Gdyby zadzwonił kolega z Polski i powiedział, że boi się wojny, bo niedawne wtargnięcie rosyjskich dronów, bo incydenty nad Bałtykiem, to co by Pan mu powiedział?
Że choć rosyjskie prowokacje zbrojne są powodem do niepokoju, to wojna jest mało prawdopodobna. Nawet kiedy dochodzi do incydentów zbrojnych, należy pamiętać, że to nie incydenty same w sobie zaczynają wojny. Te wybuchają z powodów politycznych. Państwa wszczynają wojny, ponieważ chcą w ten sposób zrealizować jakieś swoje cele. Nie z powodu incydentu, na przykład zestrzelenia jednego samolotu.
A czy Rosja nie ma celów prowadzących do wojny z NATO?
Jestem bardzo sceptyczny co do tego, żeby rosyjskie przywództwo chciało otwartej wojny z Sojuszem, bo ten byłby w stanie zdecydowanie wygrać. Nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek mógł wątpić w wiarygodność i zdolność NATO do odstraszania. Tak konwencjonalnego, jak i jądrowego. Niezależnie od tego, przygotowywanie się, pokazywanie swojego potencjału i woli jego użycia, jest bardzo ważne w zapobieganiu wojnie.
Czy w ogóle rosyjskie wojsko mogło się porywać na NATO bez zakończenia wojny w Ukrainie?
Nie wydaje mi się, żeby Moskwa próbowała konfrontacji z NATO bez uporządkowania tej kwestii. Przynajmniej jeszcze przez jakiś czas. Choć trzeba mieć na uwadze, że polityczna decyzja o pójściu na wojnę nie musi być oparta o racjonalną i profesjonalną analizę potencjału militarnego. Wiele zależy od tego, jak skończy się wojna Rosji z Ukrainą, zakładając, że w ogóle skończy się w najbliższej przyszłości. Bezpieczeństwo Europy w pewnym stopniu zależy od jej wyniku. Państwa europejskie stoją przed ważnym wyborem w kwestii przyszłości swojego kontynentu. Czyli czy postarają się zapewnić, aby armia ukraińska pozostała istotną siłą nawet po zakończeniu wojny, czy skupią się głównie na swoim własnym bezpieczeństwie.
Patrząc z dystansu, warto zaznaczyć, że odbudowanie rosyjskiego potencjału wojskowego to nie pytanie „czy”, ale „kiedy”. Debata w kręgach analitycznych toczy się głównie nad tym, czy będzie to 5, czy 7 lat, zanim Rosja będzie znów zdolna do prowadzenia operacji bojowych na dużą skalę, stanowiących zagrożenie dla członków NATO. W przypadku działań na mniejszą skalę, na przykład wymierzonych w kraje bałtyckie, można mówić o znacznie krótszej perspektywie.
Zakładając czarny scenariusz, że nie zdołamy jednak odstraszyć Rosji i ta postanowi wykorzystać siłę w swojej polityce wobec NATO, to jakiej właściwie wojny możemy się spodziewać?
Wszystko zależy od tego, jakie cele zostałyby postawione przed rosyjskim wojskiem. To one decydują o późniejszej strategii militarnej i o tym, jak zostają użyte siły zbrojne. Każda wojna ma swój własny kontekst i też toczy się w innych warunkach geograficznych. Tak więc patrzenie na to, jak teraz wygląda wojna Rosji z Ukrainą i wyobrażanie sobie, że coś takiego będzie działo się na przykład w państwach bałtyckich, nie jest pomocne. Co więcej, byłbym ostrożny w wyciąganiu wniosków ze złej fazy konfliktu. Czyli z tej obecnej, a nie na przykład wstępnej, która była znacznie bliższa klasycznej wojnie z użyciem manewru i siły ognia. Ponadto zaczynając konflikt z NATO, Rosja miałaby na pewno inne założenia i plany, niż kiedy zaczynała z Ukrainą. Wobec tego wszystkiego wydaje mi się wątpliwe, aby taka wojna potoczyła się w sposób podobny do tej obecnej.
Po co w ogóle Kreml miałby chcieć zaczynać wojnę z NATO? W 2022 roku mogło się wydawać, że najazd na Ukrainę nie ma sensu. Teraz podobnie ruszanie na NATO wydaje się nie nieść zysku dla Kremla. Może jednak coś przeoczamy?
