Jej najnowsza odsłona zaczęła się w minionym tygodniu listem otwartym członków załogi wycofanego ze służby okrętu podwodnego ORP Sokół. Został on skierowany do ministra Kosiniaka-Kamysza w rocznicę podniesienia bandery na tej jednostce 4 czerwca 2002 roku.

Wzywamy rząd RP do podjęcia pilnych i konkretnych działań zmierzających do odbudowy sił podwodnych Marynarki Wojennej. Czas honorowych deklaracji minął, nadszedł moment decyzji.

Byli członkowie załogi ORP Sokół przypomnieli przy tym, że proces zakupu dla Marynarki Wojennej trwa już 28 lat, bo pierwsze analizy i dyskusje na ten temat podjęto pod koniec lat 90.

List podwodniaków do ministraFot. @Lobster9999

Nowe wzmożenie, stare realia

Mamy rok 2025 i jesteśmy na tym samym etapie. Minister Kosiniak-Kamysz składał swoją honorową deklarację pod koniec listopada 2024 roku, przy okazji święta Marynarki Wojennej. Mało kto z osób bliżej śledzących epopeję programu Orka przyjmował ją jako pewnik. Po tylu latach obietnic kolejnych ministrów trudno o wiarę i optymizm. Podpisanie umowy na zakup nowych okrętów podwodnych dla Polski w ciągu roku? Byłoby to naprawdę spore osiągnięcie. Choć w odpowiedzi na list podwodniaków minister zapewniał, że wszystko jest „zgodnie z planem i bez opóźnień”. Ma trwać „etap konsultacji międzyrządowych”, które są „standardem przy projektach realizowanych w formule międzyrządowej (G2G), gdzie kluczowe są nie tylko kwestie przemysłowe, ale też strategiczne i polityczne”.

Według późniejszego artykułu „Rzeczpospolitej” trudno jednak mówić o tym, aby wszystko działo się bez opóźnień. Umowa na zakup w tym roku zgodnie z deklaracją ministra, właściwie od początku była mało realna. Teraz według „Rz” mało prawdopodobne ma być już nawet wskazanie, od kogo byśmy chcieli okręty kupić, co ma być wstępem do zasadniczych negocjacji. Właściwie to samo napisał już kilka dni wcześniej dziennikarz branżowy Tomasz Dmitruk, komentując wspomnianą odpowiedź ministra na list podwodniaków.

Czyli mamy formalne potwierdzenie, że w programie #ORKA nie rozpoczęto dotąd nawet postępowania. Umowa wykonawcza w tym roku? Życzę powodzenia, ale nie wierzę.

Ponieważ to jednak poniedziałkowy tekst „Rz” wywołał burzę medialną, zwłaszcza po prawej stronie sceny politycznej, do sprawy dodatkowo odniósł się oficjalnie MON. – Program Orka jest i będzie  kontynuowany. Robimy wszystko, by umowa na pozyskanie  okrętów podwodnych została podpisana w rym roku – napisał na X Paweł Bejda, sekretarz stanu w MON. Odezwała się też Agencja Uzbrojenia, pisząc: przyjęty proces pozyskiwania okrętów podwodnych w programie #Orka przebiega w sposób skorelowany z trwającymi konsultacjami na poziomie międzyrządowym. Po ich zakończeniu przystąpimy do procesu kontraktowania.

Ta druga wypowiedź w sposób zawoalowany podkreśla, że istotnym elementem procesu są negocjacje na poziomie politycznym z władzami innych państw, na temat ewentualnych warunków zakupu okrętów. Sugestia od wojskowych, że sprawa jest mocno zależna od polityków, a nie tylko od nich.

Rytualne trwanie Orki

Szkopuł w tym, że prowadzenie przez kolejnych ministrów obrony zaawansowanych negocjacji w sprawie zakupów okrętów podwodnych i rychłe podpisanie na nie umowy, staje się czymś w rodzaju rytuału. Za Antoniego Macierewicza zresetowano proces, bo po rządzie Platformy Obywatelskiej zostały zaawansowane negocjacje z Niemcami w sprawie zakupu ich okrętów typu 212. On sam w ostatnim okresie swojego urzędowania był bliski dopięcia rozmów z Francuzami w sprawie ich okrętów typu Scorpene. Przyszedł jednak minister Mariusz Błaszczak z nową wizją i priorytetami, proces zresetowano po raz kolejny. Powtórka wywołała takie poruszenie wśród marynarzy, że w sposób bezprecedensowy publicznie krytycznie wyraził się o tym ówczesny dowódca MW admirał Mirosław Mordel. Został za to niemal natychmiast przez ministra odwołany. Do końca urzędowania ministra Błaszczaka program Orka miał niski priorytet i powrócił do stanu wiecznych analiz, podczas gdy skupiono się na rozpoczęciu budowy fregat Miecznik.

