
-
Skrzydlice to inwazyjne, trujące ryby, które sieją spustoszenie w ekosystemach Karaibów i Morza Śródziemnego.
-
Gatunki te nie mają naturalnych wrogów w nowych miejscach, dlatego naukowcy proponują, by to człowiek zaczął je zjadać.
-
Organizowane są akcje, eventy oraz promocje w restauracjach, by ograniczyć liczbę skrzydlic poprzez ich konsumpcję.
-
Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Skrzydlica pstra oraz skrzydlica wachlarzopłetwa to dwa gatunki bardzo efektownych ryb odnoszące największe sukcesy w ekosystemach morskich. Są zwierzętami przepięknymi, o wspaniałych barwach, którymi świetnie pasują do raf koralowych. I rzeczywiście, tam w naturze występują. Ich ojczyzną jest Ocean Indyjski, przyległa część Oceanu Spokojnego, ale te żarłoczne gatunki mieszkają także w Morzu Czerwonym. Są tu skutecznymi drapieżnikami. Skrzydlice mają szerokie paszcze, których rozwarcie pod sporym kątem pozwala im połknąć nawet dużą zdobycz.
Nie tylko jednak to. Skrzydlice żywią się rybami, krabami oraz krewetkami i innymi skorupiakami. Ich strategia łowiecka opiera się na wykorzystaniu rozłożystych płetw brzusznych w celu zapędzenia ofiary w miejsce bez wyjścia. Atak jest gwałtowny i szybki, a skrzydlice słyną z szybkości.
Są także trujące. Ujście gruczołów jadowych znajdują się na kolcu w płetwie grzbietowej, którą skrzydlica unosi i rozkłada, gdy poczuje się zagrożona. Ukłucie tym kolcem powoduje np. u człowieka piekący ból, opisywany jako ognisty. Stąd nazwa zwierzęcia – ognica.
Skrzydlice opanowały Karaiby i są tam plagą
W ciągu ostatnich 40 lat te drapieżniki z Indo-Pacyfiku zadomowiły się w tropikalnej zachodniej części Oceanu Atlantyckiego (Karaiby), co wywarło dobrze udokumentowany szkodliwy wpływ na lokalne zbiorowiska ryb. Około 10 lat temu rozpoczęła się ich druga inwazja na Morzu Śródziemnym. Wokół Kuby, Florydy i Bahamów skrzydlice zaczęły się panoszyć, przejmować nisze środowiskowe, wypierać rodzime gatunki ryb i pożerać inne. Opanowały już całą Zatokę Meksykańską i dotarły do brzegów Karoliny Południowej. A jest to ryba duża, niemal półmetrowa, o wadze przekraczającej 1 kg. Jej obecność jest niezwykle odczuwalna, a problem jest nabrzmiały. Te wody są idealne dla skrzydlic, a jednak nie stanowią ich naturalnego środowiska życia. W efekcie stają się plagą. W badaniu przeprowadzonym u wybrzeży Bahamów, opublikowanym w czasopiśmie „PLOS One” naukowcy donoszą, że wzrost populacji skrzydlic doprowadził do 65 proc. spadku biomasy 42 rodzimych gatunków ryb w ciągu zaledwie dwóch lat. To brzmi jak apokalipsa karaibskiej przyrody podwodnej. Zwłaszcza, że niektóre badania naukowe wskazują na to, że u brzegów Florydy zagęszczenie skrzydlic jest wyższe niż w jakimkolwiek miejscu ich rodzimego zasięgu występowania w Indo-Pacyfiku.
Wynika to stąd, że ryby te nie mają tu wrogów. Stąd wniosek ichtiologów, którzy planują jak pozbyć się skrzydlic z Karaibów, aby tych wrogów stworzyć. Nie chodzi przy tym o kolejną katastrofę, jaką byłby wsiedlenie drapieżników z Indo-Pacyfiku. Wrogiem ma być człowiek.
Pomysł jest taki, by stworzyć modę i zapotrzebowanie na skrzydlice, aby łowienie ich ograniczyło ich liczebność. Research and Education for Environmental Foundation (REEF) już organizuje zawody wędkarskie dla amatorów tej rozrywki, podczas których wypłacane są nagrody za najbardziej efektowne złowione skrzydlice. Okazało się, że sukces takich zawodów był spory. Nie wystarcza jednak, by ograniczyć liczbę szybko rozmnażających się ryb. Stąd koncepcja, by stworzyć całoroczny popyt na te ryby. Szansą są restauracje.
Ludzie chętnie jedzą rybę, która jest trująca
NWF, czyli National Wild Federation informuje o akcji podawania skrzydlic przyrządzanych przez restauracje na Florydzie w promocyjnej cenie. Od kilku lat akcja się rozrasta, w tym roku wzięło w niej udział dziewięć restauracji serwujących tę rybę. Przypomnijmy, że jest ona trująca, ale trucizna tkwi w kolcu w płetwie grzbietowej. Zatem przyrządzenie skrzydlicy tak, by nie była szkodliwa dla zdrowia i życia konsumentów nie jest trudne. A hasło, że restauracja serwuje odpowiednio przyrządzoną trującą rybę działa na klientów jak magnes. Nie brakuje osób, których takie hasła podniecają.
„Ecological Applications” pisze o eksperymencie przeprowadzonym na 24 rafach u wybrzeży Bahamów, gdzie obserwowano zachowanie ekosystemu przez półtora roku. Samo tylko zmniejszenie liczebności skrzydlic korelowało ze wzrostem biomasy rodzimych ryb o ponad połowę. To znaczy, że nie trzeba ich nawet całkowicie wytępić, by ekosystemy się podniosły. Wystarczy zmniejszyć ich liczbę, a temu może pomóc w zasadzie jedynie zjadanie tych ryb przez ludzi. To jedyny sposób na zatrzymanie tej inwazji.
W ramach akcji z restauracjami schwytane skrzydlice były przekazywane lokalom za darmo ze zgodą na to, by sprzedać je w dowolnej cenie, choćby wysokiej. Popyt był spory, wszystkie przekazane restauracjom skrzydlice zostały zjedzone, co może sugerować, że zbudowanie mody na pobyt na te ryby zdoła uratować przyrodę Karaibów.

