– Nawet jeśli takie wydarzenia umykają nam w natłoku informacji i zdarzeń, zwyczajnie nas nie interesują, to takie operacje mają wpływ na społeczne emocje – mówi Gielewska, która opisuje rosyjskie kampanie dezinformacyjne, współtworzy środkowoeuropejski portal śledczy vsquare.org i polski FRONTSTORY.PL.

Śledztwa FRONTSTORY.PL, między innymi na temat wpływów wschodnich, będziemy od teraz publikować także na Gazeta.pl.

– Mamy do czynienia z machiną zorganizowanej dezinformacji i propagandy, często bardzo prymitywnej w treści, a jednocześnie korzystającej z zaawansowanej technologii. Nie przegrywamy na froncie informacyjnej wojny z Rosją, jednak jesteśmy w jej krytycznym momencie – mówi Gielewska.

Szybkie przebranżowienie z sędziego na narzędzie propagandy

Najlepszym przykładem tego, jak skuteczni potrafią być Rosjanie, jest jeszcze świeża sprawa Szmydta. Polskiego sędziego, który z początkiem maja uciekł na Białoruś. Natychmiast zaczął być wykorzystywany przez białoruską i rosyjską propagandę do rozsiewania narracji o tym, jak to Polska jest bez mała  państwem policyjnym, trzymanym na wodzy przez klikę polityków wysługujących się zachodnim mocarstwom, pchającym kraj do wojny w Ukrainie. Nawet jeśli taki przekaz może się wydawać toporny, to, jak tłumaczy Gielewska, jest to operacja modelowa i z punktu widzenia Rosjan udana. Nie chodzi im bowiem o przekonywanie nieprzekonanych w Polsce.

– Zostawmy na boku wątek szpiegowskI. Są przynajmniej cztery cele tej operacji w sferze informacyjnej – mówi Gielewska. Po pierwsze wykorzystanie zdrajcy na potrzeby rosyjskiej i białoruskiej propagandy wewnętrznej, po drugie rosyjskiej i białoruskiej dezinformacji wymierzonej w Polskę, po trzecie wywoływania podziałów w Polsce i po czwarte ośmieszanie Polski na arenie międzynarodowej.

– Jego aktywność w mediach propagandowych i społecznościowych jest profesjonalnie organizowana. Nie robi tego sam – stwierdza Gielewska. Po ucieczce profile Szmydta powstały na Telegramie, VKontakte, X, Facebooku i TikToku. W ciągu kilku dni pojawił się u najważniejszych rosyjskich propagandzistów, w tym u Władimira Sołowjowa. Jego postać FRONTSTORY.PL przybliżało w ramach międzynarodowego śledztwa „Kremlin Leaks”, które ujawniło między innymi to, że w 2023 r. Sołowjow dostał półtora mld rubli z rosyjskiego budżetu (ok. 15 mln euro).

Wpisy Szmydta w mediach społecznościowych albo wpisy na jego temat podawały dalej i szerzyły rosyjskie i białoruskie media propagandowe. Wpisy i treści powstają po rosyjsku i po polsku, co ma poszerzać grono ich odbiorców.

Cele „operacji Szmydt”

Jeśli chodzi o cel pierwszy, czyli propagandę wewnętrzną w Białorusi i Rosji, to Szmydt pomaga przekonywać obywateli tych państw, że polityka ich przywódców jest słuszna, sytuacja w ich krajach nie jest taka zła, a walka z Zachodem jest konieczna. Do tego przekonuje, że zwyczajni Polacy tak naprawdę nie chcą walczyć z Rosją ani Białorusią, tylko są do tego zmuszani przez skorumpowane elity. To ma wywołać fałszywe wrażenie, że polskie społeczeństwo jest podzielone w sprawie wojny w Ukrainie.

Kolejny cel jest z tym powiązany. Taki przekaz kierowany jest nie tylko do odbiorcy wewnętrznego, lecz także służy kampaniom dezinformacyjnym Kremla na świecie, na przykład w krajach Afryki czy obu Ameryk. – Czyli tam, gdzie Rosjanie wzmacniają wpływy i są aktywni propagandowo. Szmydt pozwala ośmieszać Polskę jako kraj rzekomo skorumpowany, a z drugiej strony uwiarygodnić kłamstwa o tym, że „zwykli” obywatele państw Zachodu są przeciwni angażowaniu się w wojnę w Ukrainie, chcą dobrych relacji z Rosją – opisuje Gielewska.