Co znamienne, teraz już poseł Błaszczak, wyraża głębokie zaniepokojenie oraz troskę problemem zakupu nowych okrętów podwodnych. Latem 2024 skierował w tej sprawie interpelację do MON „w związku z docierającymi do mnie niepokojącymi informacjami dotyczącymi programu”. Teraz przy okazji tekstu „Rz” o nierealności umowy w tym roku wyraża oburzenie na „X”. Razem z nim inni politycy oraz komentatorzy prawicowi.

Może pieniądze z UE pomogą

Prawda jest taka, że od dekad zakup okrętów podwodnych nie jest realnym priorytetem dla żadnej obsady MON. Głównie z powodu pieniędzy. Program Orka to koszt rzędu nawet kilkunastu miliardów złotych za 3 jednostki. Przed 2022 rokiem i ograniczonymi środkami na modernizację wojska, oraz ogromem jego potrzeb, cała Marynarka Wojenna była na szarym końcu za Wojskami Lądowymi oraz Siłami Powietrznymi, a potem jeszcze na poziomie samego morza nie było przekonującego argumentu, że akurat okręty podwodne są kluczowe. Widać to po tym, że szybciej doczekał się ruszenia program fregat Miecznik. Dyskusje o tym, jak bardzo i do czego właściwie są nam okręty podwodne, ciągną się już od dobrze ponad dekady. Choć w mediach branżowych silny jest głos ich zwolenników, to w siedzibie MON przy ul. Niepodległości w Warszawie nie ma on szczególnej mocy. W kręgach władzy dominuje głos „zielonych” oraz „szarych”, czyli oficerów wojsk lądowych oraz lotnictwa.

Pomimo opisywanych najnowszych pesymistycznych wieści, to paradoksalnie teraz może być dobry moment dla programu Orka. Co prawda pieniędzy w budżecie MON na najbliższe lata jest mało, o czym pisaliśmy wcześniej, to pomóc może Unia Europejska. Trwają właśnie prace nad sprecyzowaniem programu SAFE, czyli 150 miliardów euro w postaci pożyczek na korzystnych warunkach, które państwa UE (i być może Wielka Brytania) będą mogły przeznaczyć na zakupy uzbrojenia. Przy czym uzbrojenia produkowanego w większości w zjednoczonej Europie. Jednym z polskich programów, które mogłyby na tym skorzystać, jest właśnie Orka. Większość branych pod uwagę ofert pochodzi bowiem z Europy.

Według informacji udzielonych przez AU Dmitrukowi na początku czerwca, trzy najwyżej ocenione oferty pochodzą z Niemiec, Szwecji i Włoch. Inne nie zostały wykluczone, ale miały wypaść gorzej. Nie wymieniono jakie, ale wiadomo, że od lat swoje propozycje składają też Francuzi, Hiszpanie i Koreańczycy. Wśród trójki na podium największe szanse mogą mieć Niemcy, ponieważ Włosi oferują zmodyfikowany, ale jednak okręt na licencji niemieckiej. Można więc spodziewać się problemów ze strony Niemiec. Szwedzi mają natomiast sami duże problemy z okrętami A26 dla swojej floty, których budowa ma już znaczne opóźnienie i przekroczenie kosztów, a co dopiero mówić o budowie kolejnych dla Polski. Choć dlaczego w tym wypadku z podium wykluczono Francuzów, którzy takich problemów nie mają? Nie wiadomo. Może chodzi o parametry techniczne.

Choć więc atmosfera wokół programu Orka pozostaje pesymistyczna, bo jak może być inaczej po takim czasie pełnym pustych deklaracji, to pomóc przełamać impas mogą ostatecznie pieniądze z UE. Choć nie ma co się spodziewać ostatecznych decyzji w tym roku.

Udział
Exit mobile version