W nocy z soboty na niedzielę w oddalonym o 30 kilometrów od Trójmiasta Egiertowie wilki wkroczyły na posesję pani Moniki Wróblewskiej. Zaatakowały psa Bobo. Zwierzę było przywiązane łańcuchem do budy.
„Winny jest właściciel”
„To dosłownie były dwie minuty” – mówi w rozmowie z mediami właścicielka czworonoga. Pies został porwany przez wilki i zagryziony. Bobo był „prawdziwym członkiem rodziny” – powiedziała pani Monika w rozmowie z TVN.
Jak jednak mówi Ewa Gebert z Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt OTOZ Animals, w tej sytuacji winny jest właściciel. Zwierzęta trzymane na uwięzi są dużo bardziej narażone na takie ataki – tłumaczyła w „Faktach” TVN.
Jak podaje portal kaszubski24, wilki w okolicach widziało więcej osób. Zwierzęta zaobserwowano też w pobliskim Kiełpinie. Miały tam zaatakować psa nad rzeką Radunią.
Wilki na Kaszubach są widziane coraz częściej
„Widziałam wilka, ale strach sparaliżował mnie tak bardzo, że nawet nie pomyślałam o nagrywaniu” – relacjonuje jedna z czytelniczek portalu.
O sytuacji powiadomiono już Wydział Zarządzania Kryzysowego w Kartuzach. O ostrożność od wielu miesięcy apeluje wśród mieszkańców także radny powiatu kartuskiego Arkadiusz Piernicki.
Wbrew obiegowej opinii, wilki z reguły stronią od kontaktu z człowiekiem. „Wilk nie stanowi zazwyczaj dla ludzi zagrożenia, to dzikie zwierzęta. Nie wiem, co trzeba zrobić, żeby wilka sprowokować do ataku. Woli zejść z drogi, jeśli tylko ma możliwość” – tłumaczył na łamach Zielonej Interii Maciej Romański z Wigierskiego Parku Narodowego.
Co innego jednak psy. Te czasami padają ofiarą drapieżników. Szczególnie teraz, gdy wilki są zmęczone niskimi temperaturami i szukają pokarmu poza lasem. Chodzi jednak nie tylko o przetrwanie. „Pies luźno biegający po lesie stanowi dla wilka zagrożenie. Jeśli pies się załatwi, to wilk pójdzie za jego zapachem, dla wilka to sygnał wypowiedzenia wojny” – mówił Maciej Romański.