Szymon Krawiec, „Wprost”: Dlaczego tak niewielu przedsiębiorców z pana pokolenia zostało w branży IT?

Adam Góral: Nie umiem na to do końca odpowiedzieć. Ja miałem przede wszystkim wiarę w to, że my, Polacy, możemy produkować oprogramowanie, że nie jest to domena zarezerwowana tylko dla wielkich zachodnich korporacji. Te ambicje sprawiły, że Asseco stało się mocne.

Na początku lat 90. ta wiara, że Polacy przebiją się na rynku z własnym oprogramowaniem, była nazywana naiwnością. Być może było to naiwne. To były takie czasy, że byłbym wtedy pewnie dużo bogatszy, gdybym sprzedawał sprzęt. Sprzęt był przecież czymś namacalnym, a pieniądze z transakcji były od razu. A my przynosiliśmy firmom jakieś dyskietki i chcieliśmy, żeby za nie płacili. Klienci na początku tego nie rozumieli.

Nieświadomość rynku była bardzo duża. W tamtych czasach ludzie bali się informatyki, nie mieli do niej zaufania.

Współpracę z sektorem bankowym zaczęliśmy od mniejszych banków i edukowaliśmy ich personel. Tłumaczyliśmy, że nie ma się czego bać, że te rozwiązania są proste i że razem możemy dużo osiągnąć.

Ale i tak został pan przy softwarze, nie poszedł pan w sprzedawanie sprzętu.

Bo w przeciwieństwie do hardware’u, to software daje tę szansę, że zostajesz partnerem na lata. Mamy u siebie klientów, którzy są z nami praktycznie od początku, od prawie 35 lat.

To, że zaczęliśmy od sektora bankowego, też nam bardzo pomogło. Ta branża jako pierwsza w całej gospodarce miała świadomość konieczności wprowadzenia u siebie poważnej informatyki. Nie musieliśmy długo ich przekonywać do tego, że jak nie pójdą z nami, to przegrają. Wiedzieli, że jak zostaną w miejscu, to nie będą konkurencyjni, bo świat się zmienia.

Jak później poszliśmy informatyzować inne sektory, to już byłem mądrzejszy. Wiedziałem, przez jakie fazy będą przechodzić inne firmy, miałem to doświadczenie z bankowości.

Czyli wiara czyni cuda. Ale wiarę mógł pan stracić w 2001 r., kiedy Crédit Agricole przejął dawny LUKAS Bank, który pan obsługiwał. Usłyszał pan wtedy, że wprawdzie jest pan bardzo dobry, ale Francuzi nie za bardzo wierzą, że utrzyma się pan na rynku.

Było mi wtedy przykro, był żal, ale dzisiaj trochę się z tego śmieję. W takich trudnych sytuacjach zawsze szukam pozytywów. Rzeczywiście, odmówili mi. Nie wierzyli we mnie. Ale ja się nie obraziłem na Crédit Agricole, tylko wyciągnąłem wnioski.

Uświadomiłem sobie, że dla tych wielkich struktur bankowych po prostu nie byłem partnerem, byłem za mały. Dlatego poszedłem szukać mniejszych partnerów z mojej dziedziny w Europie, abyśmy wspólnie pod egidą Asseco integrowali się i pokazali, jaką mamy siłę. Wiedziałem, że wtedy staniemy się partnerami dla tych dużych graczy, którzy na razie nam odmawiają.

Dzisiaj premier Tusk mówi o repolonizacji, żeby więcej zamówień trafiało do polskich, a nie zagranicznych firm.

Udział
Exit mobile version