjnych partnerów. Co by to oznaczało? Koniec takiego PiS-u, jaki znamy, gdyż Kaczyński nigdy nie musiał się tak naprawdę z nikim dogadywać jak równy z równym, zawsze rządził, mając tylko przystawki i podnóżki: Leppera, Giertycha, Ziobrę. Wasali mógł kopać, poszczuć służbami, przekupić, w nowym układzie byłoby to trudne albo niemożliwe. Jeśli połowę służb musisz oddać koalicjantowi, to nie wyślesz CBA na ludzi Mentzena, skoro Mentzen następnego dnia wyśle na ciebie ABW, które w koalicyjnym podziale fifty-fifty akurat jemu przypadło. PiS, który musi ustępować, układać się z kimś na serio, kogoś poważać, a nie traktować z buta, to nie może być PiS Kaczyńskiego. Raczej musiałby to być PiS Morawieckiego albo Czarnka, partia bardziej cwana, cyniczna i umiejąca dealować, a nie PiS żoliborsko-inteligencki, rozhisteryzowany, zajęty bitwami statusowymi, bo ktoś komuś kiedyś ręki nie podał.

***

Konfederacja już raz rosła w sondażach, a potem spadała, bo wśród części wyborców tuż przed głosowaniem zwyciężała obawa przed radykalizmem tej formacji. Teraz – bez Brauna – ten efekt może nie nastąpić. Polska scena polityczna przeżywa wstrząsy, płyty tektoniczne trzeszczą, a meble pod wpływem drgań wędrują same po pokojach. Być może Tusk z Kaczyńskim zdołają je po raz kolejny poustawiać po staremu, ale tym razem będzie dużo trudniej.

Udział
Exit mobile version