Kolejne cele „operacji Szmydt” są już bezpośrednio wymierzone w Polskę. Po pierwsze wzniecanie i wzmacnianie podziałów politycznych. – On jest bardzo dobry do tej roli, bo w Polsce budował relacje po obu stronach barykady. Był przede wszystkim związany ze środowiskiem Solidarnej Polski, ale też budował relacje w opozycji i występował w mediach krytycznych wobec PiS. Teraz, w kampanii wyborczej, to samograj w przepychankach o to, czy był bardziej kumplem PiS, czy skruszonym członkiem tak zwanej sędziowskiej kasty – opisuje Gielewska.

Czwarty cel to wpływ na polskich użytkowników sieci. I chociaż jak mówi Gielewska, polskie społeczeństwo wykazuje wysoką odporność na przekazy Kremla, to o zdrajcy jest jednak głośno. On sam o to dba i tworzy treści, które trafiają na jego profile w mediach społecznościowych. Wtórnie nagłaśniają je polskie media, które informują na przykład o tym, że Szmydt poszedł do sklepu w Mińsku, wydał oświadczenie albo gdzieś wystąpił. – On sam jest aktywny w sieci, wdaje się w dyskusje i wzmacnia w ten sposób zaangażowanie osób śledzących jego historię – opisuje Gielewska.

Nie miłośnicy Rosji, ale wrogowie wszystkiego

– To proces obliczony na długie lata. Chodzi o budowanie nielicznej, ale zaangażowanej grupy ludzi radykalnych – mówi dziennikarka. Osób, które w razie potrzeby będą gotowe działać. – W codziennej gonitwie może nam to umykać, ale w pewnym momencie zagorzali antyszczepionkowcy fizycznie napadają na lekarzy, ktoś rozsypuje zboże z pociągów albo przyłącza się do pikiety rolników z proputinowskim transparentem – tłumaczy Gielewska. Dziennikarze FRONTSTORY.PL opisywali na przykład, w jaki sposób antyszczepionkowcy zaczęli głosić antyukraińskie slogany i jaką rolę na taśmociągu propagandy Kremla odgrywa aktywność posła Grzegorza Brauna. Pisali też o działalności Nabila Malaziego i ruchu Kamratów. Statystycznie tacy ludzie i środowiska to margines, ale taki, który przez wywoływanie skrajnych emocji może wpływać na rzeczywistość.

Długofalowym celem rosyjskich operacji wpływu jest podkopywanie wiary w instytucje, polityków i media. Nieustanne sianie wątpliwości co do tego, co jest prawdą, a co nie. To istota działań dezinformacyjnych. – Nie zawsze przekonywanie do swoich racji, ale wywoływanie niepewności, strachu i chaosu – mówi Gielewska. I dodaje, że Kreml jest na tym polu skuteczny, bo rosyjskie służby znają sytuację w Polsce i Unii Europejskiej. – Ich służby i biznes długo szkoliły się na zachodnich uczelniach. Uczyły nowych technologii i funkcjonowania mediów. To poznawanie mechanizmów i słabości po to, żeby uderzyć w przeciwnika jego własną, odwróconą energią – dodaje dziennikarka.

Nie ma na tego rodzaju działania prostej recepty. – Potrzeba skuteczniejszych i lepiej zgranych działań służb, organów ścigania, ośrodków akademickich. Legislacji, która nadążą za technologią. Ważną rolę powinien mieć system edukacji, bo szkoła musi uczyć krytycznego myślenia i korzystania z sieci – dodaje. – Niezwykle ważne jest to, co każdy z nas może robić indywidualnie. Czytać wartościowe treści, poznawać zagrożenia, uważać na nie w sieci – mówi Gielewska. – Trudno wzmacniać odporność na zewnętrzną dezinformację, gdy stosują ją polscy politycy. Używają dokładnie tych samych narzędzi i mechanizmów do sterowania emocjami wyborców, a hasło „ruski agent” stało się właśnie podręcznym epitetem politycznym – dodaje.

