Do przełomowego wydarzenia doszło w nocy z 2 na 3 maja podczas operacji ukraińskich dronów morskich w rejonie Krymu i aktualnie głównej bazy rosyjskiej Floty Czarnomorskiej w Noworosyjsku. Rosjanie twierdzą, że atak był bardzo duży, ale został odparty praktycznie bez strat. Choć sami przyznali się do straty jednego samolotu.

Pierwszy taki wyczyn drona

Pierwszy napisał o tym rosyjski kanał na Telegramie o nazwie „Fighterbomber”, który regularnie jako pierwszy i właściwie jedyny po tamtej stronie frontu potwierdza niepowodzenia sił powietrznych Rosji. Według niego załoga ze składu jakiegoś pułku lotnictwa szturmowego (co najpewniej oznacza 43 Samodzielny Morski Pułk Lotnictwa Szturmowego Floty Czarnomorskiej) w wyniku działania nieprzyjaciela skończyła w morzu w rejonie Noworosyjska. Czyli została zestrzelona. Lotników miał uratować znajdujący się w pobliżu statek cywilny.

3 maja więcej informacji na ten temat podali sami Ukraińcy. Konkretnie Główny Zarząd Wywiadu Wojskowego (HUR), który obok Służby Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) odpowiada za organizowanie akcji dronów morskich. Zestrzelony został myśliwiec Su-30, który atakował zespół nawodnych bezzałogowców. Komunikatowi towarzyszyło to nagranie, które potwierdza wersję Ukraińców. Widać trafienie w lecący obiekt, który następnie w płomieniach i po stracie wielu elementów opada do morza.

Dodatkowo dzień później szef HUR, generał Kiryłło Budanow rozmawiał z amerykańskim portalem specjalistycznym „The War Zone” i stwierdził, że w tej samej akcji trafiony został kolejny Su-30. Jego załoga miała zginąć. Nie ma jednak na razie żadnego dowodu na to wydarzenie. W rozmowie z Amerykanami gen. Budanow stwierdził, że zestrzeleń dokonano przy pomocy amerykańskich rakiet AIM-9 Sidewinder. Nie radzieckich R-73, które Ukraińcy montowali na swoich dronach morskich już w 2024 roku i które początkowo też uznawano za broń użytą w najnowszej akcji. Według Ukraińca próby z amerykańskimi rakietami zaczęto w styczniu tego roku i to one okazały się najbardziej skuteczne w takim zastosowaniu.

Po dwa takie pociski przeciwlotnicze mają przenosić drony o nazwie Magura 7, które są wyspecjalizowanym wariantem standardowych dronów uderzeniowych Magura 5, przeznaczonych do atakowania okrętów. HUR zamieściło na swoim profilu na Telegramie grafikę przedstawiającą ten pierwszy typ. Przy okazji padła sugestia, że drugi Su-30 rozbił się na Krymie. Być może był poważnie uszkodzony i załoga nie zdołała dociągnąć do bazy.

Ciągłe utrudnianie życia flocie Rosjan

Strącenie 1 lub 2 Su-30 to istotny problem dla Rosjan. Nie z powodu utraty maszyn i załóg, ale tego co to oznacza dla wojny na Morzu Czarnym. Ukraińskie drony morskie są na tyle poważnym zagrożeniem (razem z rakietami przeciwokrętowymi odpalanymi z lądu), że Rosjanie drastycznie ograniczyli używanie swoich okrętów. Zwłaszcza w zachodniej części morza, bliżej ukraińskiej Odessy. Dodatkowo ze względu na zagrożenie atakami rakietowymi i dronowymi większość wycofali z Sewastopola na Krymie do Noworosyjska na wschodzie, na wybrzeżu Kaukazu Północnego. Znacząco ograniczyło to skuteczność rosyjskiej blokady morskiej i umożliwia Ukraińcom utrzymywanie handlu morskiego na około połowie przedwojennego poziomu.

Do zwalczania ukraińskich dronów morskich Rosjanie sięgnęli głównie po śmigłowce, które bardzo długo praktycznie bezkarnie polowały na nie na wodach okalających Krym. To się jednak zmieniło pod koniec 2024 roku, kiedy po wielu nieudanych próbach zaczęli wysyłać w morze skuteczne drony przeciwlotnicze. Jedne z ciężkimi karabinami maszynowymi, inne ze wspomnianymi rakietami R-73. Tak samo jak AIM-9 są to pociski naprowadzające się po odpaleniu na podczerwień, czyli gorące gazy wylatujące z silników. Oryginalnie obie rakiety opracowano do walki powietrze-powietrze na krótkich kilkukilometrowych dystansach. Skuteczne odpalanie ich z pokładów małych i bardzo niestabilnych dronów okazało się sporym wyzwaniem. Głowice naprowadzające nie zostały stworzone do pracy w takich warunkach.

Pierwsze zdjęcia takich bezzałogowców Rosjanie pokazali jeszcze w maju 2024 roku. Było ewidentne, że Ukraińcy odpalali rakiety, ale bez efektu. Dopiero pod koniec grudnia 2024 roku dron uzbrojony w pociski R-73 zdołał strącić dwa rosyjskie śmigłowce Mi-8 w pobliżu wybrzeży Krymu. Wcześniej w tym samym miesiącu dron uzbrojony w ciężki karabin maszynowy zdołał trafić taki sam śmigłowiec i go uszkodzić. Sprawiło to, że używanie stosunkowo powolnych i nisko latających wiropłatów do polowania na ukraińskie morskie bezzałogowce, stało się ryzykownym przedsięwzięciem.

Alternatywą były samoloty. Początkowo Rosjanie używali ich głównie do atakowania ukraińskich małych łodzi z komandosami na większych odległościach od Krymu. Choć ze względu na brak odpowiednich ilości nowoczesnej broni kierowanej i być może dla oszczędności, robili to w stylu swoich dziadów, po prostu nurkując ku celom i ostrzeliwując je z działka pokładowego. Kiedy śmigłowce zostały zmuszone do znacznie ostrożniejszego działania w okolicy ukraińskich dronów, zadanie atakowania ich przejęły w większym stopniu samoloty. Teraz i te mają poważny problem. Ukraińcy zyskają więc jeszcze większą swobodę operowania na morzu.

Rosjanie na pewno będą szukać jakichś środków zaradczych. Najprostszym będzie atakowanie dronów z większych odległości przy pomocy uzbrojenia naprowadzanego. Czy to z samolotów, czy to ze śmigłowców uderzeniowych, których do tej pory nie używano szerzej nad morzem. Będzie to jednak znacznie bardziej kosztowne niż dotychczasowe rozwiązania, co też jest na rękę Ukraińcom. Im większe środki Rosjan zaangażują do zwalczania dość prostych morskich dronów, tym więcej będą one warte. Choć nie zastąpią im one floty, bo bez niej mogą jedynie znacząco utrudniać Rosjanom operowanie na Morzu Czarnym, ale nie są w stanie pokonać ich definitywnie i zapewnić pewnego bezpieczeństwa statkom handlowym idącym do Odessy.

Udział
Exit mobile version