Ważne jest, by wyciągać wnioski z tego, co się stało, ale warto jednak mieć pewien dystans. Prawdopodobieństwo wojny pozostaje w mojej ocenie małe, choć wyższe po inwazji na Ukrainę. Warto jednak zastanowić się, dlaczego w 2022 roku Moskwa tak bardzo źle oceniła sytuację oraz dlaczego dysponująca tak dużymi siłami lądowymi Ukraina nie zdołała odstraszyć Rosjan. Można to ująć w ten sposób, że właśnie z powodu tego, co stało się w 2022 roku, nie możemy teraz bagatelizować możliwości pełnoskalowej wojny konwencjonalnej, pomimo względnie małego prawdopodobieństwa jej wybuchu. Właśnie z powodu ryzyka wystąpienia takich konsekwencji, jak te, które widzimy teraz na Ukrainie.
To, co mnie bardziej martwi, to że Rosja może próbować stworzyć kryzys, który będzie testem woli USA do pozostania zaangażowanymi w bezpieczeństwo Europy. To właściwie może się dziać już w tej chwili. Dla Moskwy rozmowa o NATO to głównie kwestia obecności militarnej USA w Europie. Podejrzewam, że nikt nie rozumie tego lepiej niż Polacy, którzy od dawna konsekwentnie pracują nad zwiększeniem amerykańskiej obecności wojskowej w swoim kraju i zobowiązań Waszyngtonu wobec niego. Wobec tego jednym z powodów potencjalnej wojny oraz stojących za nią założeń mogłoby być to, że Moskwa przestanie wierzyć w amerykańskie zaangażowanie w bezpieczeństwo Europy.
Tak czy inaczej, dzisiaj wydaje mi się, że to nie wojna, ale naciski ze strony Rosji poparte groźbą użycia siły, są poważniejszym problemem. Moskwa zdaje się być coraz bardziej bezczelna i podejmująca coraz większe ryzyko. Rosyjskie działania można traktować jako mające na celu zastraszać poszczególnych członków NATO i rzucić wyzwanie całemu sojuszowi.
Mówił Pan, że chyba nie ma takich, którzy nie wierzą w zdolność odstraszania NATO. Jednak nowa administracja w Waszyngtonie nie pomaga europejskim sojusznikom czuć się pewnie. Wiarygodność USA w tym zakresie istotnie tu spadła.
To, co istotne, to że Europejczycy zdołali na razie utrzymać status quo, czyli zaangażowanie USA w europejskie bezpieczeństwo. Jednak niewątpliwie widzę nadchodzące zmiany. Wiele powiedzą nowe dokumenty strategiczne opracowywane w Waszyngtonie. Jest jednak widoczne, że jesteśmy w trakcie procesu większego skupienia się na obronie naszego własnego terytorium, rywalizacji z Chinami i przeniesienia ciężaru odstraszania oraz obrony w Europie na barki europejskich sojuszników. Tego ciężaru na razie nie jesteście gotowi unieść, biorąc pod uwagę ograniczenia europejskich wojsk oraz przemysłu zbrojeniowego. Wydaje mi się też, że niedawny atak dronami w Polsce pokazał, iż obserwacje i wnioski z wojny w Ukrainie nie zostały wystarczająco przyswojone w wojskach NATO.
Co w takiej rzeczywistości możemy lepiej robić, żeby jednak tę kwestię udźwignąć i odstraszyć Rosjan?
Wszyscy musimy bardziej się starać w kwestii wspomnianych lekcji z Ukrainy i poprzeć to odpowiednimi inwestycjami. Ogólnie rzecz biorąc, Europa jest na dobrej drodze, zwiększając wydatki na obronność i starając się ograniczać zależność od USA. Jednak jeszcze wiele lat do tego, aby była w stanie prowadzić samodzielnie operacje na dużą skalę. Bez USA pełniących rolę przewodnią i spinających cały wysiłek w całość. Oznacza to, że państwa europejskie muszą czynić największe inwestycje nie tylko w zwiększaniu swoich wojsk, ale też w budowie zdolności do działania z minimalnym wsparciem amerykańskim.
Michael Kofman – jeden z czołowych amerykańskich analityków specjalizujących się w tematyce sił zbrojnych Rosji, polityki bezpieczeństwa tego kraju, a także wojny w Ukrainie. Aktualnie starszy analityk w think-tanku Carnegie Endowment. Urodziny w Kijowie przed rozpadem ZSRR.