Teoretycznie pomóc podnieść odporność na rosyjskie wpływy powinna komisja ds. badania rosyjskich wpływów. Jednak zdaniem Gielewskiej pierwsze pomysły o tym, jak ma wyglądać, przedstawiane jeszcze za rządów PiS, tylko pogłębiały chaos. W przyszłym tygodniu ma ruszyć w nowej formie, już pod rządem koalicji. – Zobaczymy, jakie będą efekty jej prac i charakter jej raportu. Czy to będzie zbiór, lista postaci, grup, środowisk? Opis spraw, w tym prowadzonych przez kontrwywiad? W jaki sposób udokumentowane będą poszczególne przypadki, czy będą odtajnione i upublicznione nowe materiały? Rosyjskie wpływy w Polsce w ostatnich 20 latach to jest temat na wiele tomów naukowych badań – mówi Gielewska. Jako przykład złożoności problemu wspomina operację „Ghostwriter” opisaną przez FRONSTROTY.PL – W kwietniu 2021 r. ujawniliśmy operację wykradania danych ze skrzynek polskich polityków. Chodziło o używanie materiałów ze skrzynek mejlowych VIP-ów w kampaniach dezinformacyjnych. Zajmowaliśmy się tą sprawą przez wiele miesięcy, opisując jej kolejne odsłony. Dwa miesiące później wybuchła afera mejlowa, a kanał Poufna Rozmowa zaczął wypuszczać mejle ze skrzynki Dworczyka. Mimo kilku śledztw w prokuraturach do dziś nie udało się wyjaśnić tej historii – opisuje dziennikarka.

Jej zdaniem rosyjskie operacje wpływu trzeba monitorować w długiej perspektywie, nie tylko doraźnie. – To działanie mierzone w dekadach. Znajdziemy odpowiedź na jeden problem, uodpornimy się na jakieś działanie, to znajdzie się inny – stwierdza Gielewska. – Choć wydaje się, że jesteśmy w punkcie krytycznym. Działań wymierzonych w Polskę jest więcej, przy niekontrolowanym tempie rozwoju technologii, której Rosja już używa do masowych manipulacji – zaznacza.

Jej zdaniem w najbliższym czasie wiele na temat polskich polityków powie nam to, jak będzie działać nowa Komisja ds. badania wpływów rosyjskich w Polsce. – Dobre jest to, że ma być komisją rządową, a jej prace nie będą na bieżąco relacjonowane w mediach, co ukróci możliwość do ciągłego wykorzystywania jej do walki politycznej. Niepokój budzą jednak deklaracje, że wnioski mają być już po dwóch miesiącach. Nie wydaje mi się, żeby dało się taki temat zbadać i opisać w tak krótkim czasie – mówi Gielewska.

Zdaniem dziennikarki to ogólnie nie jest zjawisko i walka, którą można w jakiś wyraźny sposób wygrać, ani też przegrać i stoczyć się w otchłań kompletnego chaosu. – Tego rodzaju działania toczą się już od wieków, tylko zmieniają się narzędzia. Znajdziemy rozwiązanie jednego problemu, uodpornimy się na jakiś sposób działania, to znajdzie się inny. Tak bez końca – stwierdza Gielewska. – Choć wydaje mi się, że jesteśmy w punkcie krytycznym. Natężenie tych działań w nas wymierzonych, szybkość, z jaką są modyfikowane i dostosowywane do naszych zachowań, są bezprecedensowe. Musimy intensywnie pracować nad tym, żeby móc skutecznie się przed nimi bronić – dodaje.

***

FRONTSTORY.PL to dziennikarstwo śledcze bez kompromisów. Żeby podejmować najważniejsze tematy, ujawniać nadużycia, pranie pieniędzy i zorganizowaną dezinformację, potrzebujemy wsparcia Czytelników. Wesprzyj nas na frontstory.pl/wspieram/. Zobacz to, co inni chcą ukryć.

Udział
Exit mobile version